Świadomość i edukacja klimatyczna z jednej strony pchają nas do działania, z drugiej czynią bardziej podatnymi na uczucie bezsilności wobec skali problemu zmian klimatu. W dyskursie publicznym coraz częściej można spotkać się z określeniami takimi jak depresja klimatyczna, lęki klimatyczne, czy rozpacz i żałoba klimatyczna. Pojęcia te mogą wydawać się ekstremalne, niemniej badania potwierdzają, że rośnie liczba osób doświadczających tego typu przeżyć. Symptomy z nimi związane mogą ostatecznie prowadzić również do poczucia bezsensu podejmowania działań, a w konsekwencji do wypalenia. Zjawisko to dotyka dziś nie tylko naukowców, ale także edukatorów, dziennikarzy, czy aktywistów klimatycznych. Jak więc radzić sobie z natłokiem negatywnych informacji o stanie środowiska, kolejnych katastrofach będących skutkiem zmian klimatu, czy braku wystarczającego zaangażowania decydentów? Jak dbać o swój stan psychiczny w obliczu zmian klimatu i budować poczucie sprawczości, by uniknąć wypalenia i zobojętnienia?
Wszystkie te kwestie zostały poruszone na spotkaniu dyskusyjnym pt. Climate despair and burnout (klimatyczna rozpacz i wypalenie), zorganizowanym przez Samorząd Doktorantów Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk i grupę popularyzatorską Sirens of Ocean Science zrzeszającą doktorantów IO PAN.
Patrycja Nowakowska: W doświadczenie lęku, depresji czy żałoby klimatycznej wpisane są wysoka świadomość problemu zmieniającego się klimatu Ziemi oraz duża doza empatii, zarówno wobec różnych komponentów środowiska, jak i jednostek czy grup społecznych, które te zmiany odczuwają najdotkliwiej. W jaki sposób Wasza praca naukowa i dydaktyczna związana jest z poszerzaniem świadomości i wrażliwości społecznej na zagadnienie katastrofy klimatycznej?
Magdalena Budziszewska: W moich badaniach naukowych zajmuję się emocjami związanymi z klimatem, a ostatnio także edukacją klimatyczną. Uważam, że informacje dotyczące zmian klimatu powinny być częścią współczesnej edukacji, także wyższej. Interdyscyplinarne kursy powinny być dostępne dla wszystkich w środowisku akademickim, nie tylko tych, którzy zajmują się, na przykład, fizyką atmosfery, ale także dla studentów wszystkich kierunków – nauk humanistycznych, dziennikarstwa, inżynierii, chemii – klimat jest wszędzie. Również dlatego stworzyliśmy interdyscyplinarny podręcznik, „Klimatyczne ABC”, wydany przez Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego, i kursy dla studentów wszystkich kierunków. Następnie zaczęliśmy badać, jak edukacja klimatyczna wpływa na ludzi i ich emocje.
Jagoda Mytych: Moją specjalizacją są badania mediów a także studia nad pamięcią i właśnie to drugie zagadnienie skierowało mnie na tematykę związaną ze zmianami klimatycznymi. Studiowałam zagadnienie traumy zbiorowej i w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, jak możemy upamiętnić straty ekologiczne? Jakiego języka użyć? Jak upamiętnić coś, co np. jak topniejące lodowce, zniknie na zawsze? Szukałam więc pomostu między studiami nad pamięcią a sposobem upamiętnienia czegoś, co było częścią trudnej przeszłości, a zmianami klimatycznymi, które nadchodzą i będą miały miejsce w przyszłości.
Wzięłam również udział w projekcie, który stał się książką dostępną online pt. „Za pięć dwunasta. Kryzys klimatyczno-ekologiczny głosem wielu nauk„, wydaną przez Uniwersytet Jagielloński.
Obecnie zajmuję się również komunikacją naukową dotyczącą klimatu oraz prowadzę badania dotyczące naukowców zajmujących się klimatem. Interesuje mnie, jakie emocje odczuwają klimatolodzy, kiedy komunikują swoje badania, jak również to, w jaki sposób możemy bardziej efektywnie komunikować naukę o klimacie. W pewien sposób udało mi się połączyć badania pamięci, badania mediów i komunikację społeczną.
Zmiana klimatu jako stresor psychiczny
PN: Wysoka świadomość zachodzących zmian klimatycznych może przerodzić się w rodzaj permanentnie towarzyszącego nam w życiu stresora. Czy jesteśmy w wyposażeni w jakieś mechanizmy obronne, które mogłyby pomóc nam sobie z nim radzić? Czy formą takiej ochrony bywa dysocjacja od problemu, polegająca na dopuszczaniu do siebie informacji, przy jednoczesnym braku zaangażowania emocjonalnego?
MB: W odpowiedzi na to pytanie chciałabym przytoczyć badania, które przeprowadziliśmy na nauczycielach w Polsce. Zapytaliśmy ich, czy czują się przygotowani do nauczania o zmianach klimatycznych dzieci i młodzież w szkołach. Wielu z nich przyznało, że nie są pewni, czy powinni poruszać z uczniami ten temat, ponieważ mógłby być on dla nich przygnębiający. Z ich perspektywy nie ma zbyt wielu działań, które młodzi ludzie, a może nawet społeczeństwo w ogóle, mogliby podjąć, by ze zmianami klimatu walczyć.
Oczywiście, od strony psychologicznej, nie uważa się, że kiedy czegoś unikamy, to automatycznie przestaje to istnieć. Wręcz przeciwnie – aktywne stawianie czoła problemom jest dla jednostki lepsze. Jednak ludzie czują czasem, że to jest zbyt duże, wyłączają wiadomości i starają się o tym nie myśleć. U niektórych jest to proces nieświadomy, inni dokonują takiego wyboru.
Jednak jeśli myślimy o zrobieniu czegoś, i przez to nie rozumiem całkowitego rozwiązania problemu zmian klimatycznych, co prawdopodobnie jest niemożliwe, ale uczynienia tej kryzysowej sytuacji lepszą, aktywnego radzenia sobie z nią – potrzebujemy nauki i wiedzy. Tylko mając tę wiedzę jesteśmy w stanie myśleć o praktycznych i użytecznych rozwiązaniach i adaptacjach.
Dzisiejsze dzieci to osoby, którym faktycznie przyjdzie się z tym problemem zmierzyć w najbliższej przyszłości i będą musiały sobie z nim poradzić. Dlatego ważniejsze jest aby wyposażyć je w wiedzę niż po prostu unikać tego tematu, jednak jest to skomplikowane. Nie podałabym dzieciom np. wiedzy zawartej w „Klimatycznym ABC”, bo jest to książka zbyt skomplikowana poznawczo i, prawdopodobnie, również zbyt przygnębiająca. Takiej wiedzy potrzebują dorośli, a zwłaszcza politycy. Jednak jeśli chodzi o dzieci, to jest to trudne, ile im powiedzieć, bo są one także doskonałe w wyczuwaniu tego, gdy coś przed nimi zatajamy, nie dopowiadamy.
Anna Sowa: Jagodo, ty w „Za pięć dwunasta” zauważasz, że dzieci z natury nie różnicują straty „ludzkiej” i „pozaludzkiej” oraz mają większą zdolność empatyzowania nie tylko w stosunku do ludzi, ale także wobec elementów przyrody. Czy uważasz, że jest to cecha, na pielęgnacji której powinniśmy się skupić także na późniejszych etapach życia, czy też utrata jej intensywności jest rodzajem adaptacji? Czy potrzebujemy takiej twardej skorupy, która do pewnego stopnia chroni nas przed stresem, również tym związanym z kryzysem klimatycznym?
JM: Tak, faktycznie uważam, że dzieci mają większą zdolność do empatii wobec bytów nieludzkich. I teraz kwestia czy jako dorośli powinniśmy tę cechę w sobie pielęgnować. Zacytuję Aldo Leopolda, znanego amerykańskiego ekologa i pisarza, który pisał o cenie, jaką płacimy za świadomość ekologiczną. Jej częścią jest fakt, że żyjemy w świecie pełnym ran. Gdy jesteśmy świadomi tego, co dzieje się w środowisku, widzimy rany wszędzie dookoła, widzimy, że świat pustoszeje. Ludzie, którzy nie są ekologicznie świadomi, tych ran nie dostrzegą.
Naukowiec, ekolog ma do wyboru dwie drogi. Może nałożyć twardą skorupę i robić naukę z założeniem, że jej konsekwencje nie są jego sprawą, albo, i to jest dużo trudniejsze, stać się lekarzem, który widzi ślady śmierci w świecie i społeczeństwie, które nie chce być informowane o swoim stanie. Nie sądzę, aby to była wyczerpująca odpowiedź, ale Aldo Leopold pisał o tym już 75 lat temu, przewidział ten dylemat – albo utwardzasz swoją skorupę, albo jesteś tym, kto widzi nadchodząca śmierć. To bardzo trudny wybór i nie wiem nawet, czy decyzja w ogóle leży po naszej stronie.
Klimatyczna żałoba
PN: Jak więc zrównoważyć żal i nadzieję na lepsze, aby nie tracić zdolności racjonalnej oceny sytuacji, ale też nie popadać w melancholię? Używasz też terminu „żałoba klimatyczna”, który może wydawać się dość ekstremalny, bo kojarzy się z czymś utraconym bezpowrotnie. Czy uważasz, że odpowiednio przeżyta żałoba pomaga budować nadzieję na przyszłość?
JM: Jeśli pomyślimy o żałobie w kategoriach Freuda, to mamy do czynienia z procesem, który kończy się katharsis. Po jego przejściu znajdujemy zastępstwo dla tego, co utraciliśmy. Powiedziałabym jednak, że to stara szkoła rozumienia zjawiska żałoby, która nie pasuje do przeżywania żałoby klimatycznej, dotyczącej głównie bytów nieludzkich. W jej przypadku bardziej odpowiednia będzie koncepcja opisana przez Judith Butler, która widzi żałobę jako transformację. W procesie transformacyjnym nie wiemy, co czeka nas na końcu, wiemy tylko, że przechodzimy jakąś zmianę. Myślę, że to właśnie cechuje przeżywanie żałoby klimatycznej, to jest transformacja.
Inną użyteczną koncepcją może być ta zaproponowana przez Derridę, który mówił o odpowiedzialności w kontekście żałoby. Gdy tracimy kogoś lub coś, ciąży na nas odpowiedzialność za kontynuowanie naszego życia w sposób, który honoruje to, co zostało utracone. Dlatego po stracie osoby, środowiska, czegokolwiek, co było dla nas ważne nasze dalsze życie będzie zmienione przez tę stratę.
Myślę, że obie te koncepcje pasują do zagadnienia żałoby klimatycznej i dodatkowo dają nam pewne zadanie, skłaniają do działania. Żałoba jest skomplikowanym procesem, a żałoba związana ze zmianami klimatycznymi jest jeszcze bardziej skomplikowana, ponieważ nie jest jeszcze w pełni akceptowana społecznie. Przykładowo, żałoba narodowa to standardowa procedura, którą wiemy jak przeżywać, ma zorganizowany charakter. Dla zbiorowego przeżywania żałoby klimatycznej dopiero szukamy form i środków wyrazu.
MB: W Finlandii interesującym podejściem do edukacji klimatycznej, zwłaszcza kierowanej do dzieci, jest łączenie jej z edukacją o śmierci. W Polsce obecnie nie można by było tak do tego podejść, bo bardzo chronimy dzieci przed wiedzą dotyczącą śmierci. A w pewnym sensie doświadczenie, gdy umiera pies lub wiedza, że być w przyszłości umrą dziadkowie są kształtujące w życiu dzieci. I właśnie ta strata psa, sprawia, że uczą się czegoś ważnego. Jako dorośli możemy więc wybrać, by dzieciom o tym nie mówić, albo możemy aktywnie przejść z nimi ten proces. To jest właśnie ta część żalu, o której wspominała Jagoda – honorowanie. Zamiast unikać tematu można to razem przeżyć i powiedzieć: „Tak to właśnie wygląda. Jesteśmy w tym razem. To będzie trudne, ale nas nie zabije”.
W przypadku klimatu jest to jednak bardziej skomplikowane, ponieważ w dużej mierze mówimy o rzeczach, które się jeszcze nie wydarzyły. To trudne i myślę, że doprowadza to klimatologów do szaleństwa, bo żyją oni prognozami, które są jednocześnie bardzo realnymi modelami naukowymi i które z wysokim prawdopodobieństwem się wydarzą, choć nie dziś i nie jutro. Jakiś element straty, kruchości i śmiertelności jest jednak nieodłączny, jeśli prawdziwie podejść do tematu.
Kto się martwi zmianą klimatu
AS: Właśnie tu chyba docieramy do wyzwań w komunikowaniu problemu zmian klimatu społeczeństwu i trudności, które są tego następstwem. Być może wielu osobom żyjącym tu i teraz, i niedoświadczającym jeszcze bezpośrednio skutków kryzysu klimatycznego, trudno jest przejąć się zagrożeniami, które poważniej dotkną kolejne pokolenia. Z kolei osoby świadome trudnej sytuacji, w której już obecnie się znajdujemy, a zwłaszcza naukowcy, edukatorzy, czy aktywiści już teraz doświadczają niepokoju czy strachu dotyczącego wydarzeń, które czekają nas w przyszłości. Hasła takie jak depresja klimatyczna czy lęk klimatyczny coraz częściej pojawiają się nawet w mainstreamowych mediach, co świadczy o ich powszechności.
MB: Istnieją badania ankietowe przeprowadzone na reprezentatywnych próbach, w 40-50 krajach na świecie, a więc dość dobrze odzwierciadlające światowe społeczeństwo, których wyniki wskazywały, że ponad połowa ankietowanych martwi się zmianami klimatu i odczuwa pewien stopień niepokoju związany z nimi. Przy czym, jednocześnie, poziom wiedzy na temat klimatu nie był wcale wysoki. Mamy tu więc do czynienia z sytuacją, że tych trudnych emocji możemy doświadczać niezależnie od stopnia wyedukowania.
Wiedza sama w sobie jest istotniejsza dla szukania rozwiązań niż dla radzenia sobie z niepokojem. Przykładowo, 70% Polaków nie dostrzega różnicy między czynnikami przyczyniającymi się do zmian klimatu a zanieczyszczeniem powietrza. Z tego pomieszania rodzą się takie pomysły jak, np. wymiana systemu ogrzewania na gazowy jako element walki z kryzysem klimatycznym. W perspektywie takie rozwiązanie, owszem, poprawi jakość powietrza, ale nie przyczyni się do spowolnienia zmian klimatu. Odpowiedni zasób wiedzy jest więc potrzebny, by podejmować właściwe decyzje, ale niepokój jest bardzo demokratyczny i wisi w powietrzu.
Ryzyko wypalenia u naukowców, edukatorów i aktywistów
PN: Przyjrzyjmy się teraz bardziej skrajnemu doświadczeniu, czyli wypaleniu. Domyślam się, że dotyczy ono mniejszej grupy i dotyka najbardziej osoby, których praca bezpośrednio związana jest z zagadnieniem zmian klimatu, a więc naukowców, edukatorów, czy aktywistów. Mogą oni czuć, że ich działania są niewystarczające, a rezultaty ich pracy mało znaczące przy skali problemu, co w dłuższej perspektywie może prowadzić do uczucia rezygnacji i wypalenia.
JM: Zacznę od naukowców, bo jest to grupa wokół której skupiają się moje badania. Przeprowadziłam wywiady z polskimi i amerykańskimi naukowcami zajmującymi się klimatem i pytałam ich, co czują w stosunku do nauki, którą się zajmują, jakie są ich emocje względem niej.
Oczywiście, nie było to niespodzianką, że są oni w swoim zawodzie przygnębieni. Ich praca prowadzi do poczucia depresji, ponieważ w dużej mierze skupia się na niepokojących prognozach. Oni wiedzą, co się wydarzy, ale trudno jest to komunikować społeczeństwu, bo są to zaawansowane ekspertyzy, które wymagają specjalistycznej wiedzy i języka. W wywiadach naukowcy wielokrotnie wspominali to, jak przygnębieni i bezradni się czują, a także, że spotykają się z brakiem wsparcia ze strony systemu akademickiego i instytucji, w których pracują. Co jednak było dla mnie zaskakujące, to fakt, że amerykańscy naukowcy byli bardzo otwarci na ten temat i swobodnie rozmawiali o swoich emocjach.
Gdy natomiast prowadziłam te same badania w Polsce, naukowcy unikali tematu trudnych emocji, nie mówili o swoim przygnębieniu. Bardziej skupiali się emocjach odbiorców ich komunikatów, na tym że widzą ich przygnębienie. Jest to na pewno różnica kulturowa, na ile możemy mówić o naszych emocjach. Myślę, że w środowisku akademickim nie ma na to zbyt wiele miejsca.
Te obserwacje były bardzo cenne w moich badaniach. Wychodzi na to, że skupiamy się przede wszystkim na publice, jak odbiorca rozumie naukę, jakie emocje wobec niej czuje. Dużo mówimy też o samym przekazie – czy odpowiednio go komunikujemy, czy powinniśmy przekazywać go w jakiejś innej formie? Nigdy jednak nie skupiamy się na tych, którzy komunikują. Zupełnie jakby to było doświadczenie uniwersalne, jakby sposób przeżywania i komunikacji był zawsze taki sam. Nie skupiamy się na tym, że naukowcy zajmujący się klimatem, a następnie wychodzący z tą wiedzą do szerokiej grupy odbiorców mogą być wypaleni, ani jak ich badania oddziałują na ich stan emocjonalny i gotowość do komunikacji. Było to dla mnie bardzo pouczające, zdać sobie sprawę jak trudno jest komunikować naukę, będąc jednocześnie naukowcem.
Rozwiązania problemu zmiany klimatu – jak o nich rozmawiać?
PN: W dyskusjach dotyczących edukacji klimatycznej często pojawia się zalecenie, aby umacniać w odbiorcach poczucie sprawczości, a więc by sugerować im działania, jakie mogą podjąć, by przyczynić się do poprawy sytuacji. Jednak, będąc świadomymi skali problemu, wiemy, że to, co obecnie liczy się najbardziej to zmiany systemowe, nie jednostkowe działania. Czy zgadzacie się, że mimo to, takie komunikaty są potrzebne w edukacji klimatycznej?
JM: I to jest kolejny problem. Teraz ludzie, np. uczestniczący w wydarzeniach edukacyjnych, nie chcą otrzymywać od naukowców wyłącznie wiedzy. Oczekują, że naukowcy mają rozwiązania. A naukowcy, zwłaszcza w Polsce, mówili mi, że nie czują się wystarczająco pewni, by dawać rozwiązania. Bo rozwiązania to ostatecznie są opinie, a opinie różni badacze mogą mieć odmienne. Ich niepewność dotycząca rozwiązań zderza się więc z oczekiwaniami i, czasem, rozczarowaniem opinii publicznej, bo kto ma jej te rozwiązania dostarczyć jeśli nie naukowcy?
MB: Przepraszam, że to mówię, możliwe, że nie powinnam, ale nie ma i nie będzie ostatecznego rozwiązania na kryzys klimatyczny. Nie ma też indywidualnych rozwiązań na problemy zbiorowe. Są jedynie sposoby na minimalizowanie ryzyka i szkód oraz na zapewnienie sobie lepszych warunków życia w tym kryzysie. Mamy więc coś, co możemy robić, jednak wprowadzenie poważniejszych zmian wymaga globalnej transformacji i politycznej władzy zorientowanej na rozwiązania. Ja jestem fanką prawdy, dlatego uważam, że powiedzenie, że nie mamy jeszcze odpowiednich rozwiązań, wciąż pozostawia nam wiele przestrzeni na działanie. Od tego warto zacząć. Nie jest to jednak łatwy komunikat.
PN: Znajdujemy się więc w pewnym impasie. Zgodziłyśmy się, że nasze jednostkowe działania nie rozwiążą problemu, jednak są one kluczowe do przezwyciężenia tych trudnych emocji związanych z kryzysem klimatycznym, o których rozmawiałyśmy wcześniej. Czy więc dostrzegacie w nich właśnie taką wartość, jako działań, które wspierają nasze zdrowie psychiczne?
JM: To pytanie można też odnieść do kwestii wypalenia, ponieważ najlepszym antidotum na wypalenie nie jest wcale nauczenie się mechanizmów obronnych i sposobów radzenia sobie z nim, które jedynie czasowo zmniejszają poziom stresu. Należy podejść do tego proaktywnie – jak do przeprojektowania sposobu pracy, przeprojektowania komunikacji. I takie „małe”, jednostkowe działania mogą pełnić także taką rolę.
Jest w nich jednak coś jeszcze. Te działania budują społeczność ludzi wokół danego problemu i potrafią całkowicie zmienić nasze środowisko. Nie jesteśmy już sami, mamy ludzi wokół nas i wsparcie grupy. Tak jak powiedział wspomniany przeze mnie wcześniej Aldo Leopold, nie jesteśmy sami w dostrzeganiu ran. Więc w tych „małych” działaniach nie chodzi już tak bardzo o to, jak one wpłyną na klimat, ale jak zmienią środowisko, w którym żyjemy, pracujemy, uczymy i komunikujemy się. Myślę więc, że naszą motywacją do pojęcia tych działań powinna być zmiana sytuacji, nie tej klimatycznej, ale tej wokół nas, budowania systemu wsparcia opartego na ludziach, którzy są tak samo zaangażowani jak my.
MB: Możemy też zdefiniować jakoś te „małe” działania, bo jeśli rozumiemy przez nie wymianę żarówek na energooszczędne, czy recycling, to ich wpływ nie będzie duży, mimo że też oczywiście są ważne. Ale są rzeczy, które mogą wydawać się nieistotne, a jednak nieść za sobą widoczne zmiany. I mogą je podejmować nawet dzieci, np. rozmawiając ze swoimi rodzicami czy dziadkami o klimacie.
Jeśli natomiast zmienimy skalę, to może to być rozmowa naukowca z politykami. Nie jest to rozwiązanie samo w sobie, ale z pewnością ważne działanie. Cóż wygląda na to, że jako psycholożka, na koniec dnia i tak stwierdzę, że kluczem jest rozmowa, ale jest to po prostu prawda. Aktywna komunikacja, opowiadanie historii to coś, do czego każdy z nas ma dostęp. Wpływanie na politykę, prowadzenie badań naukowych, projektowanie rozwiązań technologicznych – to wszystko jest bardzo ważne, ale nie każdy może to robić. Rozmawiać za to możemy wszyscy.
AS: W stosunku do takich jednostkowych działań pojawia się też często lekceważący stosunek, czasami są one nazywane działaniami na pokaz. Wspomniałyśmy już, że plusem ich podejmowania jest budowanie społeczności, ale może mają one sens nawet jeśli „tylko” poprawiają nam samopoczucie (ang. feel-good actions), dają nam satysfakcję i popychają do dalszego działania. Zgodziłybyście się z tym stwierdzeniem?
MB: Oczywiście, bo to są także wybory etyczne. Nasze działania, takie jak wybór roślinnej diety, recykling itp., mogą być w danej sytuacji etyczne, nawet jeśli nie rozwiązują problemu. Istotne jest jednak to, że nie mogą być „zamiast”, nie powinny być używane jako wymówka, np. rządu, do niepodejmowania systemowych działań.
AS: Myślę, że ten cytat z „Klimatycznego ABC” bardzo dobrze podsumowuje naszą rozmowę: „nie sposób być konstruktywnym dla otoczenia, będąc jednocześnie destruktywnym dla samego siebie”. Warto przypominać naukowcom, edukatorom i aktywistom, by nie zatracali się i nie zapominali o swoim dobrostanie w walce o coraz lepsze rozwiązania i o lepszą przyszłość.
MB: Absolutnie, każdy z nas powinien czuć moralny obowiązek dbania o siebie. I to także dotyczy tego, by nie być dla siebie zbyt surowym. Mogę dodać do tego jeszcze jeden cytat, który brzmi: „planeta ma ograniczone zasoby, ale my również”.
dr Magdalena Budziszewska – psycholożka i badaczka związana z Wydziałem Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. Obecnie w swoich badaniach skupia się na doświadczeniach i emocjach związanych ze zmianami klimatu, w tym na lęku klimatycznym i depresji, a także na psychologii działania zbiorowego. Współzałożycielka Inicjatywy „UW dla klimatu” i współautorka „Klimatycznego ABC”.
dr Jagoda Mytych – ekspertka w dziedzinie nauki o mediach i komunikacji społecznej, ze szczególnym uwzględnieniem komunikacji naukowej na temat zmian klimatycznych. Autorka rozdziału poświęconego żałobie klimatycznej w książce „Za pięć dwunasta koniec świata. Kryzys klimatyczno-ekologiczny głosem wielu nauk”. Aktywna członkini Rady Klimatycznej Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Rozmawiały:
Anna Sowa i Patrycja Nowakowska – doktorantki w Instytucie Oceanologii Polskiej Akademii Nauk. Aktywne członkinie grupy popularyzatorskiej, Sirens of Ocean Science, zrzeszającej doktorantów IO PAN oraz Samorządu Doktorantów IO PAN.
Fajnie, że tu jesteś. Mamy nadzieję, że nasz artykuł pomógł Ci poszerzyć lub ugruntować wiedzę.
Nie wiem, czy wiesz, ale naukaoklimacie.pl to projekt non-profit. Tworzymy go my, czyli ludzie, którzy chcą dzielić się wiedzą i pomagać w zrozumieniu zmian klimatu. Taki projekt to dla nas duża radość i satysfakcja. Ale też regularne koszty. Jeśli chcesz pomóc w utrzymaniu i rozwoju strony, przekaż nam darowiznę w dowolnej wysokości