„Z książką Koonina powinno się dyskutować, krytykować czy pokazywać słabości, ale też – być może – pod jej wpływem zmieniać własne poglądy. Tak rozwija się nauka” – w opublikowanym w „Gazecie Wyborczej” felietonie Witold Gadomski ubolewa nad brakiem zainteresowania wydaną w ubiegłym roku po polsku książką Stevena Koonina „Kryzys klimatyczny? Prawdy, pół-prawdy i kłamstwa”. Sugeruje, że odpowiada za to „zmowa milczenia”, a brak dyskusji nad tezami sformułowanymi w książce, jak przekonuje, szkodzi nauce. W felietonie pojawia się nawet, cytowane za Kooninem, porównanie zachowania środowiska naukowego do praktyk mafijnych. Czy słusznie?
Zagraniczne recenzje Unsettled
Polski tytuł publikacji Koonina przywołuje przede wszystkim debatę, czy można/należy mówić o „kryzysie klimatycznym”, a w pełnym brzmieniu ma raczej potencjał click-baitowy. Tytuł oryginalny brzmi zdecydowanie inaczej: Unsettled: What Climate Science Tells Us, What It Doesn’t, and Why It Matters (2021). Pojawiająca się w nim „niepewność” czy „brak ustaleń” ma się odnosić do naukowych ustaleń na temat zmiany klimatu, jak również do stopnia zaawansowania i pewności współczesnych badań klimatycznych. Obecność słowa „nauka” w tytule sprawia, że jego anglojęzyczna wersja bezpośrednio uderza w środowisko naukowe i być może w zamyśle autora miała je wywołać do odpowiedzi.
Za oceanem, wyczerpujące recenzje książki pojawiły się w związku z tym w mediach specjalizujących się w tematyce naukowej takich jak Scientific American oraz klimatycznej: Yale Climate Connectionsi Inside Climate News nie da się ukryć, że ich autorzy nie przyjęli publikacji Koonina z takim entuzjazmem, jak to miało miejsce w przypadku redaktora Gadomskiego.
Upały i topnienie Grenlandii
W Scientific American, Gary Yohe (profesor ekonomii i studiów środowiskowych z Wesleyan University, redaktor naukowego czasopisma Climatic Change) zwrócił uwagę zwłaszcza na dwa twierdzenia, które znalazły się we wstępie do książki Koonina. Pierwsze dotyczy tego, że fale upałów nie są teraz częstsze niż były w roku 1900. W drugim Koonin stwierdza, że najwyższe temperatury nie wzrosły w USA w ciągu ostatnich pięciu dekad. Yohe kontrargumentuje, że choć o częstotliwości można dyskutować – zależy od tego, jak zdefiniujemy „falę upałów” – to nie ma wątpliwości, że upały są teraz dłuższe i intensywniejsze. Szczególnie uciążliwy jest wzrost temperatur nocnych, przekładający się na ryzyko wyższej śmiertelności wśród seniorów. Yohe obala też drugie twierdzenie, wykazując, że nie tylko średnie globalne temperatury wyraźnie wzrosły od czasu rewolucji przemysłowej, ale że 30% tego wzrostu przypada na ostatnie 25 lat, podobnie jak rekordowe odczyty temperatur (IPCC, 2021).
Uwagę Yohe zwróciły jeszcze dwie tezy Koonina, które wymagają sprostowania. Autor Unsettled pisze, że pokrywa lodowa Grenlandii nie kurczy się dziś szybciej niż osiemdziesiąt lat temu. Tymczasem obserwacje z 11 misji satelitarnych monitorujących Arktykę i Antarktydę pokazują, że lądolody tracą masę sześć razy szybciej niż w latach 1990. (NASA 2020).
Inna teza, w której Koonin przekłamuje rzeczywistość to uspokajające stwierdzenie, że wpływ gospodarczy netto antropogenicznej zmiany klimatu będzie minimalny przynajmniej do końca stulecia. Takie twierdzenie jest zdaniem Yohe nie do przyjęcia, ponieważ słowo „minimalny” nie zawiera żadnej wartości informacyjnej, a raporty (Swiss Re, 2020) i decyzje firm ubezpieczeniowych wskazują raczej, że specjaliści od kalkulacji ryzyka przewidują poważne konsekwencje ekonomiczne.
Zgodna czy niezgodna
„Zwykle zignorowałbym książkę nie-klimatologa, która obiecuje ‘prawdę o nauce o klimacie, której nie można znaleźć nigdzie indziej’. Taki język to sygnał ostrzegawczy” – pisze w Yale Climate Connections, Mark Boslough, fizyk związany z Los Alamos National Laboratory i University of New Mexico. Jednak Boslough ma do autora Unsettled pewien sentyment – jako doktorant uczestniczył w jego kursie mechaniki kwantowej, co więcej lubi dawnego profesora na tyle, żeby dać książce szansę.
„Jednak inteligentni naukowcy nie zawsze mają rację, a sympatyczni profesorowie też są podatni na uprzedzenia (biases), zwłaszcza jeśli słuchają niewłaściwych ludzi” – ostrzega Boslough. Wspomina, że gdy Koonin został wybrany przez American Physical Society (APS), aby pokierować zespołem mającym za zadanie wypracowanie stanowiska tej organizacji na temat zmiany klimatu, zwerbował do pracy trzech naukowców reprezentujących konsensus naukowy (oceniany na 97%) i trzech negacjonistów. Tym samym poprzez brak proporcjonalnej reprezentacji, zaburzył wydźwięk wniosków. W środowisku doszło do debaty i ostatecznie APS nie poszło w kierunku, którego życzyłby sobie Koonin, on sam zaś wycofał się z dalszych prac nad stanowiskiem organizacji. Owa wytypowana przez Koonina trójka, jak wspomina Boslough, miała już wtedy na swoim koncie personalne ataki na naukowców głównego nurtu, popierających naukowy konsensus na temat zmiany klimatu. Być może zaufanie do tych i podobnych doradców spowodowało, że poglądy i opinie Koonina skręciły w stronę dezinformacji i denializmu.
Boslough zwraca też uwagę, iż ciągłe powtarzanie przez Koonina, że naukowcy, media i politycy próbowali na siłę przekonać nas, że „nauka jest zgodna / fakty naukowe są ustalone”, to nic innego jak stare negacjonistyczne narracje, mające zniechęcić opinię publiczną do „aroganckich naukowców”. Jako pierwszy frazy science is settled w kontekście zmiany klimatu miał użyć w publicznym dyskursie znany denialista, Fred Singer. W liście do „Wall Street Journal” z 1996 r. twierdził, że raport IPCC został zmanipulowany, zaś „politycy i aktywiści zastrzegają, że nauka jest zgodna”. Wyrażenie to stało się problematyczne. Naukowcy używają go, by podkreślić niepodważalność teorii i konsensus wśród badaczy klimatu a negacjoniści zainteresowani przeciąganiem debaty na temat zmiany klimatu w nieskończoność – gdy argumentują, że „nie istnieje zgoda w nauce / nauka nigdy nie jest w 100% pewna”.
Nieaktualne informacje
W Inside Climate News, Marianne Lavelle, dziennikarka specjalizująca się w tematyce klimatycznej, pisze, że zdaniem naukowców, którzy poświęcili się badaniom klimatycznym, twierdzenia zawarte w książce Koonina są powierzchowne, mylące i naznaczone nadmierną generalizacją. Przedstawiona przez niego wersja stanu wiedzy o klimacie jest już przestarzała i oparta na pierwszej części raportu IPCC z 2013 r. („Fizyczne podstawy zmiany klimatu”). Od tego zaś czasu naukowcy dowiedzieli się więcej o konsekwencjach zakłóceń systemu klimatycznego. Dekadę temu skutki zmiany klimatu wciąż „wydawały się zagrożeniem z przyszłości”, dziś ich wpływ – podnoszenie się poziomu oceanu, kurczenie się kriosfery czy ekstremalne zjawiska pogodowe są odczuwane na całym świecie.
„Najważniejsze jest to, że pomimo niepewności co do wielkości i wzorców naturalnej zmienności klimatu, odciski palców zmiany spowodowanej przez działalność człowieka zostały zidentyfikowane w prawie każdym aspekcie zmiany klimatu, któremu przyjrzeli się naukowcy (…) Koonin nie jest nieustraszonym głosicielem prawdy. To, co robi, to zaciemnianie obrazu i utrudnianie podjęcia świadomych decyzji” – wskazuje przytoczony za Lavelle, Benjamin Santer z Lawrence Livermore National Laboratory.
Naukowcy o Kooninie
Podobną do wymienionych wyżej recenzentów opinię wyraziła też w artykule That ‘Obama Scientist’ Climate Skeptic You’ve Been Hearing About … interdyscyplinarna grupa naukowców (w skład której weszli m.in. Naomi Oreskes, Michael E. Mann i Andrew Dessler). Jak pisze, twierdzenia Koonina na temat naukowych niepewności, które naukowcy rzekomo zamiatają pod dywan, są błędne i nieuprawnione, a służyć mają odwracaniu uwagi i wprowadzeniu opinii publicznej w błąd.
Oreskes i inni zwracają uwagę, że podczas promocji Unsettled, wykorzystywano fakt, że Koonin był doradcą administracji prezydenta Obamy; jakby nazwisko byłego prezydenta miało sprawić, że Koonin stanie się bardziej kompetentny do interpretowania raportów IPCC niż ich autorzy. Tymczasem Koonina zatrudniono w Departamencie Energii właśnie ze względu na głoszony przez niego negacjonizm. Stojący wówczas na czele resortu, znany fizyk i laureat Nobla, Stephen Chu, znał Koonina z czasu ich wspólnej pracy dla koncernu BP i jak podkreślał, „nie chciał mieć zespołu, w którym wszyscy wierzą w dokładnie to samo, a Koonin uwielbia być tym, który zrzędzi” (Oreskes et al. 2021).
Co więcej, naukowcy wskazują na jeszcze więcej powiązań, za sprawą których książka Koonina stała się elementem – dobrze opłacanej – denialistycznej narracji. Tezy z książki zostały podchwycone przez Marka Thiessena (członka American Enterprise Institute, think tanku najhojniej dotowanego przez braci Koch czy fundację Scaife, głównych fundatorów zinstytucjonalizowanego denializmu klimatycznego w USA – Brulle et al. 2021), który zaprezentował je na łamach Washington Post przedstawiając Koonina jako „jednego z czołowych naukowców administracji Obamy”.
Podsumowując, merytoryczną krytykę książki, recenzenci i naukowcy zarzucają Kooninowi, że poprzez odwoływanie się do nieaktualnej wiedzy naukowej oraz „wydłubywanie wisienek” z danych naukowych (cherry-picking – patrz ABC dezinformacji), opóźnia wdrażanie polityk pro-klimatycznych oraz sabotuje społeczne zrozumienie postępu, jaki dokonał się w nauce o klimacie. Warto zatem przyjrzeć się, co wspólnego Koonin ma z tą właśnie dyscypliną.
Steven Koonin a badania nad klimatem
Redaktor Gadomski próbuje przekonać czytelnika, że samo przedstawienie Stevena Koonina jako „znanego fizyka zajmującego się klimatem” jest wystarczającym gwarantem tego, że jego opinie są ważne i godne uwagi. Należy się jednak zastanowić, a tego Witold Gadomski już nie robi, dlaczego Steven Koonin opinie te formułował w popularnonaukowej książce kierowanej do szerokiej publiczności, a wcześniej w tekstach publicystycznych zamieszczanych na łamach gazet takich jak Wall Street Journal. Jeśli faktycznie Koonin ma „ogromne kompetencje” by recenzować prace specjalistów od klimatu, to dlaczego swojej krytyki nie przedstawia na konferencjach naukowych ani w recenzowanych czasopismach z dziedziny nauk o Ziemi?
Można podejrzewać, że odpowiedź na te pytania jest prosta: dzięki temu nie musi odpowiadać na trudne pytania recenzentów. Nie musi uzasadniać wątpliwych czy nieuźródłowionych twierdzeń, odnosić się do krytyki innych naukowców, ani liczyć się z formalnymi konsekwencjami błędów czy nierzetelności. I choć proces naukowy nie jest bez wad, a sito systemu recenzenckiego czasami przepuszcza nonsensowne publikacje – o niektórych piszemy potem na „Nauce o klimacie” – wciąż jest to lepsze rozwiązanie niż pójście na skróty i rezygnacja z jakichkolwiek rygorów peer-review, tak jak to robi autor „Kryzysu klimatycznego?”.
A przecież Steven Koonin powinien doceniać ich wartość na podstawie własnego doświadczenia związanego z badaniami nad klimatem. Pisze o nich trochę w książce, i nawet wspomina o nich red. Gadomski. Chodzi o pomiary ilości promieniowania słonecznego odbijanego przez Ziemię, tzw. albedo, których przeprowadzenie zaproponował na początku lat 90. właśnie Steven Koonin.
Koonin i badania albedo Ziemi
Pomysł Koonina polegał na tym, by pomiary albedo wykonać metodą pośrednią, na podstawie obserwacji zmian jasności Księżyca, świecącego częściowo światłem odbitym od Ziemi. Jak pisze w swojej książce, badania te potwierdziły że albedo Ziemi nie ulega dużym zmianom, choć udało się wykryć niewielki ujemny trend, wskazujący że nasza planeta pochłania coraz więcej światła słonecznego.
Ciekawsze jest jednak to, o czym Koonin w swojej książce nie wspomina. Otóż pierwotnie pomiary zaprezentowane w serii artykułów opublikowanych pomiędzy 2001 i 2006 rokiem (Goode i in., 2001, Palle i in., 2004, Palle i in., 2006), wskazywały na zupełnie inny, potencjalnie rewolucyjny, wniosek: że albedo Ziemi ulega wahaniom o wielokrotnie większej amplitudzie. Był to wynik nie tylko niezgodny z radiometrycznymi pomiarami satelitarnymi wykonanymi instrumentem CERES (Wielicki i in., 2004), ale też miał daleko idące implikacje dotyczące klimatu: gdyby albedo faktycznie zmieniało się w tak dużym zakresie, jego wahania mogłyby wyjaśniać dużą część zmienności średniej globalnej temperatury, a być może i samego globalnego ocieplenia. Koonin i jego współautorzy spekulowali, że przyczyną wahań albedo mogło być promieniowanie kosmiczne, modulujące zasięg pokrywy chmur (Yurschyshyn i in., 2003).
Jak można sobie wyobrazić, inni naukowcy byli wobec takich pomysłów sceptyczni. W ciągu kilkunastu miesięcy na łamach czasopism naukowych odbyła się wymiana zdań pomiędzy zespołem Koonina a jego krytykami: ten pierwszy bronił użytych metod (Palle i in., 2005), ci drudzy wskazywali na ich słabości i związane z nimi niepewności (Bender, 2006). Kto miał rację? Cóż, w 2006 roku krytycy udowodnili (Loeb i in., 2007), że metoda określania ziemskiego albedo w oparciu o wahania jasności Księżyca zawyżała zmienność tego parametru. Koonin i jego współautorzy w kolejnych publikacjach musieli przyznać (Palle i in., 2009, 2016, Goode i in., 2021), że odkryta przez nich duża zmienność albedo była złudzeniem.
Gdzie debatować?
Z historii tej, jakże często spotykanej w naukach przyrodniczych, płynie kilka lekcji. Pierwszą i najważniejszą z nich jest to, że dyskusja naukowa nie odbywa się, jak chciałby red. Gadomski, w mediach ani za pośrednictwem popularnych książek kierowanych do szerokiej grupy odbiorców. Jest prawdą, że naukowcy mogą mieć prywatne opinie na różne tematy, i że czasami te prywatne opinie wygłaszają publicznie w mediach masowych albo internecie. Ostatecznie jednak te opinie pozostają, no cóż, opiniami, i nie wytrzymują konfrontacji z liczbami, pomiarami, badaniami.
Lekcja druga jest taka, że naukowcy często przeceniają swoje kompetencje, gdy zabierają się za problem badawczy spoza swojej dziedziny. Steven Koonin i jego współautorzy – w większości astronomowie – myśleli że udało im się znaleźć prostą, tanią (w porównaniu do ogromnych kosztów związanych z pomiarami satelitarnymi bilansu radiacyjnego planety) i precyzyjną metodę określenia zmienności albedo, i że dzięki tej metodzie odkryli zjawisko nieprzewidziane przez badaczy klimatu. Mylili się: ich metoda nie była tak dokładna i użyteczna jak myśleli, a rewolucyjny wynik okazał się być wynikiem błędu. Ostatecznie wyszło na to, że wieloletnim wysiłkiem zreplikowali, w mniej dokładny sposób, wyniki pomiarów albedo uzyskane przez innych naukowców.
Opisany epizod sprzed 20 lat może rzucić pewne światło na stosunek Stevena Koonina do teorii antropogenicznego globalnego ocieplenia. W swojej książce przekonuje bowiem, że zaczął powątpiewać w ustalenia badaczy klimatu dopiero w 2013 roku, kiedy próbował przekonać Amerykańskie Towarzystwo Fizyczne (APS) do zmiany i znaczącego osłabienia oficjalnego stanowiska organizacji o globalnym ociepleniu (co relacjonowali też wspomnieni wyżej Mark Boslough oraz Oreskes i in.). Jego koledzy i koleżanki z Towarzystwa uznali jednak, że przedstawiane przez niego argumenty (podobne do tych, które padają w książce) nie są przekonujące. Ostatecznie przyjęta, po wielumiesięcznych dyskusjach, nowa wersja stanowiska o globalnym ociepleniu nie odbiegała wnioskami od ustaleń IPCC, i podkreślała konieczność redukcji emisji gazów cieplarnianych. Koonin już nie uczestniczył w końcowych pracach przygotowującego to stanowisko panelu, a książka „Kryzys klimatyczny?” jest pokłosiem jego późniejszej działalności, już nieskrępowanej rygorami peer-review czy krytyką specjalistów.
W odróżnieniu od fizyków z APS, którzy 10 lat temu oceniali i ostatecznie odrzucili argumenty i opinie Koonina jako nieprzekonujące, oraz klimatologów, którzy 20 lat temu szukali i znaleźli źródło błędnych pomiarów ziemskiego albedo wykonane przez zespół Koonina, red. Gadomski nie ma najprawdopodobniej czasu, chęci, ani możliwości zweryfikowania pojawiających się w „Kryzysie klimatycznym?” twierdzeń. Nawet specjalistom zajęłoby to wiele tygodni, a wynikiem byłaby książka wielokrotnie grubsza od tej, którą napisał Koonin.
„pół-prawdy i kłamstwa”
W naszym podsumowaniu zagranicznych recenzji książki Unsettled pojawiło się już kilka przykładów niedociągnięć autora. My dla ilustracji podamy jeszcze jeden. W rozdziale 4 książki Koonin opisuje, pokazane w niej na rys. 4.2, symulacje zmian średniej globalnej temperatury w ciągu ostatniego stulecia i wynikające z nich „uderzające” problemy modeli klimatu. Jednym z tych problemów jest większy rozrzut wyników nowszej generacji modeli klimatu (CMIP5) w porównaniu do generacji starszej (CMIP3). Drugim według Koonina problemem jest to, że modele klimatu nie potrafią odtworzyć ocieplenia klimatu w okresie 1910-1940.
Taka interpretacja wykresu z rys. 4.2 kryje jednak kilka pułapek. Jedna z nich jest natury statystycznej: pokazany na wykresie zestaw symulacji (tzw. „wiązka”) CMIP5 obejmuje około trzy razy więcej modeli i symulacji niż CMIP3, więc sam zakres wartości obu wiązek nie powinien być traktowany jako miara niepewności. Nawet gdyby obie wiązki zachowywały się w identyczny sposób, próbki o tak różnej liczebności będą miały różny rozkład.
Innym nieporozumieniem jest „niepowodzenie” modeli w symulowaniu ocieplenia z pierwszej połowy XX wieku. Koonin nie rozumie tutaj, że trend temperatury dla całej uśrednionej wiązki wielu symulacji zawsze będzie cechować się mniejszą zmiennością niż indywidualne symulacje czy wyniki pomiarów, z którymi go porównuje.
I w rzeczywistości i w modelach systemu klimatycznego występują naturalne zjawiska (tzw. wewnętrzna zmienność klimatu), które przejściowo podnoszą lub obniżają temperaturę planety. Tworzenie wiązki symulacji polega na wielokrotnym uruchomieniu modelu klimatu właśnie po to, by uzyskać cały zestaw fizycznie możliwych scenariuszy: takich, w których w wybranym okresie naturalne zjawiska podbijały lub obniżały temperaturę. Gdy obliczymy średnią z tych wszystkich opcji, efekty związane z naturalną zmiennością się zniosą i otrzymamy przebieg temperatury dużo gładszy niż w jednej symulacji i w rzeczywistości.
Nie chodzi zatem, jak przekonuje czytelników Koonin, o „niepowodzenie” modeli. W indywidualnych symulacjach potrafią one wygenerować w pierwszej połowie XX wieku ocieplenie podobne do tego, jakie faktycznie zaobserwowano. Ale jeśli było ono w dużej mierze przejawem wewnętrznej zmienności klimatu, to rzeczywiście „zniknie”, gdy uśrednimy dane z wielu symulacji.
We fragmencie raportu IPCC, który w książce Koonin selektywnie cytuje, chodzi w rzeczywistości o to, że nie posiadamy dokładnych danych, które przekonałyby nas, że modele potrafią to ocieplenie wygenerować z właściwych powodów, jako właściwą kombinację antropogenicznych i naturalnych czynników. Sama wielkość tego ocieplenia również jest obciążona pewną niepewnością, i istnieją poszlaki wskazujące, że jego część jest artefaktem pomiarowym związanym ze zmianą sposobu i liczby prowadzonych pomiarów temperatury oceanów w czasie drugiej wojny światowej.
Problemy te nie mają jednak dużego znaczenia w kontekście ustalania przyczyn antropogenicznego globalnego ocieplenia. Jest ono znacznie silniejsze (globalnie już 1,3°C, a nie 0,5°C, jak ocieplenie w pierwszej połowie XX wieku), i w większości zaszło w okresie objętym globalną siecią pomiarów meteorologicznych, w tym satelitarnych. Z tego też powodu potrafimy powiedzieć o jego przyczynach i skutkach rzeczy, których bez posiadania wehikułu czasu, nie da się ustalić, w odniesieniu do wcześniejszych zmian klimatu.
Gdyby Koonin podobne tezy postawił w artykule naukowym i wysłał do wyspecjalizowanego czasopisma z dziedziny nauk o Ziemi, jest wysoce prawdopodobne, że problemy te (i kilka innych, które dla uproszczenia pominęliśmy) zostałyby wyłapane przez recenzentów; a jeśli nie przez recenzentów, to przez innych naukowców już po publikacji artykułu. Być może doczekalibyśmy się jego korekty, być może, jeśli takich błędów byłoby więcej i miały wpływ na wnioski artykułu, jego wycofania. W swojej książce Koonin może jednak pisać to co chce, i liczyć na to że czytelnik oczarowany jego „ogromnymi kompetencjami” i zamieszczoną z tyłu okładki długą listą piastowanych przez niego w przeszłości stanowisk przyjmie jego tezy za dobrą monetę.
Apel do mediów: fałszywa równowaga szkodzi nam wszystkim
To nie pierwsza polemika Nauki o klimacie z tekstem red. Gadomskiego zamieszczonym w „Gazecie Wyborczej” (poprzednią znajdziesz tutaj). Tym razem dziennik, udostępniając swoje łamy felietoniście przyczynił się do promocji książki, która nie przypadkiem została przemilczana przez środowisko naukowe. Trudno oczekiwać od naukowców będących specjalistami w swojej dziedzinie, że będą publicznie reagować na każdą publikację w temacie, zwłaszcza, gdy nie wnosi ona nic nowego lub już wielokrotnie odnosili się takich i podobnych tez.
Wbrew temu, co wydaje się redaktorowi Gadomskiemu nauka nie rozwija się w ramach debaty publicznej ani negocjacji między autorami czy naukowcem i społeczeństwem. Nauka to wystawienie hipotez na próbę. Jeśli społeczność naukowa milczy na jakiś temat to niekoniecznie dlatego, że chce otaczać zmową milczenia danego autora – może zwyczajnie być zajęta testowaniem tych hipotez, które są nowe i niesprawdzone, a mają istotny potencjał „rozwijania nauki”.
Dziennikarstwo opinii i fałszywa równowaga
Jedną z zasad wpisanych w dziennikarski etos jest odpowiednio wyważone zaprezentowanie różnych opinii. Chodzi w niej o to, by zapewnić obu stronom istotnego sporu poświęcenie mniej więcej tyle samo uwagi, w efekcie czego zapewniona ma być dziennikarska neutralność i obiektywność. Dlaczego więc krytykujemy felieton, w którym autor stara się wypromować „przemilczanego” Koonina jako istotną, drugą stronę sporu?
Felieton to dziennikarstwo opinii, a zatem tekst mocno subiektywny, przed którym nie stawiamy kryteriów prezentowania obiektywnej prawdy. Jednak o dziennikarstwie opinii można mówić jako o szerszym trendzie, w ramach którego teksty zbudowane są wokół jednej tylko opinii. Zamiast zebrania różnych opinii i sądów i dokonania próby ich syntezy, dziennikarze prezentują każde stanowisko w osobnym materiale, zrównując w ten sposób ich wagę i znaczenie. Stanowiska te zostają następnie skontrowane w kolejnych tekstach i zamiast jednego tekstu, z którego czytelnik poznaje opinie wszystkich stron konfliktu, na podstawie których może wyrobić sobie zdanie, otrzymujemy, na zasadzie akcja-reakcja, ciąg polemik.
Nauka o klimacie nie potrzebuje przywracania równowagi przez media, a jedynie jej rzetelnego relacjonowania, ponieważ już u jej podstaw leży dążenie do maksymalnego obiektywizmu i reprodukowalności wyników. Zatem głos odmienny wobec konsensusu naukowego to głos na rzecz „fałszywej równowagi”.
Promowanie denializmu klimatycznego stało się jednym z najlepiej opisanych przypadków „fałszywej równowagi” (inny termin to bothsiderism, od angielskiego both sides – obie strony, czyli przesadna bezstronność) w mediach. Mimo że mamy do czynienia z niemal jednomyślną naukową zgodę co do faktów, to jednak standardem – i PR-owym sukcesem denialistów – stało się przeciwstawienie w publicznej debacie głosu zgodnego z konsensusem w kwestii zmiany klimatu i głosu negacjonistów. To podobna sytuacja jak dobór doradców, którego dokonał Koonin podczas swojej pracy w gremium APS – niereprezentatywne wzmocnienie opinii denialistycznych.
Z pewnym zadowoleniem trzeba przyjąć, że dziś media odchodzą od „fałszywej równowagi”, gdy prezentują naukowe ustalenia na temat zmiany klimatu. Pionierem tych zmian było BBC, które rozesłało do swoich pracowników wytyczne informowania na tematy związane ze zmianą klimatu, przyznając się do wielokrotnego nadużycia zaufania opinii publicznej i wskazując, że dotychczasowy bothsiderism może obniżać zdolność odbiorców do odróżnienia faktów naukowych od fikcji (pełna treść wewnętrznej instrukcji BBC opracowanej przez Franceskę Unsworth została udostępniona przez CarbonBrief) .
BBC wprost przestrzega przed „fałszywą równowagą”, zaś fakty naukowe na temat zmiany klimatu przyrównuje do wyniku meczu: „Chociaż są tacy, którzy nie zgadzają się ze stanowiskiem IPCC, jedynie nieliczni posuwają się tak daleko, by zaprzeczać zmianie klimatu. Występowanie zmiany klimatu jest powszechnie akceptowane i nie potrzeba denialisty, by twierdzenie to zrównoważyć. Tak samo jak nie potrzeba osoby zaprzeczającej, by zrównoważyć twierdzenie, że Manchaster United wygrał w sobotę 2-0. Od tego jest sędzia”. Być może red. Gadomski tęskni za czasami, gdy nie mogło być debaty klimatycznej bez klimatycznego denialisty, a sędzią w tym meczu mógł być każdy, na przykład felietonista poczytnej gazety.
Kończąc, powtórzymy zdanie z poprzedniej polemiki „Nauki o klimacie” z red. Gadomskim, napisanej trzy lata temu, i dotyczącej tego samego tematu: nie wszystkie zdania i opinie są warte przedstawienia. Promowanie dezinformacji pod pozorem kreowania naukowej dyskusji jest skrajnie nieodpowiedzialne i można byłoby oczekiwać od mediów, którym nie jest wszystko jedno, że będą trochę poważniej traktować ten temat.
Piotr Florek i dr Jagoda Mytych
Fajnie, że tu jesteś. Mamy nadzieję, że nasz artykuł pomógł Ci poszerzyć lub ugruntować wiedzę.
Nie wiem, czy wiesz, ale naukaoklimacie.pl to projekt non-profit. Tworzymy go my, czyli ludzie, którzy chcą dzielić się wiedzą i pomagać w zrozumieniu zmian klimatu. Taki projekt to dla nas duża radość i satysfakcja. Ale też regularne koszty. Jeśli chcesz pomóc w utrzymaniu i rozwoju strony, przekaż nam darowiznę w dowolnej wysokości