Kierując się nazwą, można by spodziewać się, że Centrum Informacji o Rynku Energii (CIRE.PL), będzie aspirować do przedstawiania informacji, a nie dezinformacji. Niestety, CIRE co chwila publikuje artykuły o klimacie należące do tej drugiej kategorii (w ostatnich miesiącach np. Mity klimatyczne profesora Mielczarskiego, Prof. Świrski: Nie odchodźmy od węgla. Módlmy się tylko, żeby klimat dał nam żyć).

Teraz CIRE opublikowało firmowany przez StopWiatrakom.pl artykuł o tym, jak to

MIT

„Angielska fundacja zajmująca się badaniami nad globalnym ociepleniem opublikowała raport o stanie klimatu i nie stwierdzono nic, co nie można by uznać za naturalne zmiany”.

Tymczasem… tą „fundacją zajmującą się badaniami nad globalnym ociepleniem” jest The Global Warming Policy Foundation (GWPF) – negacjonistyczny, znany z rozpowszechniania manipulacji stylizowanych na raporty naukowe, think-tank, mający na celu zwalczanie działań na rzecz ochrony klimatu (więcej o GWPF przeczytasz tutaj, a także w angielskojęzycznej Wikipedii). Na stronie Nauka o klimacie już trzykrotnie, w artykułach Czy czułość klimatu jest niższa, niż twierdzi IPCC, I znów nam wmawiają: cieszcie się z ocieplenia oraz Matt Ridley, specjalista od ryzyka: zróbmy Northern Rock na skalę planetarną, wyjaśnialiśmy, na czym polegają manipulacje GWPF.

ragment okładki „raportu” GWPF. Źródło: strona GWPF.

Wbrew temu, co przeczytamy na stronie CIRE, GWPF nie zajmuje się badaniami nad globalnym ociepleniem. Nie przeszkodziło jej to jednak w przygotowaniu raportu „THE STATE OF THE CLIMATE IN 2016”, o nazwie mającej kojarzyć się z profesjonalnymi raportami State of the Climate przygotowywanymi przez NOAA i naukowców z całego świata i publikowanymi przez Biuletyn Amerykańskiego Towarzystwa Meteorologicznego – jedno z najbardziej prestiżowych pism naukowych dotyczących badań atmosfery. To właśnie „raportowi” GWPF poświęcony jest opublikowany przez CIRE artykuł.

Widząc nazwę GWPF, wiemy od razu, czego oczekiwać. Przyjrzyjmy się jednak co ciekawszym fragmentom, cytując za przetłumaczonym na język polski i udostępnionym na CIRE streszczeniem:

MIT

Podczas gdy 2016 r. był jednym z najcieplejszych lat w historii, to globalne temperatury spadły pod koniec zeszłego roku do poziomu sprzed silnego zjawiska „El Niño” 2015/16. Fakt ten sugeruje, że większość globalnego szczytu temperatur 2015-16 spowodował jeden z najsilniejszych „El Niño” w historii.

Rok 2016 nie był „jednym z najcieplejszych lat w historii”, ale rekordowo ciepłym we wszystkich seriach pomiarowych. Naturalną koleją rzeczy oczekujemy, że rekordy temperatury będą padać kiedy na trend jej stopniowego wzrostu związany ze wzrostem stężenia gazów cieplarnianych nałożą się inne czynniki, takie jak El Niño. Jednak oscylacja El Niño-La-Niña jest cyklem: raz temperaturę podnosi, raz obniża. Przyjrzyjmy się wpływowi El Niño na zmiany średniej temperatury powierzchni Ziemi.

Na rysunku 1 widzimy wykres zmian temperatury od 1950 roku, uzupełniony o dodatkowe informacje, takie jak wielkie wybuchy wulkanów (przez kilka lat chłodzących klimat o 0,1-0,4°C, stopniowo coraz słabiej), oscylację El Niño-La Niña (w fazie El Niño podnoszącą temperaturę o ok. 0,2°C, a w fazie La Niña obniżającą ją) oraz zmiany aktywności Słońca (zmiany temperatury do 0,1°C).

Rysunek 1. Na górze zmiany średniej temperatury powierzchni Ziemi w latach 1950-2017, na wykres nałożone są największe wybuchy wulkanów (małe fioletowe prostokąty pokazują okres ich chłodzącego wpływu) oraz czarna przerywana linia stałego wzrostu temperatury w tempie 0,2°C/dekadę. Drugi od góry indeks oscylacji El Niño -La Niña – czerwone słupki pokazują co najmniej umiarkowanie silne El Niño, niebieskie co najmniej umiarkowanie silną El Niña a szare stan pośredni. Trzeci od góry indeks oscylacji PDO – czerwone słupki pokazują ciepłą fazę cyklu, niebieskie chłodną, a szare stan pośredni – dane uśrednione w okresach 3-miesięcznych. Na dole aktywność słoneczna mierzona liczbą plam. Czerwone strzałki idące od zjawisk El Niño w górę pokazują okresy wzrostu temperatury powodowanego tym zjawiskiem. Strzałki fioletowe pokazują zjawiska El Niño, które przypadły na okres obniżenia temperatury po wielkich wybuchach wulkanicznych. Duże niebieskie pole pokazuje okres, w którym niska aktywność słoneczna oraz cykle oceaniczne (El Niño-La Niña oraz PDO) działały w kierunku ochłodzenia. Źródła: temperatura NASA GISS, ENSO NOAA ESRL, PDO NOAA NCDC, aktywność słoneczna SILSO.

Wpływ tych czynników na zmiany temperatury jest wyraźnie widoczny. Uwagę zwraca okres po 1998 roku (zaznaczony na ilustracji jasnoniebieskim polem) kiedy to niska aktywność słoneczna oraz częstsze występowanie zjawiska La Niña wraz z chłodną fazą PDO oraz wzrostem emisji chłodzących atmosferę aerozoli siarkowych w Chinach spowodowały spowolnienie wzrostu temperatury (mówiono nawet o pauzie w globalnym ociepleniu).

Warto zauważyć, że pomimo spadku aktywności słonecznej i tego, że zjawisko El Niño w 2016 roku było nieznacznie słabsze od tego z roku 1998, temperatura w 2016 roku była o blisko 0,4°C wyższa niż w roku 1998.

Dodatkowo, chociaż w minionych miesiącach na Pacyfiku występowała chłodna La-Niña, ostatni luty był drugim najcieplejszym w historii. Marzec zapowiada się podobnie, a całkiem możliwe, że rok 2017 jako czwarty z rzędu zostanie najcieplejszym w historii pomiarów. Nawet jeśli tak się nie stanie, to o wieszczonym przez GWPF powrocie temperatur do poziomu z pierwszej dekady stulecia można już tylko pomarzyć.

Rysunek 2. Zmiany średniej temperatury powierzchni Ziemi (dla serii satelitarnych UAH i RSS zmiany temperatury troposfery na wysokości kilku kilometrów) względem okresu bazowego 1981-2010. Źródła: NASA GISS, HadCRUT4, NOAA, BEST, UAH, RSS.

Dalej czytamy:

Od 2003 r. średnia globalna temperatura oparta na pomiarach stacji powierzchniowych konsekwentnie różni się na plus od prognozy satelitarnej i wynosi obecnie o około 0,1°C.

To zdanie nie świadczy dobrze o osobie która je pisała. Satelity nie robią „prognoz temperatury”, a średnia temperatura globu nie wynosi około 0,1°C. Jeśli jednak przyjmiemy, że autorowi chodzi o to, że estymacje temperatury na podstawie danych satelitarnych różnią się o ok. 0,1°C od danych z powierzchni, zgodzimy się z nim. Jak opisujemy w tekście Co satelity mówią o ociepleniu atmosfery, satelitarne „pomiary” temperatury mają poważne ograniczenia. Tak naprawdę estymacje satelitarne wykorzystują uproszczone wskaźniki temperatury wyznaczanie na podstawie natężenia promieniowania podczerwonego w kilku wybranych pasmach długości fali. Ze względu na rozbieżności często występujące pomiędzy pomiarami satelitarnymi i naziemnymi, te pierwsze są chętnie wykorzystywane w argumentacji negacjonistów globalnego ocieplenia (Mit: Satelity nie pokazują ocieplania powierzchni Ziemi). Jednak każdy, kto trochę zgłębi temat, zrozumie, że rozbieżności są w tej sytuacji naturalne. Dane satelitarne wymagają po prostu sporej liczby poprawek i są obciążone większą niepewnością, pokazują zresztą nie zmiany temperatury przy powierzchni Ziemi, lecz w troposferze na wysokości kilku kilometrów. Zresztą 0,1°C w ciągu kilkunastu lat nie jest jakąś olbrzymią różnicą: można porównać zgodność rezultatów różnych serii pomiarowych (rysunek 2).

Następnie czytamy:

MIT

Duża część ciepła oddawanego w okresie 2015-16 przez „El Niño” wydaje się być przenoszona do regionów polarnych, zwłaszcza do Arktyki, powodując poważne zjawiska pogodowe i nieprzyjemnie wysokie temperatury powietrza.

To ściema tak grubymi nićmi szyta, że może przemawiać tylko do zupełnych laików. Można zapytać: jaką drogą to ciepło „wędruje” do Arktyki i dlaczego akurat tam? Jakie fizyczne mechanizmy transportu ciepła za to odpowiadają?

W rzeczywistości spowodowana wzrostem stężenia gazów cieplarnianych nierównowaga bilansu radiacyjnego planety powoduje silniejsze ograniczenie ucieczki energii z regionów polarnych, niż z okolic równikowych. Już pod koniec XIX w. zjawisko to opisał Svante Arrhenius. Dodatkowo wzrost temperatury w Arktyce jest wzmacniany przez dodatnie sprzężenie zwrotne topnienia lodu, co powoduje spadek albedo powierzchni i sprzyja wzmożonemu nagrzewaniu się regionu (czytaj więcej: Arktyczne wzmocnienie).

Autorzy piszą o Arktyce i Antarktydzie:

MIT

Od 1979 r. arktyczne i antarktyczne pola lodowcowe rozwijały się w przeciwnych kierunkach, odpowiednio malejących i rosnących. W Arktyce ważny jest cykl 5-letni, podczas gdy dla Antarktyki ważny jest cykl o długości około 4,5 roku. Oba warianty osiągnęły minima równocześnie w 2016 r., co wyjaśnia niedawne minimum w globalnym zasięgu morza.

Dawno nie słyszeliśmy tak potwornych farmazonów. Abstrahując już od nonsensownego tłumaczenia „zasięg lodu morskiego” (w oryginale raportu GWPF sea-ice extents) jako „pola lodowcowe”, zachęcamy czytelników do sprawdzenia jak zmieniał się zasięg lodu morskiego w Arktyce i wokół Antarktydy (dane są dostępne np. na stronach NSIDC). Konia z rzędem temu, kto wytropi tu wspomniane cykle.

Dominującym trendem jest szybki spadek zasięgu lodu morskiego. Rekordowy.

Rysunek 3. Globalny zasięg lodu morskiego w 2016 roku (czerwona linia) względem poprzednich lat. Dane NSIDC.

Na koniec streszczenia raportu GWPF mamy perełkę negacjonizmu:

Nie ma wątpliwości, że żyjemy w ciepłym okresie. Wciąż jednak istnieje niewielka wątpliwość, że obecna zmiana klimatu nie jest nieprawidłowa i nie leży poza zakresem naturalnych zmian, jakie można by oczekiwać.

Pomińmy znowu jakość tłumaczenia (oryg. „There is little doubt that we are living in a warm period. However, there is also little doubt that current climate change is not abnormal and not outside the range of natural variations that might be expected.”).

Przyjrzyjmy się przykładowo temperaturom w lecie (wtedy, kiedy upały są szczególnie dotkliwe) na lądach półkuli północnej w dekadzie 2005-2015 w stosunku do normy klimatycznej z lat 1951-1980. Ekstremalnie wysokie temperatury, które w okresie odniesienia obejmowały 0,1% lądów, w ostatniej dekadzie (i tak bez rekordowo gorącego 2016 roku) obejmowały już aż 14,5%! Zmienność klimatyczna zdecydowanie wychodzi poza skalę naturalnej zmienności, której można by oczekiwać.

Rysunek 4. Rozkład temperatur na lądach półkuli północnej w lecie w dekadzie 2005-2015 względem okresu odniesienia 1951-1980 (linia zielona). NASA GISS Climate Dice Analysis z aktualizacją do 2015 r.

Możliwe, że GWPF ma na myśli, że amplituda naturalnych zmian klimatu sięga od epok lodowcowych (a właściwie Ziemi-śnieżki) po epizody hipertermiczne (takie jak PETM czy wielkie wymieranie z przełomu Permu i Triasu)? Idąc tym torem myślenia, nie trzeba w ogóle ograniczać się do Ziemi. Czemu nie wziąć pod uwagę „naturalnego zakresu zmian” na wszystkich krążących wokół Słońca planetach? Otrzymamy wtedy zakres od prawie zera bezwzględnego na satelitach Neptuna do „piekarnika” na Wenus, żeby nie wspomnieć o Merkurym. W ten sposób, ku satysfakcji GWPF, umierając z gorąca  stwierdzimy, że temperatura wciąż mieści się w naturalnym zakresie…. To tak, jakby skwitować, że z pacjentem, którego temperatura w ciągu kilku godzin wzrosła z 36,6°C do 42°C, nic się nie dzieje, bo to wciąż temperatura z „naturalnego zakresu zmian u ludzi”.

Nie będziemy w tym artykule dokonywać pełnego rozbioru dzieła GWPF, jeśli kogoś interesuje ćwiczenie w szukaniu manipulacji i „wisienek”, których w „raporcie” jest całkiem pokaźna ilość, zapraszamy do podzielenia się tym w komentarzach.

W podsumowaniu artykułu mamy autorski komentarz STOPwiatrakom. O ile GWPF sięgnęła dna, to i tak okazało się, że ktoś puka od spodu…

Pomiary temperatury na Ziemi prowadzi się dopiero od połowy XIX w. Dopiero od końca lat 80-tych XX w. dostępne są dane satelitarne. Wiemy coraz więcej o sposobie funkcjonowania zjawisk pogodowych. Jednak nie znaczy to, że wiemy wszystko i na pewno; że umiemy wytłumaczyć każde zjawisko. Podstawową cechą zjawisk pogodowych jest nieustająca zmienność i cykliczność. (…) Jak to wygląda w poszczególnych latach, to już nie od nas zależy i nie należy z tego powodu rozdzierać szat, ani tym bardziej budować wiatraków.

Chociaż nie wiemy absolutnie wszystkiego o każdym detalu systemu klimatycznego, to wiemy wystarczająco dużo, by móc wystarczająco dobrze przewidzieć zmianę klimatu na skutek wzrostu koncentracji dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych. Mylenie pogody z klimatem byłoby może komiczne, gdyby nie kontekst. Parafrazując: „Ludzie, którzy nie potrafią przewidzieć wyniku najbliższego rzutu kostką śmią twierdzić, że umieją z niezłą dokładnością określić średnią z 1000 rzutów” (patrz Mit: Naukowcy nie umieją nawet przewidzieć pogody).

Niestety, często spotykamy się z tekstami pisanymi na zasadzie „nie mam pojęcia o temacie, więc wypowiem się o nim w mediach”. Takie teksty były zawsze… ale żeby media mające w nazwie „Centrum Informacji” tak bezrefleksyjnie publikowały kompletne bzdury? Jak tak dalej pójdzie, to ze swoją kolekcją żenujących (dez)informacji klimatycznych portal CIRE zostanie mocnym kandydatem do Klimatycznej Bzdury Roku 2017.

Marcin Popkiewicz, konsultacja merytoryczna prof. Szymon P. Malinowski

Fajnie, że tu jesteś. Mamy nadzieję, że nasz artykuł pomógł Ci poszerzyć lub ugruntować wiedzę.

Nie wiem, czy wiesz, ale naukaoklimacie.pl to projekt non-profit. Tworzymy go my, czyli ludzie, którzy chcą dzielić się wiedzą i pomagać w zrozumieniu zmian klimatu. Taki projekt to dla nas duża radość i satysfakcja. Ale też regularne koszty. Jeśli chcesz pomóc w utrzymaniu i rozwoju strony, przekaż nam darowiznę w dowolnej wysokości