– Jeśli wszystko, co teraz budujemy, jest projektowane z myślą o wczorajszym klimacie, nie będzie nadawało się do życia w przyszłości – mówi w wywiadzie prof. Richard Dawson z Uniwersytetu w Newcastle, jeden z autorów drugiej części szóstego raportu Międzyrządowego Zespołu ds. Zmiany Klimatu. Skutki globalnego ocieplenia i adaptacja do zmiany klimatu.
Szymon Bujalski: Czy planeta ma dość ludzkości?
Richard Dawson: Nie wiem, czy poszedłbym aż tak daleko (uśmiech). Najnowszy raport ONZ wskazuje jednoznacznie, że ludzkość musi ograniczyć emisje gazów cieplarnianych, ale i zmienić sposób, w jaki zabudowuje i współdziała z naturalnymi systemami. To konieczne, by móc lepiej poradzić sobie z ryzykami związanymi ze zmianą klimatu. Raport pokazuje również, że mamy wiele narzędzi, by zrealizować ten cel, ale musimy przyspieszyć nasze wysiłki i działania, by wykorzystać je w praktyce i z większą dokładnością na całym świecie.
Co to za narzędzia?
Skupię się na miastach i infrastrukturze, bo w tym się specjalizuję. Choć miastom na całym świecie zagrażają podobne ryzyka, każde z nich jest inne. W związku z tym każde z nich musi przygotować własną, dopasowaną lokalnie strategię. Nie ma żadnej pojedynczej technologii, żadnego pojedynczego działania, które rozwiąże wszystkie problemy.
Co można zauważyć po miastach i osadach ludzkich wszystkich rozmiarów, to że jednym z najbardziej opłacalnych i efektywnych sposobów jest wdrażanie myślenia o odporności klimatycznej we wszystko, co robimy. Co ważne – myślenie takie można wprowadzić natychmiast. W kontekście inżynierii, która jest moim polem działania, oznacza to na przykład usprawnienie sposobu, w jaki projektujemy i budujemy budynki mieszkalne i komercyjne, by były bardziej efektywne energetycznie i dostosowane do przyszłego klimatu.
Inne kluczowe przesłanie z raportu to rosnąca ilość dowodów, które wskazują, jak ważne są rozwiązania oparte na naturze (nazywane czasami “zieloną infrastrukturą” czy “adaptacją opartą na ekosystemach”). Chodzi o uznanie roli świata przyrody i tego, jak my, ludzie, korzystamy z usług, jakie natura nam zapewnia. Nawet w mieście, w zabudowanym środowisku, może nam przecież pomóc ograniczyć skutki powodzi czy fali upałów, ochłodzić nas w upalne lato. Natura zapewnia też wiele korzyści dla naszego zdrowia i dobrego samopoczucia. Włączanie zielonych przestrzeni w myślenie o miastach jest więc fundamentalne.
Na przykład?
Quito w Ekwadorze, moje rodzinne Newcastle w Wielkiej Brytanii czy niektóre miasta w Chinach wprowadziły koncepcję „miast gąbek”, które mają absorbować jak najwięcej wody opadowej. Ale to wciąż działania na małą skalę. Czego nie dostrzegliśmy zbyt często, to traktowanie rozwiązań opartych na naturze jak części miejskiej infrastruktury, podobnie jak drogi czy sieci energetyczne. Na tym polu istnieje więc ogromna możliwość, by zacząć działać na większą skalę i wdrażać coś, co nazywamy adaptacją transformacyjną [wyeliminowanie słabych punktów w systemach poprzez wprowadzenie bardziej zrównoważonych praktyk i rozwiązań – przyp. red.].
Trzeba mieć przy tym na uwadze, że każdy region na świecie ma swoją specyfikę. Nie brakuje miejsc, gdzie urbanizacja postępuje błyskawicznie. Widać to zwłaszcza w częściach Afryki i Azji, gdzie cała infrastruktura i środowisko zabudowane muszą dopiero powstać. W miejscach tych trzeba zacząć od zapewnienia podstawowych usług, takich jak dostęp do bezpiecznej wody pitnej czy sanitariaty, a jednocześnie trzeba zadbać, by powstawały z myślą o klimacie.
Z drugiej strony nawet w najbogatszych państwach świata można dostrzec, że nierówności wzmacniają wszystkie ryzyka, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć. Wiele zależy więc na przykład od tego, czy dany kraj posiada system ubezpieczeń, który pozwoli wszystkim ludziom pokryć straty po powodzi. Nie wszędzie jest to możliwe, w efekcie nie na każdego to samo negatywne zjawisko wpłynie w taki sam sposób. Z dostępnej literatury wiemy, że ta lekcja powtarza się na całym świecie. Jak widać tych zależności, powiązań i niuansów, które trzeba mieć na uwadze, jest więc bardzo dużo.
Jak wiele miasta mogą zrobić same, a na ile potrzebne jest wsparcie rządu czy międzynarodowa współpraca? Możliwości w rękach lokalnych władz, samorządów są przecież ograniczone… Czy nie są?
To bardzo dobre pytanie. Potencjał miast zależy bardzo mocno od tego, w jakiej części świata leżą. Bardzo istotny jest na przykład poziom decentralizacji i sprawczość, jaką powierzono lokalnym władzom. Nie mogę powiedzieć, gdzie równowaga władzy jest prawidłowa, bo nie musi tu być jednej poprawnej odpowiedzi. Mogę natomiast powiedzieć, że bardzo dobrze sprawdza się łączenie działań na poziomie rządowym i lokalnym, a także włączenie w proces publicznych bądź prywatnych podmiotów, które zarządzają usługami komunalnymi i infrastrukturą. No i oczywiście nie można zapomnieć o lokalnych społecznościach. Zmiany wprowadzane w terenie w pierwszej kolejności wpływają przecież właśnie na nią.
Widzieliśmy na całym świecie – bez względu na wielkość danego siedliska ludzkiego, bo nie tylko o miasta chodzi – że takie kompleksowe łączenie różnych grup i myślenie o lokalnej specyfice przynosi najlepsze korzyści. Gdybym poleciał w inny zakątek świata i próbował wprowadzić w jakimś mieście rozwiązanie, które sprawdziło się w moim domowym Newcastle… takie podejście często po prostu nie działa. Połączenie odpowiednich organizacji, instytucji i lokalnej społeczności sprawdza się natomiast i w małej osadzie na Belize, i w naprawdę dużych, rozwiniętych miastach. Łączenie ludzi i wspólne myślenie nad tym, co zadziała lokalnie, to sposób na tworzenie najlepszych strategii.
Co raport mówi o największych zagrożeniach dla europejskich miast i całego kontynentu?
Raport wskazuje, że jedne z największych zagrożeń to rosnące ryzyko powodzi, większe narażenie na susze i niedobory wody (zwłaszcza w okolicach basenu Morza Śródziemnego), coraz bardziej intensywne opady i rosnące ryzyko fal upałów. W obszarach miejskich, gdzie skoncentrowanych jest więcej ludzi, ryzyka te będą jeszcze większe.
Jaką rolę w tym kontekście odgrywa suburbanizacja?
Rozlewanie się miast i ich nieustający rozwój tak, jak do tej pory, jak najbardziej mogą stanowić ważny problemem. Jak wspominałem wcześniej, kluczowe są rozwiązania oparte na naturze. Możemy wciąż rozwijać nasze miasta, a jednocześnie kierować je w stronę bardziej wrażliwą na zagrożenia klimatyczne i ze świadomością, jak ważne są połączenia pomiędzy środowiskiem zabudowanym i naturalnym. Mówiąc inaczej: nie musimy wylewać wszędzie betonu i asfaltu.
W wielu badaniach czy raportach bardzo brakuje mi pokazania, że nie mówimy tylko o poprawie warunków życia za trzy dekady. Przecież że zmiany wprowadzane z myślą o klimacie są też zmianami, które poprawiają jakość życia tu i teraz. Uważa pan podobnie?
Absolutnie! Oczywiście nie wszystko, co robimy, przynosi uniwersalne korzyści dla wszystkich. Czasami niektóre interwencje mogą mieć wręcz negatywne skutki gdzie indziej. Ale większość leżących na stole opcji to właśnie takie sytuacje typu win-win, które zapewniają wielkie korzyści już teraz.
Dowody pokazują, że zwłaszcza w przypadku rozwiązań opartych na naturze możliwości są ogromne. Takie działania mogą przynieść wielkie korzyści miastom oraz zdrowiu i dobremu samopoczuciu mieszkańców już teraz, poprawiając jakość powietrza, zwiększając odporność na skutki powodzi i ekstremalnych fal upałów czy też wpływając korzystnie na zdrowie psychiczne mieszkańców. Być może często nie podkreślamy wystarczająco mocno tych korzyści, przez co – jak pan wspomniał – można odnieść wrażenie, jakby chodziło o odległą przyszłość. W rzeczywistości jest jednak tak, że efekty naszych działań przyniosą korzyści zarówno w tym momencie, wręcz natychmiast, jak i w dłuższej perspektywie czasowej.
Dlaczego w raporcie tak wiele mówi się o konsekwencjach ocieplenia planety o 3°C? Czy dlatego, że właśnie w tym kierunku zmierzamy?
Raport faktycznie bardzo często wspomina o skutkach ocieplenia Ziemi tak o 3, jak i 1,5 oraz 2°C. Myślę, że te 3°C rzeczywiście oddaje mniej więcej kierunek, w jakim zmierzamy, jeśli spełnimy obecne zobowiązania. 1,5°C jest z kolei bardzo ważne z tego powodu, że pokazuje, jak znacząco większe szanse będziemy wtedy mieli, by skuteczniej radzić sobie z ryzykami klimatycznymi. Gdy zaczniemy zmierzać w kierunku 2°C, będzie bardzo trudno poradzić sobie z niektórymi z tych zagrożeń.
Dotyczy to na przykład małych wysp, które będą miały trudność z przetrwaniem z powodu podnoszącego się poziomu morza. Przy każdym z tych trzech progów będziemy zatem patrzeć na całkiem inny świat, a przy większym ociepleniu niektóre zagrożenia staną się naprawdę wielkim wyzwaniem.
Czy na planecie cieplejszej o 3° da się żyć, czy będzie to koszmar?
Będzie to zupełnie inna planeta. Będziemy zmagać się z niedoborami wody, zagrożone będą miliony ludzi mieszkających na wybrzeżach. Życie na takiej planecie będzie też wymagało wprowadzenia przez ludzi o wiele większych zmian.
Raport jest bardzo alarmujący i zapewne powinien być. Ale czy dostrzega pan zmiany na lepsze? Czy widzi pan światełko w tunelu?
(uśmiech) Staram się nie być przesadnie pesymistyczny. Faktycznie na całym świecie dzieją się dobre rzeczy. Można było zauważyć, że w ostatnich latach problem zmiany klimatu został dostrzeżony. Krajowe rządy, lokalne władze, biznes czy organizacje pozarządowe zrozumiały wyzwania, jakie niesie ze sobą zmiana klimatu. Wciąż brakuje jednak odpowiedniego reakcji na te wyzwania i podjęcia adekwatnych działań.
Prawdziwe wyzwanie polega na tym, że prawdopodobnie w żadnym miejscu na świecie nie zlikwidowano luki pomiędzy ryzykami, jakie nam zagrażają, a realną adaptacją, jaka jest nam potrzebna. Choć jak wspomniałem można zauważyć pewną poprawę, nie zachodzi ona wystarczająco szybko. Co więcej, wspomniana luka powiększa się, bo zagrożenia związane ze zmianą klimatu rosną szybciej niż postępuje nasza adaptacja do nich.
Dlaczego pana zdaniem nie działamy wystarczająco szybko?
Wiele dowodów wskazuje, że wola polityczna to kluczowa przeszkoda, która spowalnia działania na rzecz klimatu. W ostatnim czasie ludzie na całym świecie zmagali się z poważnymi powodziami, falami upałów czy niedoborami wody. To wyraźnie dało nam odczuć, że zagrożenia już tu są. Zrozumieliśmy też, co to oznacza dla lokalnych społeczności.
Mam zatem nadzieję, że ten raport pokaże ludziom, że problemem nie jest brak wiedzy. Mamy spostrzeżenia i zrozumienie dotyczące tego, co działa i gdzie działa. Wiemy też, jakie skutki przyniesie zmiana klimatu, jeśli nie zajmiemy się problemami. Dlatego naprawdę warto działać już teraz. Bardziej opłacalne i efektywne jest działanie teraz niż czekanie 20 lat na zmienienie tego, co w zły sposób zrobimy dziś. Jeśli wszystko, co teraz budujemy, jest projektowane z myślą o wczorajszym klimacie, nie będzie nadawało się do życia w przyszłości. W pewien sposób sami sobie projektujemy przyszłe problemy. Dotyczy to zwłaszcza miast, obszarów zabudowanych i infrastruktury, ale myślę, że podobnie jest także w innych sektorach.
Czy policzono, o ile bardziej opłacalne jest działanie teraz?
Wprowadzanie odporności klimatycznej w nasze działania już teraz daje długoterminowo cztery, pięć razy więcej korzyści, niż gdybyśmy takiego myślenia nie uwzględnili. Myślę, że to bardzo dobry argument za tym, by działać natychmiast.
Wywiad przeprowadził Szymon Bujalski – dziennikarz dla klimatu
Prof. Richard Dawson jest profesorem inżynierii systemów Ziemi na Uniwersytecie w Newcastle. Był jednym z głównych autorów 6. rozdziału drugiej części Szóstego Raportu Podsumowującego IPCC, który poświęcono miastom, osadom miejskim i kluczowej infrastrukturze. Dawson skupia się na badaniu wpływu zmiany klimatu na infrastrukturę, systemy miejskie i zlewnie.
Fajnie, że tu jesteś. Mamy nadzieję, że nasz artykuł pomógł Ci poszerzyć lub ugruntować wiedzę.
Nie wiem, czy wiesz, ale naukaoklimacie.pl to projekt non-profit. Tworzymy go my, czyli ludzie, którzy chcą dzielić się wiedzą i pomagać w zrozumieniu zmian klimatu. Taki projekt to dla nas duża radość i satysfakcja. Ale też regularne koszty. Jeśli chcesz pomóc w utrzymaniu i rozwoju strony, przekaż nam darowiznę w dowolnej wysokości