Powstanie IPCC było ukoronowaniem trwających dwie dekady dyskusji politycznych na temat zmiany klimatu. W latach 80. uznano, że problemu nie da się już dłużej zamiatać pod dywan. Potrzebne było jego dokładniejsze zbadanie w celu ustalenia niezbędnych działań. Rządy państw chciały mieć wgląd w to, co robią naukowcy w tak delikatnej politycznie i gospodarczo kwestii, w wyniku czego sposób działania Międzyrządowego Zespołu ds. Zmiany klimatu to wynik kompromisu, ukształtowanego w dużej mierze przez USA. Przed Wami historia IPCC.
W połowie XX w., po wielu dekadach badań nad klimatem i kształtującymi go czynnikami, naukowcy zaczęli coraz wyraźniej dostrzegać, że działania ludzi wpływają na warunki panujące na naszej planecie. Niepokój budziło szczególnie spalanie paliw kopalnych, zaburzające równowagę cyklu węglowego. Do atmosfery dostawały się atomy węgla, które do tej pory, przez miliony lat, były zamknięte w podziemnych, naturalnych magazynach złóż węgla, ropy naftowej i gazu ziemnego. Pierwsze obliczenia dotyczące tego, ile CO2 zostanie w ten sposób dorzucone do atmosfery, przeprowadził w 1894 r. szwedzki geolog Arvid Högbom. Biorąc pod uwagę wielkość światowego wydobycia węgla oszacował ówczesne emisje na ok. 500 mln ton CO2 rocznie (Crawford E., 1997).
Rosnące emisje CO2, rosnący niepokój naukowców
Ilość spalanych paliw kopalnych jednak szybko rosła i w 1955 r. emisje CO2 wzrosły już do ok. 8 miliardów ton rocznie. Jak zauważyli w 1957 roku Roger Revelle i Hans Suess w swojej przełomowej dla klimatologii pracy
„[…] ludzkość prowadzi teraz jedyny w swoim rodzaju eksperyment geofizyczny, który nie wydarzył się nigdy w przeszłości ani nie będzie mógł być w przyszłości powtórzony. W ciągu kilku stuleci zwracamy atmosferze i oceanowi węgiel odłożony przez naturę w skałach osadowych w procesie, który trwał setki milionów lat”.
Jakie mogą być skutki tego eksperymentu? Jak system klimatyczny będzie reagował na pompowany w niego w ogromnych ilościach dwutlenek węgla? Te pytania stały się osią badań nad klimatem naszej planety i przyczyną powoływania grup eksperckich, mających określić, jak jego zmiany wpłyną na ludzi i gospodarkę.
Pierwsze wnioski naukowców okazały się niepokojące. Na tyle, że już w 1965 r. ostrzeżenia dotyczące negatywnych skutków ocieplenia klimatu pojawiły się w raporcie przygotowanym dla ówczesnego prezydenta USA Lyndona Jonhsona (czytaj więcej: Ostrzeżenie przed zmianą klimatu sprzed ponad pół wieku). W 1974 r. amerykańska DPC (Domestic Policy Council, Rada Spraw Wewnętrznych) zainicjowała działania mające na celu koordynację badań rządu federalnego w temacie pogody i klimatu, w tym ich wpływu na społeczeństwo, pisząc m.in.:
nasze obecne możliwości przewidywania i wyjaśniania zarówno naturalnych fluktuacji, jak i zmiany klimatu wywołanej przez człowieka, nie są przydatne dla planistów i decydentów, którzy muszą stawiać czoła tym problemom, oraz mało przystające do możliwości nauki i techniki” (Hecht A.D. i Tirpak D., 1995).
W tym samym roku własny panel ekspercki ds. zmiany klimatu powołała Rada Wykonawcza WMO (World Meteorological Organization, Światowa Organizacja Meteorologiczna), a zagrożenia dla ludzkości wynikające z globalnego ocieplenia stały się wiodącym tematem Światowej Konferencji Klimatycznej w 1979 r. W trakcie tego naukowego wydarzenia powstała deklaracja wzywająca rządy światowe do „przewidywania i zapobiegania potencjalnym zmianom w klimacie, które mogą spowodować ludzie, a które mogą być niekorzystne dla ich warunków życia”. Wskazywała także, że istnieje „poważna obawa, że ciągłe rozrastanie się ludzkich aktywności może spowodować znaczące, regionalne, a nawet globalne zmiany klimatu”, z czego wynikała konieczność podjęcia „globalnej współpracy w celu zbadania przyszłości ziemskiego klimatu” i włączenia płynących z tego wniosków do „planowania przyszłego rozwoju ludzkiego społeczeństwa” (Hecht A.D. i Tirpak D., 1995).
W lepszym zbadaniu tematu miało pomóc ustanowienie WCP (World Climate Programme, Światowy Program Klimatyczny), czyli skoordynowanych, międzynarodowych badań nad klimatem. W ramach WCP ściśle współpracowały ze sobą WMO, UNEP (United Nations Environment Programme, Program Środowiskowy Organizacji Narodów Zjednoczonych) oraz ICSU (International Council of Scientific Unions, Międzynarodowa Rada Nauki), które już w 1980 r. zorganizowały w Villach w Austrii pierwsze z serii spotkanie ekspertów zajmujących się klimatem. Bert Bollin wspominał, że już wtedy czuł, że
kluczowe jest, by następna diagnoza była zdecydowanie bardziej międzynarodowa i wykraczała poza analizę aspektów fizycznych zmiany klimatu, jak to się działo do tej pory. […] W pociągu przemierzającym Alpy w drodze z Villach w 1980 r. grupa uczestników i reprezentantów WMO i UNEP podczas nieformalnej dyskusji zastanawiała się nad zrobieniem czegoś bardziej znaczącego (Johnson S., 2012).
Globalne ocieplenie na dobre i na złe
Z każdym kolejnym spotkaniem roboczym w Villach narastało wśród naukowców przekonanie, że zmiana klimatu to nie tylko kwestia wymagająca bardziej szczegółowych badań, ale również rzeczywiste zagrożenie dla ludzi. Na konferencji w 1985 r., w której wzięli udział specjaliści z 29 państw, w tym kilku z Globalnego Południa (państw o mniejszym stopniu rozwoju przemysłowego), zaczął rysować się konsensus oparty na wiedzy, czyli podzielany przez naukowców o różnym pochodzeniu społecznym i zajmujących się różnymi aspektami naukowymi (patrz: Konsensus naukowy). Analiza zgromadzonych we wcześniejszych latach dowodów naukowych, takich jak wyniki modelowania na superkomputerach, badania zmian stężenia CO2 w cyklu epok lodowych, obserwacje wzrostu temperatur itp., pozwoliła ekspertom zgodzić się co do twierdzenia, że emisje gazów cieplarnianych mogą ogrzać Ziemię o kilka stopni, z poważnymi tego konsekwencjami.
Zwrócono też uwagę na emisje metanu i gazów przemysłowych, które na tyle szybko gromadziły się w atmosferze, że mogły sumarycznie mieć podobny wpływ na klimat jak sam CO2. Naukowcy uświadomili sobie, że podwojenie stężenia CO2 w atmosferze w stosunku do czasów przedprzemysłowych może zajść nie w ciągu stuleci, ale być może nawet jeszcze w trakcie ich życia. Bert Bolin, profesor meteorologii na Uniwersytecie Sztokholmskim, uczestniczący w tej konferencji, wspominał, że „nagle temat zmiany klimatu stał się dużo bardziej pilny” (Franz W. E., 1997, Pearce W. i in., 2018).
Raport ICSU SCOPE (Scientific Committee on Problems of the Environment, Komitet Naukowy ds. Problemów Środowiskowych ICSU) pisany w 1985 r., którego fragmenty były podstawą do dyskusji w Villach, wskazywał zresztą, że „choć jest możliwe, by zbadać eksperymentalnie reakcję roślin na podwojenie stężenia gazów cieplarnianych, nie jest możliwe, by [tak samo] zbadać reakcję społeczeństwa”. Niepewność co do tego, jak zmiana klimatu wpłynie na funkcjonowanie ludzi i kształt świata, napędzała potrzebę dalszych badań nad klimatem. Co ciekawe, w raporcie SCOPE przytaczano prognozy Berta Bolina odnośnie stężenia CO2 w 2025 r. Według obliczeń naukowca miało ono wynieść 410–490 ppm, co – patrząc na ilość CO2 w atmosferze w 2021 r. (411 ppm) – okazało się bardzo trafnym obliczeniem.
Raport z warsztatów w Villach zawierał szereg rekomendacji odnośnie kroków, które społeczność międzynarodowa powinna podjąć, aby skutecznie poradzić sobie z problemem zmiany klimatu. We wstępie do tego opracowania dyrektor UNEP, Mostafa Tolba, podkreślał, że
musimy zacząć dużo bardziej poważnie myśleć o możliwych skutkach obecnych trendów [emisji gazów cieplarnianych]. Musimy pilnie zająć się regularnym przeglądem postępów w monitoringu i badaniach naukowych. Jeśli w tym zawiedziemy, ryzykujemy, że stracimy kontrolę nad wydarzeniami, które przejmą nad nami kontrolę i że będziemy mieć do czynienia z globalnym ociepleniem „na dobre i na złe”, gdy będzie już zbyt późno, aby coś z tym zrobić, albo stawić czoła jego skutkom.
Część osób zajmujących się tematem miała poczucie, że wiele lat już stracono bez podejmowania działań, gdyż jak wskazał Tolba
pod koniec lat 60. (czyli ok. 15 lat przed konferencją w Villach – przyp. red.) potwierdzono, że koncentracja CO2 w atmosferze faktycznie rośnie i że w dużej mierze odpowiedzialne są za to działania ludzi.
Dyrektor UNEP zaproponował m.in. ustanowienie „międzynarodowego, koordynacyjnego komitetu ds. gazów cieplarnianych”, który zajmowałby się przeglądem badań naukowych w tym temacie i przygotowywał podsumowania dla rządów, organizacji i opinii publicznej. W raporcie z warsztatów w Villach wskazano, że wiele ówcześnie podejmowanych decyzji odnośnie infrastruktury czy rolnictwa opartych jest na wiedzy o warunkach panujących w przeszłości:
To nie są już dobre założenia, ponieważ spodziewamy się, że rosnąca koncentracja gazów cieplarnianych spowoduje znaczące ocieplenie klimatu Ziemi w następnym stuleciu [w XXI w. – przyp. red.]. Należy pilnie oszacować przyszłe warunki klimatyczne, aby możliwe było podejmowanie lepszych decyzji.
Ponieważ temat był według naukowców pilny i ważny, Thomas Malone z ICSU zaproponował przygotowanie szkicu konwencji odnośnie gazów cieplarnianych, zmiany klimatu i energetyki (raport UNEP/WMO/ICSU, 1985).
„Poczekać i zobaczyć”
Wydawało się, że moment na taką konwencję jest dobry – w 1985 r. podpisano Konwencję Wiedeńską dotyczącą dziury ozonowej. Problem ubytku ozonu w stratosferze nagłośnili naukowcy badający atmosferę, a temat szybko przykuł uwagę opinii publicznej ze względu na potencjalne, poważne skutki zdrowotne dla ludzi (czytaj więcej: Dziura ozonowa – historia sukcesu). Sytuacja w przypadku zmiany klimatu wydawała się być analogiczna. Na jednej z konferencji w Villach naukowcy wskazali wręcz, że jedynie skutki wojny termojądrowej mogą być większe od potencjalnych konsekwencji zmiany klimatu (Johnson, 2012). Mostafa Tolba miał więc poczucie, że sytuacja dojrzała, żeby w przypadku klimatu powtórzył się „cud ozonowy” i w 1985 r. zaczął konsultować plany konwencji klimatycznej z WMO i ICSU. Napisał też list do sekretarza stanu USA George’a Schultza, wzywający USA do pilnych działań (Hecht A.D. i Tirpak D., 1995).
Problem w tym, że ta inicjatywa naukowców nie była USA na rękę, a wielu urzędników amerykańskich miało zastrzeżenia do osoby Mostafy Tolby. Dyrektor UNEP był znany z radykalnych postaw i działań, przez co podczas negocjacji Konwencji Wiedeńskiej zraził do siebie wielu bliskich sojuszników USA w Ameryce Łacińskiej. Pomysł utworzenia konwencji klimatycznej na podstawie rekomendacji naukowców z warsztatów w Villach, tym bardziej jeśli miałby w to być zaangażowany UNEP, nie budził więc entuzjazmu w USA, mimo że wspierała go część urzędów m.in. EPA (Environmental Protection Agency, Agencja Ochrony Środowiska) i Departament Stanu. Przedstawiciele DoE (Department of Energy, Departament Energetyki) uważali, że raport z Villach nie może być podstawą do podjęcia jakichkolwiek działań, gdyż w jego przygotowaniu nie brali udziału urzędnicy państwowi. Była to wygodna wymówka, biorąc pod uwagę, że w Villach spotykali się światowej klasy eksperci od klimatu, a raporty były przygotowywane z najwyższą rzetelnością naukową. Każda z agend mogła jednak na poparcie swojego stanowiska powołać się na pasujące jej rządowe opracowanie na temat klimatu, ponieważ wnioski w nich zawarte były bardzo różne. O ile np. diagnoza NRC (National Research Council, Krajowa Rada ds. Badań) z 1983 r. podkreślała naukowe niepewności i popierała powściągliwe podejście „czekać i zobaczyć”, raport EPA, opublikowany w tym samym roku, malował całkowicie inny obraz z potencjalnie katastrofalnymi konsekwencjami wynikającymi z niekontrolowanej zmiany klimatu (Hecht A.D. i Tirpak D., 1995, Agrawala S., 1997, Franz W. E., 1997).
Sformułowanie stanowiska USA w temacie konwencji było jednak bardzo ważne, gdyż bez nich wszelkie negocjacje dotyczące klimatu nie mogłyby się właściwie odbyć. Stany Zjednoczone miały silne karty przetargowe. Po pierwsze najdłużej zajmowały się badaniem klimatu i oceanów, a oceny robione dla EPA czy DoE stały się pewnego rodzaju wzorcami dla analiz robionych w innych państwach np. Niemczech. Po drugie USA w największym stopniu wspierały finansowo ONZ, miały więc ogromną siłę przebicia w kręgach decyzyjnych WMO i UNEP (Agrawala S., 1997).
Patrzeć naukowcom na ręce
Amerykańscy politycy mogli więc wykorzystać ten wpływ, aby sprawy potoczyły się bardziej po ich myśli. Stany Zjednoczone były w tamtych czasach głównym emitentem gazów cieplarnianych, a wszelkie działania na rzecz redukcji ich emisji zagroziłyby ekonomicznym interesom kraju, którego gospodarka opierała się na paliwach kopalnych. Potężne lobby przemysłu wydobywczego, przy aktywnym wsparciu republikańskiego Białego Domu, silnie oponowało więc przeciw jakimkolwiek działaniom na rzecz ochrony klimatu. Tym bardziej, że naukowcy, oprócz badania aspektów fizycznych zmiany klimatu, coraz wyraźniej wskazywali konieczność podjęcia pewnych kroków politycznych.
Na konferencji AGGG (Advisory Group on Greenhouse Gases, Grupa Doradcza ds. Gazów Cieplarnianych), grupy eksperckiej powołanej przez WMO, UNEP i ICSU, która odbyła się w Bellagio w 1987 r., spróbowano m.in. określić cel działań dla ograniczenia zmiany klimatu. Zaproponowano, aby politycy ustanowili maksymalne tempo wzrostu poziomu morza w zakresie 20–50 mm na dekadę i temperatury na 0,1oC na dekadę. Wielu uczestników spotkań AGGG wspierało agresywne działania ograniczające emisje. Rząd USA mógł więc mieć coraz silniejsze poczucie, że pozostawienie sprawy pod kontrolą WMO i UNEP nie jest najlepszym pomysłem (Agrawala S., 1997, Franz W. E., 1997).
Na kongresie WMO w 1987 r. USA przedstawiły stanowisko, że o ile Kongres zgadza się co do rekomendacji z Villach odnośnie tworzenia okresowych ocen wiedzy naukowej na temat klimatu, to „uważa, że mechanizm oceny powinien raczej funkcjonować pod ogólnym kierownictwem rządów niż tylko jako usługa naukowców opierająca się na ich osobistych umiejętnościach” (Zillman J. W., 2009). Raporty miały więc powstawać z udziałem przedstawicieli rządów, przy zgodzie uczestniczących w procesie naukowców i przy całkowitej zgodzie wszystkich uczestniczących w procesie rządów – bez żadnych wyjątków. Takie zasady wydają się być świetną receptą na paraliż jakiegokolwiek ciała doradczego. Państwom takim jak USA, które mogły zresztą liczyć w temacie ograniczania emisji na wsparcie państw eksporterów ropy naftowej, na pewno to nie przeszkadzało. Pozwalało za to kupić czas (Hecht A.D. i Tirpak D., 1995).
Analizę zmian zachodzących w ziemskim klimacie miała według tych zasad przygotować nowa grupa ekspercka. Bo Döös, szwedzki meteorolog, były dyrektor amerykańskiego NCP (National Climate Program)i pierwszy dyrektor WCP, na podstawie swoich doświadczeń z Międzyrządowym Panelem ds. Pierwszego Światowego Eksperymentu GARP (Global Atmospheric Research Programme, Globalny Program Badań Atmosfery, termin eksperyment oznacza tu po prostu pomiary polowe) w połowie lat 70., zaproponował stworzenie Międzyrządowego Zespołu ds. Oceny Zmiany Klimatu (Intergovermental Panel on the Assessment of Climate Change) (Agrawala S., 1997).
Bieg sprawie nadały rezolucje WMO i ONZ z 1987 roku. IPCC (Intergovernmental Panel on Climate Change, Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu) został powołany ostatecznie do życia w 1988 r. na walnym zgromadzeniu ONZ, a jego celem było „dostarczenie koordynowanej przez [społeczność] międzynarodową naukowej analizy na temat rozmiaru, czasu i potencjalnego wpływu środowiskowego i społeczno-gospodarczego zmiany klimatu i realistycznych strategii odpowiedzi [na ten problem]”. Pierwszym przewodniczącym IPCC został Bert Bolin. Na zaproszenie na pierwsze spotkanie IPCC w Genewie w 1988 r. odpowiedziało jedynie 28 państw, z czego tylko 11 należało do państw rozwijających się. Jak wspominał Bolin: „Temat klimatu wciąż nie był zbyt wysoko [na listach] w programach politycznych” (Johnson, 2012).
170 naukowców, zaproszonych do współpracy w ramach IPCC, pracowało intensywnie przez 1989 r., by stworzyć opracowanie, którego nikt nie mógłby podważyć na gruncie nauki. Wydany w 1990 r. I raport (FAR) IPCC wskazywał, że świat rzeczywiście się ociepla. Naukowcy przewidywali (prawidłowo, jak się później okazało), że potrzeba ok. 10 lat, żeby zdecydowanie się upewnić, że ocieplenie jest wynikiem nasilenia efektu cieplarnianego. Wtedy – jak podkreślali – może jednak już być dużo trudniej zatrzymać ocieplenie. Prognozy oparte na obliczeniach komputerowych wskazywały, że świat będzie prawdopodobnie cieplejszy o 1,5–4,5°C do połowy XXI w. W raporcie pojawiły się też propozycje rozwiązań, które mogłyby wpłynąć na zmniejszenie przyszłego ocieplenia (Agrawala Sh., 1998, Agrawala Sh., 1999).
Od tamtego czasu setki naukowców poświęcało bezpłatnie swój czas, aby dostarczać politykom najlepszą wiedzę na temat zmiany klimatu. Jednak pomimo coraz bardziej wyrafinowanych metod badawczych, coraz lepszych modeli klimatycznych i coraz bardziej niepokojących obserwacji długo przeważała wśród decydentów postawa „poczekać i zobaczyć”. Miał w tym też swój udział wymyślony przez USA „międzyrządowy mechanizm”, wymagający jednomyślnych zgód odnośnie wniosków raportów, który skutecznie rugował z nich bardziej alarmujące wyniki badań i prognozy , powodując, że w rezultacie raporty IPCC były – według opinii różnych ekspertów – dość zachowawcze (patrz Mit: Naukowcy z IPCC to alarmiści). Z drugiej strony kontrola przedstawicieli rządów różnych państw – od Arabii Saudyjskiej po Zimbabwe – oznacza, że są one najbardziej skrupulatnie sprawdzonymi i rzetelnymi opracowaniami dotyczącymi zmiany klimatu. Reszta należy już do polityków.
Więcej o historii klimatologii przeczytasz tutaj.
Zobacz też nasz cykl o historii badań nad klimatem: tutaj.
Anna Sierpińska, konsultacja merytoryczna: prof. Szymon P. Malinowski
Fajnie, że tu jesteś. Mamy nadzieję, że nasz artykuł pomógł Ci poszerzyć lub ugruntować wiedzę.
Nie wiem, czy wiesz, ale naukaoklimacie.pl to projekt non-profit. Tworzymy go my, czyli ludzie, którzy chcą dzielić się wiedzą i pomagać w zrozumieniu zmian klimatu. Taki projekt to dla nas duża radość i satysfakcja. Ale też regularne koszty. Jeśli chcesz pomóc w utrzymaniu i rozwoju strony, przekaż nam darowiznę w dowolnej wysokości