W 2014 roku Tomasz Teluk – analityk polityczno-ekonomiczny, był jednym z kandydatów w konkursie na Klimatyczną bzdurę roku, ale pomimo pełnego błędów opublikowanego w „Egzorcyście” (sic!) artykułu, zajął odległe miejsce. W 2015 roku nie wysunęliśmy jego kandydatury, ale w tym najwyraźniej postanowił znów zawalczyć o nagrodę. W artykułach Koniec ideologii globalnego ocieplenia oraz Jak PiS zatrzymało globalne ocieplenie! opublikowanych na portalu Fronda, serwuje solidną porcję mitów.

Atmosfera - zdjęcie ze stacji kosmicznej.
Rysunek 1. Atmosfera, cienka warstwa gazów, której zawdzięczamy istnienie efektu cieplarnianego i warunki sprzyjające rozwojowi życia na Ziemi. Tu widziana w przekroju z pokładu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Zdjęcie zamieszczamy dzięki uprzejmości NASA.

Mit: „Mityczny efekt cieplarniany”

W mocnym otwarciu, Tomasz Teluk pisze o „mitycznym efekcie cieplarnianym”. Jesteśmy pod wrażeniem.

Trzeba dużego tupetu albo jeszcze większego braku wiedzy, żeby nazywać „mitycznym” znane i rozumiane od XIX wieku zjawisko, będące konsekwencją elementarnych praw fizykibezpośrednio obserwowane, zresztą w pełnej zgodzie z przewidywaniami teorii. Dzięki atmosferze i znajdującym się w niej gazom cieplarnianym, przechwytującym promieniowanie podczerwone, temperatura powierzchni Ziemi jest wyższa o 33°C, niż gdyby wypromieniowywana z jej powierzchni energia uciekała bezpośrednio w kosmos. Jest to możliwe jedynie dzięki temu, że większość tego promieniowania jest absorbowana w atmosferze, a to, co ucieka, jest emitowane z zimniejszych, położonych na dużej wysokości warstw atmosfery.

Istnienie efektu cieplarnianego jest zupełnie naturalne. To, co stanowi problem, to wzmacnianie tego mechanizmu przez dodawanie do atmosfery gazów cieplarnianych, które w naturalny sposób by się w niej nie znalazły. Nawet stosunkowo niewielkie wzmocnienie efektu cieplarnianego może podnieść średnią temperaturę powierzchni naszej planety o kilka stopni. Więcej przeczytasz w artykule Mit: Efekt cieplarniany nie istnieje.

Z tekstów Teluka dowiemy się też, że „hipoteza antropogenicznego efektu cieplarnianego była teorią słabą i sztucznie podsycaną przez polityków i ośrodki czerpiące gigantyczne profity z jej propagowania.” Skłania nas to do zastanowienia, czy autor wie, że efekt cieplarniany nie jest „antropogeniczny”. Antropogeniczne jest tylko jego wzmacnianie. Już w 2009 roku Tomasz Teluk demonstrował, że nie rozróżnia terminów „efekt cieplarniany” i „globalne ocieplenie”, używając ich wymiennie. Od tego czasu wyraźnie niczego się w tym temacie nie nauczył. Przypomnijmy więc:

Efekt cieplarniany to zjawisko polegające na pochłanianiu promieniowania podczerwonego (emitowanego przez powierzchnię Ziemi czy innej planety) przez tzw. gazy cieplarniane, takie jak para wodna, dwutlenek węgla i metan. Skutkiem istnienia efektu cieplarnianego jest to, że średnia temperatura powierzchni Ziemi wynosi około 15 stopni, a nie -18 stopni Celsjusza (żeby zrozumieć szczegóły przeczytaj: „Efekt cieplarniany – jak to działa”).

Globalnym ociepleniem nazywamy obserwowaną zmianę klimatu, która polega m.in. na wzroście średniej temperatury powierzchni Ziemi – w ciągu ostatniego stulecia o ok. 1°C. Globalne ocieplenie powodowane jest wzmocnieniem naturalnego efektu cieplarnianego, za co odpowiada wzrost stężenia gazów cieplarnianych.

Przypuśćmy, że pisząc o „hipotezie antropogenicznego efektu cieplarnianego”, Tomasz Teluk miał na myśli globalne ocieplenie, czyli wzmocnienie efektu cieplarnianego. Czy jest to teoria „słaba i sztucznie podsycana”? Absolutnie nie. Można odpowiedzieć tak samo, jak przy „mitycznym efekcie cieplarnianym”: to, że wzrost stężeń gazów cieplarnianych (stężenie CO2, przekraczające już 400 ppm jest najwyższe od wielu milionów lat) spowoduje wzrost temperatury przy powierzchni Ziemi (obecnie prawdopodobnie do poziomu najwyższego od ponad 100 tysięcy lat), było przewidywane przez naukowców już w XIX wieku jest konsekwencją elementarnych praw fizyki i bezpośrednio obserwowane, zresztą w pełnej zgodzie z przewidywaniami teorii.

Mit: „Co tam dwutlenek węgla, liczy się tylko para wodna!”

Są mity, które pozwalają na pierwszy rzut oka stwierdzić, że przedstawiająca je osoba nie ma zielonego pojęcia o czym mówi. Jak na przykład Tomasz Teluk, piszący o tym, że skoro jest para wodna, to CO2 można zignorować:

Bo jak inaczej reagować na walkę z dwutlenkiem węgla, który jest niezbędny do życia na naszej planecie? Jak walczyć z czymś marginalnym w procesie wpływu temperatury na klimat, skoro największym gazem cieplarnianym jest para wodna? Jak wreszcie nie śmiać się z faktu, że człowiek jest nikim we wszechświecie i nie może sterować klimatem jak klimatyzacją w aucie?

To prawda, że para wodna odpowiada za większość efektu cieplarnianego. Jednak, jak sama nazwa wskazuje para wodna to bardzo szczególny gaz. Jako para substancji, która w warunkach przy powierzchni naszej planety występuje w trzech stanach skupienia, bardzo szybko dostosowuje swoją zawartość w atmosferze do innych czynników, takich jak temperatura czy ciśnienie. Woda trafia do powietrza przez parowanie, którego tempo zależy od temperatury oceanu i powietrza, zgodnie z równaniem Clausiusa-Clapeyrona. Kiedy powietrze zawiera zbyt dużo pary wodnej, zamienia się ona w krople i spada na Ziemię w postaci deszczu. Kiedy powietrze jest suche, woda paruje z powierzchni ziemi i wilgotność rośnie. Skala czasowa tych procesów jest liczona w dniach. Ilość pary wodnej, którą może pomieścić powietrze, bardzo silnie zależy od temperatury – w wysokiej temperaturze jest duża, w niskiej – bardzo mała. Choć para wodna jest najsilniejszym gazem cieplarnianym, to jej ilość w atmosferze bardzo szybko dostosowuje się do innych czynników, szczególnie temperatury.

Rysunek 2. Tak kończy nadmiar pary wodnej w powietrzu – skrapla się i ostatecznie wypada w postaci deszczu. Zdjęcie Photozirka, Dreamstime.com.

Tych własności nie mają inne gazy cieplarniane, takie jak CO2, których czas życia w atmosferze jest liczony w setkach czy nawet setkach tysięcy lat. Para wodna dostosowuje się do działania innych czynników – powoduje to, że zmiany jej ilości w atmosferze nie są przyczyną ocieplania się klimatu, lecz następstwem.

Nauka dobrze wie, że para wodna odpowiada za największe dodatnie sprzężenie w systemie klimatycznym (Soden 2006). Jest też kluczową przyczyną, dla której średnia temperatura Ziemi jest tak wrażliwa na zmiany stężenia CO2. Gdy z jakiegokolwiek powodu (np. wzrostu zawartości CO2 czy CH4 w powietrzu) podniesie się temperatura powierzchni Ziemi, to zwiększa się parowanie. Powietrze zawiera coraz więcej cząsteczek wody, a ponieważ para wodna jest gazem cieplarnianym, wzmaga się efekt cieplarniany, co z kolei powoduje wzrost parowania. W ten sposób efekt działania długo żyjących gazów cieplarnianych (np. CO2) zostaje wzmocniony.

Zarówno teoria, jak i obserwacje oraz symulacje klimatu wskazują, że każdy stopień Celsjusza ocieplenia dolnej atmosfery skutkuje wzrostem zawartości pary wodnej w atmosferze o ok. 7%. Obserwowane obecnie zmiany temperatury, wilgotności i cyrkulacji atmosferycznej są zgodne z prawami fizyki. Kiedy osoby negujące antropogeniczną zmianę klimatu nazywają parę wodną głównym gazem cieplarnianym – mają rację. Jednak zapominają, że działa ona (tylko i aż) jako dodatnie sprzężenie zwrotne, uwrażliwiające nasz klimat na zmiany koncentracji CO2 w powietrzu czy inne zewnętrzne przyczyny zmian temperatury. Więcej: Mit: Para wodna jest najważniejszym gazem cieplarnianym.

A co z argumentem, że „CO2 jest gazem niezbędnym do życia na naszej planecie”? Jak najbardziej jest. Żaden ośrodek naukowy czy poważny naukowiec nie twierdzi inaczej i nie rekomenduje kompletnego usunięcia CO2 z atmosfery. Warto jednak zauważyć, że w ostatnich milionach lat – gdy powstał i rozwijał się gatunek ludzki – stężenie CO2 w atmosferze wahało się w granicach 180-300 ppm. W ostatnich kilku pokoleniach podskoczyło ono do ponad 400 ppm i szybko rośnie (o ok. 2,5 ppm rocznie). Warto też dodać, abstrahując nawet od zmiany klimatu i jej konsekwencji, że wzrost stężenia CO2, choć zasadniczo stymuluje wzrost roślin, to zakwaszając wody oceanów mocno szkodzi ich ekosystemom, jest też szkodliwy dla nas – ludzi.

Rysunek 3: Elektrownia Bełchatów, oparta na spalaniu węgla brunatnego. Zdjęcie: Irgendwo, licencja CC BY-SA 2.0.

Tomasz Teluk śmieje się z pomysłu „sterowania klimatem jak klimatyzacją w aucie”. Zastanawiamy się, co właściwie chciał powiedzieć. Zaburzamy system klimatyczny, ale nie jest to wcale precyzyjne sterowanie potencjometrem. W porównani do naturalnych powolnych zmian klimatu to co robimy to raczej walnięcie go wielkim młotem (nie jest to przesadzone stwierdzenie, patrz Zmiany klimatu kiedyś i dziś – w 80 lat do klimatu z czasów dinozaurów?), z bardzo wątpliwą możliwością przywrócenia klimatu do stanu wyjściowego, a nawet przewidzenia tego, co nastąpi, jeśli uderzenie będzie bezprecedensowo mocne. Analogią jest wzięcie delikatnego mechanizmu zegarowego i rzucenie nim. Mamy wpływ na sytuację? Jak najbardziej. Czy jak już rzucimy, to czy mamy możliwość kontrolowania sytuacji, a już szczególnie przywrócenia jej do stanu wyjściowego? Absolutnie nie. Całe rozumowanie pana Teluka bardzo przypomina zestaw mitów opisanych w Mit: Człowiek odpowiada jedynie za 0,6% efektu cieplarnianego. Polecamy!

Mit: „Jesteśmy liderem ochrony klimatu, będziemy chronić go zalesiając i dalej spalając węgiel”

Kolejna wypowiedź pana Teluka ociera się o stwierdzenie, że czarne jest białe:

Podczas podpisania nowego porozumienia klimatycznego Polska wyrosła na europejskiego lidera w ograniczaniu emisji gazów cieplarnianych. Nie tylko zrealizowaliśmy nasze zobowiązania z nawiązką, ale także przyjęliśmy na siebie nowe, z tą różnicą, że będziemy się z nich wywiązywać po swojemu. (…) Polska powstrzyma efekt cieplarniany, zachowując kopalnie i sadząc lasy. (…) Wciąż będziemy spalać paliwa kopalne.

Czy w obszarze ochrony klimatu „zrealizowaliśmy nasze zobowiązania z nawiązką”? Technicznie rzecz biorąc to prawda, bo od końca lat 80. ubiegłego stulecia ograniczyliśmy emisje o ponad 30%. Ale… spójrzmy, kiedy te redukcje emisji miały miejsce.

Rysunek 4. Polskie emisje CO2 ze spalania paliw kopalnych. Dane CDIAC, BP

Cała redukcja emisji miała miejsce w poprzednim wieku, przy czym najszybsza była na przełomie lat 80. i 90., kiedy to urealniliśmy ceny energii i wyeliminowaliśmy postkomunistyczne marnotrawstwo przemysłu ciężkiego (ograniczając np. produkcję czołgów). Chwalimy się więc osiągnięciami sprzed ponad ćwierć wieku, mówiąc, że „my już swoje zrobiliśmy”, choć wkład ostatnich rządów w redukcje emisji był praktycznie żaden.

Skala redukcji potrzebna, by zrealizować uzgodniony w ramach Porozumienia Paryskiego cel ograniczenia wzrostu średniej temperatury o co najwyżej 2°C względem epoki przedprzemysłowej oznacza w praktyce konieczność wyzerowania emisji CO2 do połowy stulecia (patrz Ograniczenie ocieplenia do 2C – nierealny optymizm naukowców). Cel ograniczenia ocieplenia do 1,5°C jest w zasadzie nieosiągalny (patrz Ocieplenie o 1,5C możemy zapewnić sobie już w niecałe 5 lat). Powinniśmy używać wszystkich dostępnych środków: wzrostu efektywności energetycznej, przechodzenia na czyste źródła energii a także zalesiania i regeneracji gleb – wszystkie te działania poza ochroną klimatu dają zresztą liczne dodatkowe korzyści.

A więc na ile można skompensować emisje ze spalania paliw kopalnych prowadząc zalesianie? Pewną wskazówką są oszacowania Lasów Państwowych odnośnie potencjału tzw. „Leśnych gospodarstw węglowych”. Zdaniem Lasów Państwowych, taka gospodarka w ciągu 10 lat pozwoliłaby zakumulować 40 mln ton dwutlenku węgla w polskich lasach. Biorąc pod uwagę, że rocznie emitujemy ponad 300 mln ton CO2 ze spalania paliw kopalnych okazuje się że 10-letni program sadzenia lasów skompensuje około 1,5 miesiąca emisji z węgla, ropy i gazu. To zdecydowanie nie wystarczy. 

Rysunek 5. Las na Podkarpaciu. Zdjęcie: Emploia, licencja CC BY-ND 2.0.

Oczywiście na pewno można stworzyć ambitniejszy program zalesiania. Jak wiele udałoby nam się osiągnąć zalesianiem, gdybyśmy na całym świecie zalesili co się da, przywracając wszystkie lasy rosnące 10 000 lat temu? Oznaczałoby to zaledwie odwrócenie skutków przeprowadzonego przez nas wcześniej wylesiania i innych zmian użytkowania terenu: do ekosystemów lądowych po prostu wróciłby węgiel, który wcześniej był w nich zgromadzony. Pozostała nadwyżka CO2, wprowadzona przez nas do szybkiego cyklu węglowego w wyniku spalania paliw kopalnych, pozostanie w nim – w atmosferze, ekosystemach lądowych i oceanach. Każda kolejna tona CO2 wyemitowana do atmosfery dokłada się do tego bilansu. Jeśli pójdziemy tą drogą, zagwarantujemy sobie katastrofalną zmianę klimatu. Co więcej, w takim scenariuszu posadzone dziś drzewa za kilka dekad znajdą się w nieodpowiedniej dla siebie, cieplejszej strefie klimatycznej. Zgromadzony w lasach węgiel wróci do atmosfery – w rezultacie fal upałów, pożarów czy inwazji szkodników.

Jaka jest więc skala realnie możliwych działań?

Wg Czwartego raportu IPCC ekonomicznie realny potencjał ograniczenia emisji CO2 dzięki gospodarce leśnej wynosi dla całego świata między 1,27 a 4,23 GtCO2 rocznie (dla roku 2030) – to ok. 10 razy mniej, niż rokrocznie emitujemy do atmosfery! Na przeszkodzie „pochłaniania w skali przemysłowej” stoi sama natura lasów. Po pierwsze tylko lasy zdrowe i „w sile wieku” (liczące sobie 10-80/100 lat) pochłaniają więcej CO2, niż emitują. Pozostałe wydzielają tyle samo, co absorbują, a niektóre są wręcz emitentem dwutlenku węgla – to np. młodniki, lasy stare (pełne butwiejącego drewna) czy wiatrołomy. Po drugie nawet lasy „w sile wieku” pochłaniają CO2ograniczonym tempie 1-35 ton CO2/ha/rok (zależnie od regionu i gatunku drzew). Żeby zlikwidować połowę nadwyżki CO2 w atmosferze, trzeba by pokryć lasami (absorbującymi 9 ton CO2 na hektar rocznie) obszar wielkości Europy – i odczekać stulecie. Wyprodukowane drewno trzeba by bezpiecznie zmagazynować: jeśli spłonie lub się rozłoży, zwróci węgiel do atmosfery.

A jaki wpływ miałoby masowe zadrzewianie na temperatury? Szacunki pokazują (Arora i Montenegro, 2011), że powtórne zalesienie połowy powierzchni uprawnej Ziemi (co musiałoby przynieść klęskę głodu) obniżyłoby średnią temperaturę pod koniec XXI wieku zaledwie o ok. 0,25°C – wobec prognozowanego wzrostu temperatury rzędu 1-4°C. Niestety, ochrona i sadzenie lasów, przy dalszym trzymaniu się paliw kopalnych, nie skompensują rosnących emisji dwutlenku węgla. Czytaj więcej w Mit: By zwalczyć globalne ocieplenie, wystarczy sadzić więcej drzew, Rola lasów w pochłanianiu CO2 w pytaniach i odpowiedziach.

Jak w tym kontekście ocenić wypowiedź p. Teluka? W tym przypadku może i dość łagodnie, mógł on bowiem paść ofiarą informacji przekazywanych przez polityków. Być może to więc oni powinni być nominowani do nagrody Klimatyczna Bzdura Roku?

Marcin Popkiewicz, konsultacja merytoryczna: prof. Szymon Malinowski

Fajnie, że tu jesteś. Mamy nadzieję, że nasz artykuł pomógł Ci poszerzyć lub ugruntować wiedzę.

Nie wiem, czy wiesz, ale naukaoklimacie.pl to projekt non-profit. Tworzymy go my, czyli ludzie, którzy chcą dzielić się wiedzą i pomagać w zrozumieniu zmian klimatu. Taki projekt to dla nas duża radość i satysfakcja. Ale też regularne koszty. Jeśli chcesz pomóc w utrzymaniu i rozwoju strony, przekaż nam darowiznę w dowolnej wysokości