Dlaczego politycy opieszale reagują na komunikaty naukowców dotyczące zagrożeń związanych z globalnym ociepleniem i konieczności ograniczenia emisji gazów cieplarnianych? Jak zmienić sposób, w jaki mówimy o zmianie klimatu i sformułować zrozumiałe dla decydentów cele? To jedna z kwestii, którą rozważają autorzy przyszłego raportu IPCC i nie tylko.
Ratyfikacja porozumienia paryskiego w 2015 roku dała światu nadzieję na podjęcie przez społeczność międzynarodową skutecznych działań na rzecz ochrony klimatu. Nadzieje na skuteczne redukcje emisji wzmocniły dodatkowo trendy szybkiego spadku cen odnawialnych źródeł energii, dobre perspektywy ekonomiczne elektryfikacji transportu i czystego ogrzewania, wycofywanie się instytucji finansowych z inwestycji w wysokoemisyjne źródła energii i przekierowywanie ich na OZE i efektywność energetyczną. Coraz więcej krajów zacieśnia normy efektywności energetycznej, planuje zakaz używania aut spalinowych, wprowadza rosnące opłaty za emisje gazów cieplarnianych i uchwala ambitne, wiążące cele redukcji emisji, aż do poziomu zera emisji z całej gospodarki (np. Szwecja do 2045 roku).
Wszystko to pozwala myśleć, że jesteśmy dobrej drodze do zrealizowania uzgodnionych celów ochrony klimatu. Niestety, to złudne, w ubiegłym roku emisje CO2 wzrosły do najwyższego poziomu w historii. Kiedy więc możemy spodziewać się ich spadku? I co powinniśmy zrobić, żeby zmienić kurs? Część problemu leży w sposobie postawienia celów, tym na ile są konkretne oraz zrozumiałe dla polityków, mediów i społeczeństwa.
Nieprecyzyjny „budżet węglowy”
Aby przełożyć cele ograniczenia wzrostu temperatury zapisane w porozumieniu paryskim na redukcje emisji, naukowcy szacują tzw. „budżet węglowy”, czyli całkowitą ilość gazów cieplarnianych, którą ludzkość może wprowadzić do atmosfery bez spowodowania przekroczenia uzgodnionego wzrostu temperatury. Wielkość budżetu węglowego związanego z określonym wzrostem temperatury nie jest niestety precyzyjnie znaną liczbą: zależy ona od czułości ziemskiego systemu klimatycznego, odpowiedzi naturalnego cyklu węglowego na zmianę klimatu, przyjętego poziomu odniesienia temperatury i innych pomniejszych czynników. Różniące się parametrami analizy w skrajnych przypadkach dają mocno rozbieżne wyniki: w przypadku celu 1,5°C średnie szacunki IPCC sugerują, że przy obecnym tempie emisji (ok. 40 GtCO2/rok) wyczerpiemy budżet węglowy w najbliższych kilku latach, ale można też spotkać obliczenia, według których już jest on wyczerpany oraz takie, według których możemy emitować na obecnym poziomie jeszcze przez kilkanaście lat – wszystkie są uzasadnione, gdyż każda uwzględniana w obliczeniach zmienna jest znana z pewnym marginesem błędu i w wyniku dostajemy nie jedną liczbę a pewien zakres wartości.
Co z tymi niepewnościami w sprawie dostępnego budżetu węglowego robią politycy? Z wielu względów podchodzą oni do redukcji emisji opornie, gdy więc otrzymują różne wyniki badań, mają tendencję do wybierania tych, które najbardziej odpowiadają ich celom politycznym. Jeśli więc z jakiegoś badania wyniknie, że budżet węglowy jest większy, politycy niezwłocznie uznają, że mogą wykorzystać to opracowanie, by uzasadnić odłożenie zdecydowanych działań, takich jak wprowadzenie podatków węglowych czy zakazu używania aut spalinowych.
Poza tym nawet mając określoną wysokość budżetu węglowego, można go wykorzystać w różny sposób: albo od razu zacząć szybko ograniczać emisje, albo odłożyć działania na przyszłość, zakładając gwałtowne cięcia emisji w późniejszym terminie. Sytuację, w której zużywamy budżet węglowy, spalając co roku przez 13 lat po 10 GtC, pokazuje na Rysunku 2 oznaczony niebieską linią Scenariusz 1. Aby utrzymać się w ramach budżetu, w 2030 roku należałoby z dnia na dzień ograniczyć emisje do zera: wyłączyć wszystko, co spala paliwa kopalne. Linia zielona pokazuje scenariusz, w którym co roku ograniczamy emisje o 0,37 GtC, aż w roku 2044 schodzimy z nimi do zera. To zmiana znacznie łagodniejsza dla gospodarki. Teoretycznie rzecz biorąc, można też zwiększać emisje przez pewien czas, przekraczając dostępny budżet węglowy, a następnie uruchomić projekty geoinżynieryjne CDR, mające na celu wyciąganie dwutlenku węgla z atmosfery na skalę rzędu miliardów ton węgla rocznie (scenariusz 3).
Co zamiast „budżetu węglowego”?
Według analizującej te kwestie pracy Peters 2018, niepewności związane z planowaniem osiągnięcia celów ochrony klimatu na podstawie budżetu węglowego są tak duże, że dla celów prowadzenia polityki metoda ta jest praktycznie bezużyteczna. Dużo skuteczniejsze i bardziej zrozumiałe byłoby oparcie polityki na konkretnej dacie osiągnięcia celu „zera emisji neto”, zapisanej już zresztą – choć ogólnie i bez konkretnej daty – w tekście porozumienia paryskiego w art. 4 (dla krajów bogatszych powinno to nastąpić wcześniej niż dla ubogich). Większość zajmujących się tematem badaczy uważa, że powinno to przypaść na początek drugiej połowy obecnego stulecia. Cel osiągnięcia „zerowych emisji netto” do określonej daty jest nie tylko dużo bardziej konkretny, ale też zrozumiały dla polityków i społeczeństwa. Dość łatwo jest też go określić dla danego kraju, bazując np. na jego zamożności. Wtedy każda firma, organizacja i inni interesariusze mogą zaplanować własne polityki wyzerowania emisji do danego roku, a rządy będą mogły wprowadzić działania pomagające dojść do tego celu.
Wieczne „za pięć dwunasta” i jak z tym skończyć
Kwestię świadomego rozmywania celów i odkładania przez polityków działań na rzecz ochrony klimatu oraz zmiany narracji środowiska naukowego uwzględniającej tę barierę analizuje Oliver Geden z Niemieckiego Instytutu Bezpieczeństwa i Spraw Międzynarodowych, jeden z wiodących autorów 6 raportu IPCC (Geden, 2018). Według niego naukowcy, przyzwyczajeni do logicznego rozumowania i metody naukowej, mają tendencję do traktowania przedstawicieli innych profesji podobnie do własnej. Zakładają więc u polityków wysoki poziom zorientowania na rozwiązywanie problemów i dążenie do spójności pomiędzy słowami, decyzjami i działaniami. Naukowcom wydaje się też, że dążenie do zmniejszenia niepewności jest czymś naturalnym i pożądanym. Tymczasem świat polityków rządzi się zupełnie innymi prawami, w szczególności nie są oni zainteresowani zmniejszaniem niepewności i niejednoznaczności, bo te są dla nich źródłem politycznej elastyczności w zaspokajaniu różnych, często rozbieżnych celów (Geden, 2016).
Podczas gdy środowisko naukowe pracuje nad doprecyzowaniem budżetu węglowego, politykom zasadniczo odpowiada spory stopień jego niepewności. Gdy pojawia się na przykład publikacja, według której wciąż jest możliwe osiągnięcie celu ograniczenia ocieplenia do 1,5°C bez konieczności wielkoskalowej inżynierii i innych radykalnych działań, nie motywuje ona dla polityków do podjęcia działań, bo wydają się one wykonalne. Wręcz przeciwnie. Politycy potraktują to jak prezent od środowiska naukowego, utwierdzający ich w przekonaniu, że mają wciąż jeszcze czas na zdecydowane działania na rzecz ochrony klimatu, bo wciąż jest „za pięć dwunasta”.
Geden zwraca uwagę, że do tego stanu rzeczy przyczyniają się sami naukowcy, którzy od lat i dekad mówią, że „jest już ostatnia chwila na podjęcie działań na rzecz ochrony klimatu”, twierdząc na podstawie analiz pełnych liczb i wykresów, że jeśli „zdecydowanie podejmiemy działania, {…} to damy radę”. Mówią tak od dawna, choć czas płynie, a emisje gazów cieplarnianych wciąż rosną. Jak to możliwe, że od tak długiego czasu wciąż jest „za pięć dwunasta”?
Naukowcy mają mocne powody do stosowania pozytywnej retoryki: obawiają się, że jeśli powiedzą, że cele są już niemożliwe do osiągnięcia, to politycy w ogóle zarzucą działania na rzecz ochrony klimatu. Tak więc naukowcy, bojąc się tego defetyzmu, nieprzerwanie przerabiają założenia tak, aby utrzymać narrację przy życiu. Najjaskrawszym tego przykładem są tzw. „ujemne emisje”, czyli koncepcje usuwania CO2 z atmosfery na skalę przemysłową, które aż do 4 Raportu IPCC z 2007 roku prawie nie były spotykane w scenariuszach klimatycznych. Ponieważ jednak czas płynął, a emisje rosły, dla naukowców stało się jasne, że aby ścieżki redukcji emisji były akceptowalne z polityczno-gospodarczego punktu widzenia, niezbędne jest wprowadzenie „ujemnych emisji” w dalszej przyszłości. Pozwoliło to zachować spójność modeli z oczekiwaniami polityków, którzy z jednej strony mogą twierdzić, że „jesteśmy na dobrym kursie”, a z drugiej nie są rozliczani z tego, co będzie w dalszej przyszłości. Dziś scenariusze emisji pozwalające na zrealizowanie celu ograniczenia ocieplenia o 2°C standardowo zakładają, że w drugiej połowie stulecia co roku będziemy wychwytywać z atmosfery miliardy ton CO2 rocznie (więcej na ten temat przeczytasz w artykule Ograniczenie ocieplenia do 2C – nierealny optymizm naukowców).
Gdy naukowcy mówią politykom, że „możliwe jest osiągnięcie zadeklarowanych celów, jeśli podjęte zostaną określone działania”, to do tych drugich dociera tylko pierwsza część komunikatu – że cel jest osiągalny, a część poświęconą szczegółowym działaniom niezbędnym dla jego osiągnięcia, puszczana jest mimo uszu.
Autor pracy stwierdza, że środowisko naukowe musi wziąć pod uwagę sposób myślenia polityków i dostosować do niego swój sposób komunikacji. Rekomenduje w szczególności zmianę sposobu komunikacji w przygotowywanym 6 Raporcie IPCC – zamiast mówić: „tak, ograniczenie ocieplenia do 1,5°C jest wciąż możliwe, jeśli rządy zrobią A, B i C”, należy powiedzieć: „ograniczenie ocieplenia do 1,5 °C nie jest już możliwe, jeśli rządy nie zrobią A, B i C”. Użyte słowa są bardzo podobne, a ich logiczne znaczenie jest identyczne – jednak słowa kształtują rzeczywistość, a w tym przypadku znacząco zmieniają perspektywę polityków. W pierwszym przypadku politycy dostają „nagrodę”, mogąc twierdzić, że stają na wysokości zadania i jesteśmy na dobrym kursie do osiągnięcia celu. To powszechny w świecie polityki sposób wykorzystywania przyszłości dla zdobywania punktów politycznych tu i teraz, bo nie wymaga podjęcia działań naruszających status-quo i interesy wpływowych grup. Drugie sformułowanie nie daje politykom nagrody do ręki, zatrzymuje ją, nakładając warunki jej przekazania. Komunikat zmienia się w „nie realizujecie tego, co powinniście” – jeśli nie chcecie przyznać się do porażki, musicie podjąć określone działania.
Przeformułowanie komunikatu z „tak, jeśli…” na „”nie, o ile nie…” przesuwa też horyzont podjęcia działań z nieokreślonej przyszłości na tu i teraz, zapobiegając resetowaniu zegara i wywierając presję na polityków na podjęcie działań.
Marcin Popkiewicz, konsultacja merytoryczna: prof. Szymon Malinowski
Fajnie, że tu jesteś. Mamy nadzieję, że nasz artykuł pomógł Ci poszerzyć lub ugruntować wiedzę.
Nie wiem, czy wiesz, ale naukaoklimacie.pl to projekt non-profit. Tworzymy go my, czyli ludzie, którzy chcą dzielić się wiedzą i pomagać w zrozumieniu zmian klimatu. Taki projekt to dla nas duża radość i satysfakcja. Ale też regularne koszty. Jeśli chcesz pomóc w utrzymaniu i rozwoju strony, przekaż nam darowiznę w dowolnej wysokości