MIT
Globalne ocieplenie przynosi mnóstwo korzyści.
STANOWISKO NAUKI
Długa lista związków przyczynowo-skutkowych pokazuje, że większość zmian klimatycznych przyniesie jedynie ograniczone korzyści, za to może poczynić ogromne szkody. Nawet nieznaczny wzrost temperatury oznacza poważne problemy dla rolnictwa, zasobów wodnych, a także całej światowej gospodarki. Z każdym kolejnym stopniem wzrostu temperatury konsekwencje globalnego ocieplenia będą coraz poważniejsze. Wzrost temperatury powierzchni Ziemi o +2°C będzie poważnym problemem; wzrost o +4°C może być katastrofą; zaś konsekwencje wzrostu temperatury o +6°C będą wprost niewyobrażalne.
UWAGA: Ten artykuł został opublikowany w roku 2013 i nie był aktualizowany. W niektórych przypadkach mogą być dostępne nowsze dane liczbowe. Poszukaj nowszych informacji o skutkach zmiany klimatu.
Rolnictwo
Dwutlenek węgla jest niezbędny dla roślin i wzrost jego ilości w atmosferze mógłby przyczynić się do wzrostu produktywności, jednak rolnictwo i hodowla są uzależnione przede wszystkim od dostępności wody. Tymczasem globalne ocieplenie powodujące przesuwanie się stref klimatycznych i zaburzające stosunki wodne, pogarszają tym samym warunki wzrostu roślin. Już aktualne dane pokazują że nasilające się susze regionalne powodują spadek produktywności roślinnej na świecie, mimo tego że koncentracja CO2 wzrosła w atmosferze z poziomu 280 ppm w epoce przedprzemysłowej do 395 ppm 2012 roku. Sytuację dodatkowo pogarsza wzrost częstotliwości występowania ekstremów pogodowych i ich coraz większa długotrwałość, powodowane prawdopodobnie szybkim ocieplaniem Arktyki i „blokowaniem się” prądu strumieniowego (Francis 2012).
Narastające globalne ocieplenie będzie miało negatywny wpływ na plony w krajach, których klimat już teraz jest na granicy wytrzymałości temperaturowej roślin, szczególnie w rejonach tropikalnych i subsaharyjskich. Jak pokazała analiza wyników 22 modeli numerycznych przeprowadzona przez Aiguo Daia, już w latach trzydziestych XX w. ekstremalne susze zagrażać będą m.in. rejonowi Morza Śródziemnego (rysunek 2).
Niektórzy sceptycy sugerują, że obszary położone na wyższych szerokościach geograficznych – na przykład Syberia – dzięki globalnemu ociepleniu mogą stać się produktywne dla rolnictwa. To jednak nieprawda. Gleba w strefie arktycznej i pobliskich jej terenach jest bardzo uboga, a ilość światła słonecznego docierającego do powierzchni na tak wysokich szerokościach geograficznych jest niewielka. Ocieplenie klimatu nie skompensuje tych efektów na tyle, by z regionów podbiegunowych uczynić wydajne tereny uprawne.
Topnienie lodów podbiegunowych
Topnienie lodów Arktyki przebiega wielokrotnie szybciej, niż jeszcze kilka lat temu prognozowali to klimatolodzy. Otwarcie przez cały rok morskiego Szlaku Arktycznego pomiędzy Atlantykiem a Pacyfikiem oraz umożliwienie dostępu do arktycznych złóż ropy, gazu i minerałów może przynieść pewne korzyści gospodarcze, jednak skutki negatywne będą dramatyczne. Obejmą one nie tylko utratę naturalnego środowiska niedźwiedzi polarnych i innych zwierząt dostosowanych do życia w pokrytej lodem Arktyce.
Dziś Ocean Arktyczny, na którym przez cały rok unosi się lód, jest jak drink z kostkami lodu: zanurzony w nim termometr pokaże temperaturę bliską 0°C. Jeśli postawimy drink w ciepłym pokoju, dostarczana energia będzie zużywana na topienie lodu. Dopiero później, gdy lód całkiem się rozpuści, temperatura naszego drinka zacznie rosnąć. Dokładnie to samo, w miarę postępowania globalnego ocieplenia, będzie zachodzić w Oceanie Arktycznym. Na razie woda, na powierzchni której unosi się lód, nie może się nagrzać, a nadwyżka energii zostaje zużyta na topnienie lodu. Kiedy jednak lód już stopnieje, dalsze pochłanianie energii będzie prowadzić do wzrostu temperatury wody.
W miarę ocieplania się wód oceanu, temperatura na Syberii, Alasce i w północnej Kanadzie również zacznie rosnąć, a leżący tam śnieg zacznie znikać. Jest to już obserwowane. W miejsce odbijającego energię słoneczną lodu i śniegu będziemy mieć ciemne, pochłaniające promienie słoneczne ląd i ocean. Wieczna zmarzlina przestanie być „wieczna” i zacznie emitować coraz większe ilości metanu. Podobnie zaczną się destabilizować arktyczne pokłady hydratów metanu. Ogrzewający się Ocean Arktyczny przyspieszy topnienie i tak coraz szybciej tracącego masę lądolodu Grenlandii. Gdy jego wody staną się wyraźnie cieplejsze od wód w oceanicznej głębi, mogą przestać opadać na dno, co zatrzyma Prąd Zatokowy.
Według większości modeli klimatu nie nastąpi to jeszcze w tym stuleciu, ale tak samo miało być z zanikiem pokrywy lodowej Arktyki. Jeśli Prąd Zatokowy wyhamuje, transportowane przez niego ciepło nie dotrze do Arktyki, przez co być może na pewien czas powróci tu lód. Jednak energia nie ginie. Transportowane obecnie do Arktyki ciepło pozostanie na południowej półkuli, ogrzewając Ocean Południowy i za jego pośrednictwem lądolód Antarktydy Zachodniej, w dużym stopniu opierający się na dnie oceanicznym. Wszystko to razem przyspieszy podnoszenie się poziomu wody w oceanach.
Wzrost poziomu morza
Znaczna część obszaru Ziemi jest położona nisko i w związku z tym zostanie mocno dotknięta nawet przy umiarkowanym wzroście poziomu morza. Delty rzek i pola ryżowe zostaną zalane słoną wodą, co zrujnuje plony. Woda morska, zmieszana z wodą słodką, zanieczyści rzeki i pokłady wodonośne.
Emitując coraz więcej gazów cieplarnianych jesteśmy na drodze do ocieplenia klimatu Ziemi o 4-6°C jeszcze w tym stuleciu. Ostatni raz na Ziemi było tak ciepło kilkadziesiąt milionów lat temu. Nie było wtedy lodowych czap polarnych a poziom wody był wyższy o 70 metrów. Po roztopieniu lądolodów (co jednak potrwa znacznie dłużej niż najbliższe 100 lat) nie tylko wszystkie miasta portowe (jak Tokio czy Nowy Jork) ale też wiele miast odległych dziś od morza jak Paryż czy Londyn, staną się atrakcją dla nurków. Warszawa będzie miastem nadbrzeżnym, leżącym nad Zatoką Bałtycką. A Dania i Niemcy Północne znikną pod wodą.
Nikt nie przewiduje korzyści spowodowanych wzrostem poziomu morza.
Zakwaszanie oceanu
Oceany są głównym miejscem absorpcji i usuwania CO2 z powietrza. W ciągu godziny pochłaniają ponad milion ton tego gazu. Wzrost emisji dwutlenku węgla powoduje pochłanianie przez oceany coraz większych ilości tego gazu, a przez to wzrost ich kwasowości (a więc obniżenie pH) wody, co można porównać do procesu robienia olbrzymiej wody gazowanej. Już teraz nasza emisja dwutlenku węgla do atmosfery spowodowała obniżenie pH wód oceanów o 0,1. Przy dalszym przewidywanym wzroście emisji CO2 zmiany będą znacznie większe. Spalenie wszystkich paliw kopalnych i przeniesienie do atmosfery (i dalej do oceanów) uwięzionego w nich węgla spowodujemy wzrost kwasowości ich wód odpowiadający spadkowi pH o 0,7, a więc do poziomu nienotowanego przez ostatnie 300 milionów lat.
Zakwaszenie oceanów ma poważne konsekwencje dla organizmów budujących zewnętrzne wapienne szkieleciki i muszle. W normalnych obecnie warunkach unoszące się w wodzie morskiej jony węglanowe stanowią roztwór przesycony – jest ich więcej, niż może się rozpuścić. Z tego powodu kalcyt i aragonit – odmiany węglanu wapnia, z których organizmy morskie tworzą swoje szkielety – są stabilne w wodach powierzchniowych.
Gdy wskaźnik pH otoczenia spada, obniża się również koncentracja jonów węglanowych. Kiedy ich stężenie spada poniżej stężenia roztworu nasyconego, struktury zbudowane z węglanu wapnia zamiast wzrastać, stają się podatne na rozpuszczenie w wodzie.
Wzrost kwasowości oceanów i spadek możliwości budowania szkieletów dotknie szeregu organizmów, których aktywność stanowi podstawę ekosystemu raf koralowych i łańcucha pokarmowego w oceanach, w tym koralowców, skorupiaków, mięczaków, kokolitoforów, otwornic i szkarłupni. Znajdą się oczywiście organizmy, które poradzą sobie w tych warunkach. Wiele gatunków nie przetrwa jednak zmian, lub zostanie mocno osłabionych w tych i tak trudnych dla życia morskiego czasach.
Prof. Jean-Pierre Gattuso z francuskiego Narodowego Centrum Badań Naukowych stwierdził, że „już w przeciągu kilkunastu lat woda w Arktyce może stać się tak kwasowa, że będzie rozpuszczać muszle żywych zwierząt”.
Zwierzęcy, roślinny i mineralny świat raf koralowych jest jednym z naturalnych cudów świata i domem dla 1-3 mln gatunków, w tym ponad ¼ wszystkich gatunków ryb. Od zasobów raf koralowych uzależnione jest życie 30 milionów mieszkańców wysp i wybrzeży. Wiele gatunków jest optymalnie dostosowanych do warunków, w jakich żyją i wszelkie większe zmiany w środowisku stanowią dla nich poważne zagrożenie. Dotyczy to szczególnie raf koralowych, które ze względu na delikatne mechanizmy symbiozy między koralowcami i glanami są szczególnie wrażliwe na drobne zmiany temperatury wody i wzrost zakwaszania wód. Glony dostarczają koralowcom tlen i pożywienie, a te w zamian dają im składniki odżywcze i ochronę. Jeśli jednak robi się zbyt ciepło, glony nie mogą wyprodukować cukru. Wystarczy wzrost temperatury o 1°C, by polipy koralowca zaczęły pozbywać się glonów, traktowanych w tej sytuacji jako „nieprzydatne nieroby”. Niestety efektem tego jest „wybielenie” raf i obumieranie koralowców. Przy wzroście temperatury o 2°C wymieranie koralowców staje się powszechne. W wyjątkowo ciepłym 1998 roku wymarło kilkanaście procent koralowców na świecie.
Na razie średnia temperatura Ziemi wzrosła o skromne 0,7°C. Do końca stulecia wzrost może jednak sięgnąć kilku stopni. Wielu ekspertów zajmujących się rafami koralowymi uważa, że sytuacja jest praktycznie beznadziejna i są one skazane na zagładę.
Jak stwierdza raport australijskiej agencji rządowej opiekującej się narodowym emblematem – Wielką Rafą Koralową: „całościowe prognozy dla rafy są niedobre, a katastrofalnych zniszczeń ekosystemu nie da się już uniknąć”. Wielka Rafa Koralowa jest zagrożona, i nie tylko ona.
„Przyszłość jest przerażająca” – mówi Charlie Veron, australijski biolog morski, powszechnie uważany za najwybitniejszego na świecie eksperta od raf koralowych. „Nie ma nadziei, aby rafy dotrwały nawet do połowy stulecia w jakiejkolwiek formie przypominającej to, co dziś uważamy za rafy koralowe. Jeśli – a właściwie, kiedy – odejdą, zabiorą ze sobą około jednej trzeciej światowej bioróżnorodności morskiej. Zadziała efekt domina – kiedy przestaną działać rafy, padną też inne ekosystemy. To droga do scenariusza masowego wymierania, kiedy większość życia, szczególnie morskiego życia tropikalnego, ulegnie zagładzie.”
Alex Rogers, ekspert od koralowców z Londyńskiego Towarzystwa Zoologicznego, mówi o „absolutnej gwarancji ich unicestwienia”. A David Obura, inny wybitny ekspert w tym obszarze i szef wschodnioafrykańskiego CORDIO, grupy badawczej z Kenii, jest równie pesymistyczny: „Myślę, że rafy mają mizerne szanse. A to, co dzieje się z rafami to zwiastun tego, co stanie się z całą resztą [ekosystemów oceanicznych].”
Niekorzystne zmiany w ekosystemach raf koralowych to zwiastun bezprecedensowych zmian w faunie i florze oceanicznej. Nadmierne połowy doprowadzą w końcu do stworzenia środowisk prawie całkowicie pozbawionych gatunków odławianych komercyjnie oraz drapieżników, pozostawiając jedynie małe gatunki oportunistyczne. Tak zdegradowany ekosystem nie będzie już wiarygodnym i stabilnym źródłem żywności, co zagrozi całym społecznościom, szczególnie w biednych krajach.
W związku ze wzrostem ilości spływających rzekami nawozów i odpadów przemysłowych coraz liczniejsze i coraz większe będą tzw. martwe strefy. Ocieplający się ocean i wzrastające emisje gazów cieplarnianych zakwaszające jego wody nasilą presję na pozostałe rafy. Na koniec światowe ekosystemy oceaniczne mogą doświadczyć masowego wymierania gatunków, prowadzącego do poważnej utraty bioróżnorodności. To przyszłość, w której oceanami będą rządzić mikroby i meduzy.
Te przewidywania mogą wydawać się ekstremalne, jednak trudno wyobrazić sobie, jak bez fundamentalnych zmian w naszych działaniach mogłoby do nich nie dojść.
Topniejące lodowce
Setki milionów ludzi (ok. jednej szóstej światowej populacji), są uzależnione populacji) są uzależnione od wody dostarczanej co roku przez naturalne wiosenne, letnie i jesienne topnienie lodowców.
Największe problemy może nastręczyć topnienie lodowców Wyżyny Tybetańskiej. W drugiej połowie XXI wieku góry i wyżyny Azji Środkowej mogą stracić nawet 2/3 swych lodowców, co odbije się bezpośrednio na życiu 300 milionów ludzi. Płynące stamtąd największe rzeki Azji podczas suszy skurczą się, w swoim górnym biegu zamieniając się w wąskie strugi. Zjawisko to dotyczy między innymi Jangcy i Huag He w Chinach, Gangesu w Indiach, Indusu w Pakistanie, Brahmaputry w Bangladeszu, Salween i Irawadi w Birmie, a także Mekongu, który płynie przez Chiny, Birmę, Tajlandię, Laos, Kambodżę i Wietnam.
Po stopnieniu lodowców rzeki będą nadal wylewać podczas opadów w porze monsunowej, za to susze w porze bezdeszczowej staną się bezprecedensowe. Wraz ze wzrostem temperatury i szybszym tempem parowania wody z gleby zapotrzebowanie na wodę, w rolnictwie będzie szybko rosło. Woda z lodowców Himalajów służy do nawadniania obszarów dających rocznie 55% azjatyckich plonów zbóż, czyli 25% całości światowej produkcji. Spadek plonów na tych terenach o 20-30% przełoży się na zmniejszenie światowych plonów zbóż o 3,5-5%[[1]].
Problemy dotykają też krajów andyjskich. Wiosną 2009 roku ostatecznie stopniał leżący na wysokości 5300 m.n.p.m. lodowiec Chacaltaya, na którym znajdował się najwyżej położony na świecie wyciąg narciarski. Lodowiec liczył sobie 18 tysięcy lat. A teraz znikł.
Badacze uważają, że jego los podzielą lodowce w Boliwii, Peru i Ekwadorze. Śmierć lodowców będzie miała drastyczny wpływ na życie mieszkańców Andów. Po zachodniej, przeważnie suchej stronie Andów, dostawy wody dla milionów ludzi są zależne od rzek wypływających z topniejących lodowców, takich, jak Chacaltaya, Illimani czy Huayna Potosifor.
Lodowce w Peru w ostatnich 35 latach straciły 20 procent masy, przez co o 12 procent spadł dopływ wody do rejonów przybrzeżnych, zamieszkanych przez 60 procent ludności kraju. Według przewidywań Banku Światowego pogłębiające się globalne ocieplenie spowoduje, że wiele lodowców andyjskich w ciągu najbliższych 20 lat po prostu zniknie. Mające około 20 tysięcy lat lodowce w Boliwii cofają tak szybko, że do połowy wieku 80% z nich może przestać istnieć.
Nawet lodowce na Illimani – olbrzymiej, liczącej sobie blisko 6500 metrów górze wznoszącej się nad La Paz, prawdopodobnie stopnieją w ciągu 30 lat. Dochodzi do tego kolejny problem o charakterze regionalnym. Nie tylko lodowce zanikają, lecz w Andach pada też coraz mniej deszczu. Monsuny przynoszące deszcz nad Amazonią są coraz słabsze. Uważa się to za efekt globalnego ocieplenia, choć w grę może też wchodzić słabnięcie transportu wody ze wschodu, związane z masowym karczowaniem lasów Amazonii. Jak dotąd, przyspieszone topnienie lodowców spowodowało zwiększenie ilości wypływającej z nich wody. Przyczyniło się to do olbrzymich powodzi na Amazonce, które w 2008 roku zmusiły do opuszczenia swych domów setki tysięcy osób. Z jednej strony więc Amazonii grożą dzisiaj susze, a z drugiej powodzie. Jednak gdy lodowce już stopnieją, zalew wody ze znikających lodowców się skończy, a w porze suchej liczące sobie tysiące lat źródła wody zmienią się w strumyczki.
Zniknięcie lodowców Boliwii, Peru i Ekwadoru, nie tylko zagrozi zaopatrzeniu w wodę dla dziesiątek milionów ludzi i przyczyni się do wysychania Amazonii, lecz ograniczy też produkcję prądu w elektrowniach wodnych, dostarczających połowę energii elektrycznej w tych krajach.
Środowisko naturalne
Globalne ocieplenie może mieć pozytywne efekty dla wzrostu roślinności na szerokościach północnych, a także możliwego wzrostu biomasy planktonu w niektórych częściach oceanu. Równocześnie jednak rozszerzeniu ulegną strefy oceanu ubogie w tlen, powolnemu zanieczyszczeniu lub wyczerpaniu ulegać będą źródła wody słodkiej, wzrośnie częstotliwość pożarów, z powodu susz doświadczymy rozległego wymierania roślinności, wzrośnie ryzyko wymarcia koralowców, spadnie masa fitoplanktonu, zmianie ulegną długości pór roku, zakłóceniu ulegnie łańcuch pokarmowy, wyginie także wiele gatunków fauny i flory.
Zdrowie
Cieplejsze zimy mogą przynieść zmniejszenie śmiertelności, zwłaszcza wśród ludzi starszych. Ale osoby starsze są też bardziej wrażliwe na wysokie temperatury. Szacuje się, że liczba zgonów przypisanych falom upałów będzie pięć razy większa niż ewentualny spadek liczby zgonów w okresie zimowym. Cieplejszy klimat ułatwi migrację przenoszących choroby owadów, jak np. komary. Już dziś malaria pojawia się w miejscach, w których nigdy wcześniej nie występowała.
Skutki ekonomiczne i społeczne
Ekonomiczne skutki globalnego ocieplenia mogą być katastrofalne i znacznie przewyższać korzyści z ocieplenia, takie jak spadek kosztów ogrzewania czy odśnieżania dróg. Ogólny obraz trudności gospodarczych spowodowanych przez zmiany klimatu jasno pokazał Raport Sterna z 2006 roku. Według opinii samego autora z 2013 roku, opracowanie sprzed kilku lat było zbyt ostrożne. Rzeczywiste ryzyka i koszty globalnego ocieplenia będą większe, niż prognozowane w 2006 roku.
O ile można spierać się co do konkretnych liczb, koszty zmian klimatu znacznie przekraczają koszt zapobiegnięcia im. Niektóre scenariusze prognozowane przez IPCC przewidują ogromne migracje ludności w miarę zatapiania nisko położonych krajów. Zakłócenia globalnej wymiany handlowej, transportu, zaopatrzenia energii i rynków pracy, bankowości i finansów, inwestycji i ubezpieczeń, będą podkopywać stabilność krajów, zarówno rozwiniętych jak i rozwijających się. Te ostatnie, już dziś często uwikłane w konflikty militarne, mogą zostać wciągnięte w większe i długotrwałe spory o wodę, zasoby żywności lub energii. Może to dodatkowo zakłócić ich rozwój gospodarczy utrudniany jednocześnie przez globalne ocieplenie. Powszechnie przyjmuje się, że negatywne skutki zmian klimatu będą odczuwane głównie przez kraje najmniej przygotowane (społecznie i ekonomicznie) do radzenia sobie z kryzysami i adaptacji.
Jednak nawet Polska, znajdująca się w relatywnie bezpiecznym (w każdym razie przy umiarkowanym ociepleniu) miejscu, ponosi coraz większe koszty zmiany klimatu, co pokazuje m.in. opracowanie polskiego Ministerstwa Środowiska z 2013 roku:
Koszty wdrożenia zidentyfikowanych działań adaptacyjnych do realizacji w sektorach i obszarach wrażliwych w latach 2014-2020 zostały oszacowane na ponad 62 mld zł. Należy przy tym podkreślić, że zarejestrowane straty powstałe w latach 2001-2010 wynosiły ok. 54 mld zł. W przypadku niepodjęcia działań w przyszłości, prawdopodobną konsekwencją byłyby straty szacowane na poziomie około 86 mld zł w latach 2011-2020, a nawet 119 mld zł w latach 2021-2030.”
Długookresowe skutki wzrostu emisji
W zasadzie jesteśmy już skazani na przekroczenie progu ocieplenia o +1,5°C, za którym prawdopodobnie rozpocznie się niekontrolowane rozmarzanie wiecznej zmarzliny na Syberii i Alasce, a wg MAE już w 2017 roku przekroczymy próg, za którym wybudowana infrastruktura praktycznie zagwarantuje emisje dwutlenku węgla wystarczające do przekroczenia progu ocieplenia o +2°C.
Nie jest to jednak ostro zarysowana granica, po przekroczeniu której będzie już wszystko jedno, jak bardzo jeszcze wzrośnie temperatura. Każda redukcja emisji dwutlenku węgla, jaką tylko uda się osiągnąć oznacza mniejszy wzrost temperatury i możliwość uniknięcia najpoważniejszych następstw globalnego ocieplenia. Jak zauważył profesor paleoklimatologii Lonnie Thompson, im więcej ograniczenia emisji dzisiaj, tym mniej konieczności adaptacji i cierpień w przyszłości.
Najlepiej byłoby ograniczyć globalne ocieplenie poniżej progu +1,5°C, ewentualnie +2°C. Jednak pomiędzy ociepleniem o +2°C a ociepleniem o +3°C jest wielka różnica. Jeszcze większa jest różnica pomiędzy ociepleniem o +3°C, a ociepleniem o +4°C. Wszystko powyżej +4°C bez wątpienia możemy określić jako katastrofalne, bo przekraczane będą kolejne punkty krytyczne. Kontynuując obecny trend wzrostu emisji wiele takich punktów prawdopodobnie przekroczymy, co przyniesie m.in. masowe wymieranie koralowców, zanik lodu w Arktyce i lasów deszczowych Amazonii. Są zjawiska, których powinniśmy starać się uniknąć za wszelką cenę: destabilizacji wiecznej zmarzliny i złóż hydratów metanu oraz odtlenienia oceanów i zamiany znacznej części Ziemi w miejsce nienadające się dla ludzi.
Warto wiedzieć że istnieje jeszcze jedna – granica tzw. „scenariusz rozbuchanej szklarni”. Gdybyśmy do niej dotarli, nastąpiłaby przemiana Ziemi w drugą Wenus.
Następstwa przekraczania kolejnych progów wzrostu temperatury pokazuje bazująca na analizie literatury naukowej książka Mark Lynasa Sześć Stopni. Na tej podstawie National Geographic przygotował serię filmów.
Jest wielu ludzi, którzy uważają za niemożliwe, aby planeta ociepliła się aż tak bardzo, lub że następstwa będą aż tak poważne, jak sugerują badania naukowe. Owszem, istnieje możliwość, że przewidywania optymistów się sprawdzą. Jednak wyniki badań naukowych na to nie wskazują, wyłania się z nich raczej nieprzyjemny obraz przyszłości, w której nie wybierzemy drogi szybkiej redukcji emisji gazów cieplarnianych.
Przy wzrastających emisjach katastrofa klimatyczna nie jest prostu jednym z możliwych, lecz najbardziej prawdopodobnym scenariuszem.
Klimatyczni sceptycy wykpiwają możliwość katastrofalnej zmiany klimatu, jednak smutną rzeczywistością jest to, że z każdym mijającym dniem staje się ona bardziej prawdopodobna. Z całym zdecydowaniem i zaangażowaniem musimy zrobić, co w naszej mocy. Nie unikniemy już poważnych problemów, ale wciąż możemy ograniczyć szkody i uniknąć najgorszych scenariuszy.
Marcin Popkiewicz na podstawie: Skeptical Science: Positives and negatives of global warming i Skeptical Science: Positives and negatives of global warming część druga
opieka merytoryczna: prof. Szymon Malinowski
[1] The environmental food crisis, UNEP, The fall of the water
Fajnie, że tu jesteś. Mamy nadzieję, że nasz artykuł pomógł Ci poszerzyć lub ugruntować wiedzę.
Nie wiem, czy wiesz, ale naukaoklimacie.pl to projekt non-profit. Tworzymy go my, czyli ludzie, którzy chcą dzielić się wiedzą i pomagać w zrozumieniu zmian klimatu. Taki projekt to dla nas duża radość i satysfakcja. Ale też regularne koszty. Jeśli chcesz pomóc w utrzymaniu i rozwoju strony, przekaż nam darowiznę w dowolnej wysokości