Setki razy zetknęliśmy się z osobami, od „Kowalskich” po polityków, argumentujących, że wulkany (a nawet pojedynczy wulkan) emitują dużo więcej dwutlenku węgla niż my. Tymczasem użycie w dyskusji o zmianie klimatu argumentu o emisjach wulkanicznych świadczy o tym, że dyskutant nie ma zielonego pojęcia o czym mówi, choć czasem na dowód wiarygodności przytaczane są konkretne liczby. Skąd wziął się mit o wulkanach i przytaczane dane? To bardzo ciekawa historia.
Od St. Augustine do Mt. St. Helens
Zaczęła się ona od zupełnie poważnego artykułu sejsmologa Davida Johnstona, opublikowanego w lipcu 1980 roku w czasopiśmie Science (Johnston, 1980). Artykuł nie dotyczył jednak emisji CO2 lecz… chloru. W artykule czytamy m.in.:
Dotychczasowe oszacowania wulkanicznych emisji chloru, bazujące na ocenach zawartości chloru w magmie przed wybuchem, są dla niektórych erupcji wulkanicznych zaniżone 20-40 razy. Odgazowanie popiołu wyrzuconego do atmosfery podczas wybuchu wulkanu St. Augustine na Alasce w 1976 roku wyzwoliło 525 x 106 kg chloru (±40%), z czego 82 x 106 do 175 x 106 kg mogło trafić do stratosfery w postaci chlorowodoru [HCl]. Odpowiada to 17-36% całości światowej produkcji przemysłowej chloru we fluorowcopochodnych węglowodorów w 1975 roku.
oraz
Erupcja wulkanu położonego w rejonie Long Valley Caldera w Kalifornii, 700 000 lat temu wyrzuciła do atmosfery 100 km3 popiołów. Jeśli magma odgazowała 0,25% chloru (proporcja jak dla wulkanu St. Augustine), to erupcja ta mogła wyrzucić do stratosfery 289 x 109 kg HCl, co odpowiada 570-krotności światowej produkcji przemysłowej chloru we fluorowcopochodnych węglowodorów w 1975 roku.
Warto dla kontekstu przypomnieć, że w tym okresie kwestie pochodzenia chloru w stratosferze znajdowały się w centrum uwagi społeczności naukowej, w związku istotną rolą tego pierwiastka w powstawaniu dziury ozonowej. Chociaż wulkany faktycznie emitują bardzo duże ilości chloru w postaci HCl, to związek ten jest łatwo rozpuszczalny w wodzie, zwykle jest więc szybko usuwany z atmosfery przez deszcz. Naukowcy zastanawiali się jednak, na ile istotne są ilości tego związku wprowadzanego przez silne erupcje do stratosfery, a więc rejonu, w którym na wymywanie przez deszcz nie ma co liczyć. Wiele badań opublikowanych po pracy Johnstona wykazało, że wkład wulkanów w ilość chloru pozostającego w stratosferze jest bardzo niewielki. Nie należy jednak z tego powodu czynić zarzutów Johnstonowi, który po prostu jako jeden z pierwszych podjął próbę oszacowania tego problemu. Produkowane przez nas chloro- i fluoropochodne węglowodorów (znane potocznie jako „freony”) są dużo mniej reaktywne i mogą pozostawać w atmosferze przez wiele dekad.
Podsumowując: w pracy wymienione zostały dwa przykłady: St. Augustine (Alaska 1976) i Long Valley Caldera (Kalifornia, 700 000 p.n.e.), których emisje odpowiadały odpowiednio 0,17-0,36 oraz 570 ilości rocznej przemysłowej produkcji chloru we fluorowcopochodnych węglowodorów.
Szeroko komentowanym wydarzeniem, do którego doszło na kilka tygodni przed opublikowaniem pracy, była potężna erupcja wulkanu St. Helens. Tragicznym zrządzeniem losu, kosztowała ona życie Davida Johnstona, który zginął podczas prowadzenia obserwacji.
W październiku 1980 roku Ronald Reagan skomentował tę erupcję słowami:
Jedna mała położona gdzieś tam góra [Mt. St. Helens], w ostatnich kilku miesiącach wyzwoliła do atmosfery więcej tlenku siarki, niż samochody i inne takie rzeczy przez ostatnią dekadę.
W rzeczywistości, o ile wulkan wyemitował około 2 × 106 ton SO2, to roczne emisje z samochodów wynosiły 30 x 106 ton (a w ciągu dekady ~10-krotnie więcej). Reagan przestrzelił o czynnik 150.
To był początek przekłamań: jak podczas zabawy w głuchy telefon, oryginalny przekaz zmieniał się coraz bardziej. Przykładowo, w 1990 roku Dixy Lee Ray, będąca wcześniej biologiem morskim i gubernatorem stanu Waszyngton, napisała w swojej książce Trashing the Planet:
Erupcja Mt. St. Augustine w 1976 roku wyrzuciła bezpośrednio do stratosfery 289 miliardów kilogramów kwasu solnego. Ilość ta odpowiada 570-krotności całkowitej światowej produkcji chloru i freonów w 1975 roku…
Autorka pomyliła olbrzymią erupcję 700 tysięcy lat temu ze znacznie mniejszą z 1976, wrzuciła też do jednego worka produkcję chloru i freonów.
Artykuł Johnstona stał się też orężem ludzi zaangażowanych w próby blokowania Protokołu Montrealskiego z 1989 roku, mającego zapobiec destrukcji chroniącej powierzchnię Ziemi warstwy ozonowej. W książce Holes in the Ozone Scare („Dziury w ozonowych strachach”), autorzy Maduro i Schauerhammer poprawnie cytują wyniki Johnstona, pomijają jednak zupełnie późniejsze badania wykluczające HCL jako istotne źródło stratosferycznego chloru (jest to dobrze omówione w komentarzu Sherwooda Rowlanda z 1993 roku w Science).
… do wulkanu Pinatubo
W czerwcu 1991 roku wybuchł wulkan Pinatubo na Filipinach, stając się przy tym narzędziem dezinformacji w rękach negacjonistów klimatycznych.
Prawicowy komentator Rush Limbaugh w programie Nightline ogłosił:
mówi się, że to produkowane przez ludzkość produkty powodują zanik ozonu, ale Mount Pinatubo wrzucił do atmosfery 570 razy więcej chloru podczas jednego wybuchu, niż cała roczna ludzka produkcja freonów
Tym razem w miejsce wybuchu Long Valley Caldera sprzed 700 tysięcy lat podstawiona została erupcja wulkanu Pinatubo, a ponadto emisja chloru w formie HCl została potraktowana jak ta z freonów. W swojej książce z 1993 roku The Way Things Ought To Be Limbaugh naciągnął fakty jeszcze bardziej:
Wulkan Pinatubo na Filipinach podczas jednej erupcji wypluł z siebie ponad tysiąckrotnie więcej niszczących ozon chemikaliów, niż podłe i diaboliczne korporacje wyprodukowały freonów w całej historii.
Twierdzi przy tym, że informację tę wziął z książki Dixy Lee Ray. Tak oto już błędne źródło zostało wypaczone jeszcze bardziej (więcej o błędach Limbaugha np. tutaj i tutaj).
Znany w środowisku negacjonistów klimatycznych Christopher Monckton podbił stawkę jeszcze bardziej twierdząc, że
W dobrym dla erupcji roku, wulkan Erebus może wyrzucić do atmosfery tyle freonów, co ludzkość.
Nie zwrócił widać w ogóle uwagi, że freony są związkami sztucznymi, a wulkany ich w ogóle nie emitują.
Od chloru do gazów cieplarnianych
Książka Dixy Lee Ray okazuje się być znaczącą pozycją bibliograficzną dla dezinformacji, choć niewiele wskazuje na to, by ta cytowana jako źródło różnych rewelacji książka była przez dezinformujących faktycznie uważnie przeczytana. W 2004 roku konserwatywny komentator Jude Wannski dokonał kolejnego przeinaczenia Dixy Lee Ray:
…książka, którą napisała, Trashing the Planet, obala szereg mitów o środowisku. Zawarła w niej m.in. następującą informację: ‘Wybuch Mt. St. Helens w 1980 roku wyrzucił do atmosfery więcej gazów cieplarnianych niż ludzkość od początku epoki przemysłowej.’ Wulkany wybuchają od milionów lat. Jeśli rzeczywiście wpływałoby to na klimat, to czy nie myślicie, że stałoby się to już wcześniej?
Chlorowodór zostaje tu zastąpiony gazami cieplarnianymi, a St. Augustine (a raczej Long Valley Caldera?) przez Mt St. Helens…
Wraz z narastającą dyskusją o konieczności ochrony klimatu i redukcji emisji gazów cieplarnianych, szczególnie CO2, mit o wulkanach coraz silniej orientował się na ten gaz.
W 2007 roku Martin Durkin w swoim rojącym się od błędów filmie Wielkie Oszustwo Globalnego Ocieplenia stwierdził, że
Wulkany wytwarzają więcej CO2 każdego roku niż wszystkie fabryki, auta i samoloty i inne źródła wytwarzane przez ludzi razem wzięte.
W rzeczywistości emisje wulkaniczne stanowią promile naszych emisji ze spalania paliw kopalnych.
W 2009 roku negacjonista klimatyczny Ian Plimer w swojej książce Heaven and Earth (Niebo i Ziemia) przebił Durkina, pisząc: „wielkie erupcje wulkaniczne (np. Pinatubo) w kilka dni emitują tyle CO2 co ludzkość przez cały rok”. W książce pisał też, że „Wybuch Mt. Pinatubo… wyrzucił wielkie ilości freonów”, powołując się na pracę Brasseur i Granier, 1992 – której autorzy nie napisali jednak ani słowa o freonach, a nawet o emisjach chloru napisali, że „wsad chloru do stratosfery był najprawdopodobniej niewielki”.
Od Pinatubo do Eyjafjallajökull
W 2010 roku w świetle jupiterów znalazł się islandzki wulkan Eyjafjallajökull, który w maksimum erupcji wyrzucał dziennie 150-300 tysięcy ton CO2. Dla porównania, nasze emisje CO2 są rzędu 100 milionów ton dziennie.
W 2013 r. były gubernator stanowy Mike Huckabee stwierdził:
Wulkan, który wybuchł w Północnej Europie, tak naprawdę w tej jednej erupcji wyrzucił do atmosfery więcej CO2 niż cała ludzka działalność w minionych 100 latach.
W 2014 roku przebiła go senator Lisa Murkowski z Alaski, mówiąc:
Emisje, które wprowadził do powietrza ten wulkan odpowiadają tysiącleciu emisji, które pochodziłyby ze wszystkich samochodów i przemysłu w Europie.
Stulecie czy tysiąclecie, Europa czy świat, co za różnica dla polityka…
Podsumowując
Tak oto praca badawcza dotycząca emisji chloru z wulkanu St. Augustine (oraz spekulatywnie Long Valley Caldera w Kalifornii 700 000 lat temu) stała się prekursorem rozlicznych stwierdzeń medialnych dotyczących freonów, tlenków siarki, CO2 i gazów cieplarnianych, a nawet zanieczyszczeń w ogóle, odnoszonych do St. Augustine, Mt. St. Helens, Mt. Pinatubo, Erebusa i Eyjafjallajökull w szczególności, a wulkanów w ogólności, do tego porównywanych do rocznych emisji przemysłowych, emisji w ciągu stulecia, od początku rewolucji przemysłowej czy tysiąclecia. Kolejne rzucane dane były przy tym coraz bardziej oderwane od faktów.
Oczekując na kolejny medialny wybuch wiadomości wulkanicznych zastanawiamy się, co politycy i negacjoniści klimatyczni wtedy wymyślą.
Marcin Popkiewicz na podst. RealClimate The Volcano Gambit
Fajnie, że tu jesteś. Mamy nadzieję, że nasz artykuł pomógł Ci poszerzyć lub ugruntować wiedzę.
Nie wiem, czy wiesz, ale naukaoklimacie.pl to projekt non-profit. Tworzymy go my, czyli ludzie, którzy chcą dzielić się wiedzą i pomagać w zrozumieniu zmian klimatu. Taki projekt to dla nas duża radość i satysfakcja. Ale też regularne koszty. Jeśli chcesz pomóc w utrzymaniu i rozwoju strony, przekaż nam darowiznę w dowolnej wysokości