Jak pisaliśmy już w naszym serwisie (Pożary i zmiana klimatu – „to skomplikowane”, Tajga płonie – coraz częściej), częstsze pożary lasów to jeden z efektów zmiany klimatu ale także sposób na wprowadzanie do atmosfery dodatkowych porcji węgla w postaci CO2 oraz sadzy. Obecnie pożary pustoszą kontynent amerykański a dymy z nich rozprzestrzeniają się aż po Europę. Dr hab. Krzysztof Markowicz z Instytutu Geofizyki Wydziału Fizyki UW relacjonuje dla nas najnowsze wyniki pomiarów.
Czwartek, 23 sierpnia 2018 r. Od tygodnia utrzymuje się transatlantycki napływ dymu z pożarów, które szaleją w Ameryce Północnej, w zachodniej Kanadzie (rejon Kolumbii Brytyjskiej) oraz w północnej Kalifornii. Wyznaczone za pomocą modelu HYSPLIT trajektorie wsteczne napływu nad środkową Polskę na wysokości ok. 10 km nad powierzchnią Ziemi wskazują na transport powietrza z rejonów, gdzie występują pożary. Wyniki z modelu transportu zanieczyszczeń NAAPS pokazują wysoką emisje zanieczyszczeń z pożarów w Ameryce Północnej i ich transport przez Atlantyk w kierunku Europy.
Trudno jednoznacznie stwierdzić dokładne położenie pożarów, których skutki obserwujemy nad naszymi głowami – czy są to emisje z Kanady, czy z Kalifornii. Skalę pożarów oddają obrazy satelitarne oraz wyniki z pomiarów fotometrycznych.
Zmierzone grubości optyczne aerozolu momentami i miejscami nad znacznym obszarem Ameryki Północnej sięgają wartości 2-3, co oznacza, że warstwa dymu nie pozwala zobaczyć tarczy słonecznej. Zdjęcia z miejsc bezpośrednio po zawietrznej pożarów pokazują, że w ciągu dnia jest ciemno jak późnym wieczorem czy w nocy, co sugeruje, że lokalne, blisko źródeł, grubość optyczna może sięgać wartości 100!
Pod względem czasu trwania i intensywności transportu do Europy zjawisko to jest wyjątkowe i być może rekordowe co najmniej w skali ostatnich 10-20 lat. 23 sierpnia bezchmurna lub niemal bezchmurna pogoda nad Polską sprzyjała obserwacjom dymu. Nieboskłon przybierał jasną barwę świadczącą o intensywnym rozpraszaniu światła widzialnego na drobinach pyłu. Grubości optyczne aerozolu były wysokie i na zachodzie Polski (stacja Rzecin) przekraczały 0,5 w długości fali 500 nm (dane na stronie Instytutu Geofizyki Wydziału Fizyki UW). W takich przypadku strumień promieniowania słonecznego do powierzchni Ziemi jest w godzinach południowych zredukowany nawet o ok. 100 W/m2, czyli o około 15%.
Dym z pożarów w Ameryce nie ma bezpośrednio negatywnego wpływu na nasze zdrowie, gdyż cząstki zanieczyszczeń przemieszczają się zbyt wysoko, aby pogorszyć, jakość powietrza przy powierzchni Ziemi. Aktualne dane z monitoringu jakości powietrza nie wykazują wysokich wartości. Dane z lidarów (Rzecin i Warszawa) wskazują, że warstwa aerozolu sięga nawet 9-10 km. W Warszawie obserwujemy typową dla pory roku i warunków lokalnych warstwę aerozolu rozciągającą się od powierzchni ziemi do wysokości 4 km. Wyżej wstępują cienkie warstwy aerozolu prawdopodobnie pochodzenia pożarowego, zaś od 7-9km nad ranem widoczna była gruba warstwa dymu.
Tak wysoko wyniesiona, położona blisko tropopauzy warstwa aerozolu pochodzącego z pożarów jest rzadkością. Obecność dymu w atmosferze przyczynia się do znacznej redukcji promieniowania słonecznego docierającego do powierzchni Ziemi, co bezpośrednio przekłada się na wartość temperatury powietrza w najniższych warstwach. Z drugiej strony cząstki sadzy obecne w warstwie, gdzie zachodzi transport aerozolu, pochłaniają promieniowanie słoneczne, co ogrzewa powietrze w środkowej i górnej troposferze. Może to wpływać na lokalne warunki termodynamiczne i prowadzić na przykład do intensyfikacji turbulencji.
Dr hab. Krzysztof Markowicz
Fajnie, że tu jesteś. Mamy nadzieję, że nasz artykuł pomógł Ci poszerzyć lub ugruntować wiedzę.
Nie wiem, czy wiesz, ale naukaoklimacie.pl to projekt non-profit. Tworzymy go my, czyli ludzie, którzy chcą dzielić się wiedzą i pomagać w zrozumieniu zmian klimatu. Taki projekt to dla nas duża radość i satysfakcja. Ale też regularne koszty. Jeśli chcesz pomóc w utrzymaniu i rozwoju strony, przekaż nam darowiznę w dowolnej wysokości