Redaktor Cezary Łasiczka z TokFM w ostatnim konkursie na Klimatyczną Bzdurę Roku uplasował się na całkiem niezłym czwartym miejscu. Do znalezienia się na podium zabrakło mu zaledwie trzech głosów. W tym roku postanowił zawalczyć ponownie, choć może okazać się, że laur zwycięstwa otrzyma zaproszony przez niego gość – dr. hab. inż. Piotr Kowalczak, zastępca Dyrektora ds. Badawczych IMGW. Tematem rozmowy panów Łasiczki i Kowalczaka w programie „OFF Czarek” radia Tok FM w dn. 30 marca miały być „konflikty o wodę a zmiany klimatyczne”, ale mniej więcej połowę programu zajęła im krytyka Międzyrządowego Panelu ds. Zmiany Klimatu (IPCC) i teorii antropogenicznego globalnego ocieplenia.
Piotr Kowalczak vs. „Granice wzrostu”
Gość programu zaczął od zaprezentowania „chybionych prognoz innych naukowców”: autorów pracy „Granice wzrostu” (zwanej przez niego „Raportem Rzymskim”) z 1972 roku [1]. Niestety, jego wypowiedź świadczy albo o nieznajomości treści komentowanego raportu, albo o jego zupełnym niezrozumieniu:
Jest taki przykład, Raport Rzymski, który został opublikowany 1972 roku w Stanach [Zjednoczonych], w 1973 w Polsce, tam było wszystko według krzywych wykładniczych i lada moment się miało to wszystko zakończyć, włącznie z zasobami surowców naturalnych. Życie pokazało, że to poszło całkowicie inną drogą, i że po prostu wprost przeciwnie nastąpiło w tej chwili wskutek sprzężeń zwrotnych, działań politycznych, ekonomii i tak dalej, zatrzymanie tych niekorzystnych procesów i zbliżamy się do jakiegoś rozwiązania, które może napawać nadzieją.
Głównym wnioskiem wypływającym z „Granic wzrostu” – wnioskiem zawartym w samym tytule – było to, że nie da się kontynuować w nieskończoność wykładniczego wzrostu liczby ludności, produkcji przemysłowej, produkcji żywności, oraz związanego z tym zużycia surowców nieodnawialnych i zanieczyszczenia środowiska, postępującego w takim tempie, jak miało to miejsce przez większość XX wieku; i że taki wykładniczy wzrost prędzej czy później napotka na takie czy inne granice. Taką granicą może być wyczerpanie surowców nieodnawialnych, albo nieakceptowalne zanieczyszczenie środowiska, albo pokrycie całej powierzchni lądowej polami uprawnymi, i tak dalej – są to fizyczne, nieprzekraczalne bariery, wynikające wprost z tego, że żyjemy na skończonej planecie.
„Prędzej czy później”, według autorów „Granic wzrostu” oznaczało „w ciągu stu lat”, czyli przed rokiem 2070. Książka nie przewidywała, że „lada moment się miało to wszystko zakończyć” – jej autorzy byli świadomi zarówno ograniczeń modelu, jak i szacunków ówczesnych rezerw surowcowych, i nie próbowali wyznaczyć dokładnej daty załamania się światowej gospodarki. W „Granicach wzrostu” wykazano natomiast – i jest to najbardziej wartościowa część pracy – że postęp naukowy i technologiczny (odkrycie nowych złóż surowców, zaawansowany recykling, postęp technologiczny zwiększający efektywność produkcji przemysłowej i zmniejszający zanieczyszczenie środowiska, i tak dalej) mogą w najlepszym wypadku odwlec katastroficzne załamanie systemu o kilka dekad, ale go nie powstrzymają, jeśli wzrost wykładniczy (choć np. o mniejszej wartości wykładnika) będzie utrzymywany [2].
Co więcej, „Granice wzrostu” nie zawierały tylko scenariuszy wzrostu wykładniczego: oprócz nich pokazano, w rozdziale piątym książki, w jaki sposób można uniknąć katastrofy i osiągnąć stabilizację systemu. Nie powinno być zaskoczeniem, że wymieniono tu, między innymi, zahamowanie wzrostu ludności świata, oraz wzrostu produkcji przemysłowej.
„Granice wzrostu” a rzeczywistość
Czy jednak dzisiaj, prawie pół wieku po publikacji „Granic wzrostu”, możemy powiedzieć że faktycznie życie „poszło inną drogą”, i mamy powody do optymizmu?
Odpowiedź brzmi: raczej nie. Tempo wzrostu ludności świata spadło z 2% do 1,1% rocznie, ale nie spodziewamy się stabilizacji globalnej populacji przed rokiem 2050, i na poziomie niższym niż 10 miliardów. Tempo wzrostu globalnego PKB, który możemy uznać za przybliżoną miarę aktywności ekonomicznej ludzkości, wciąż zawiera się pomiędzy 2% a 4% rocznie, a niepodważalnym dogmatem współczesnej ekonomii pozostaje przekonanie, że PKB musi rosnąć a brak wzrostu to katastrofa. Gospodarka światowa zasilana jest energią – a powiązana z konsumpcją paliw kopalnych emisja CO2 wzrasta w tempie ok. 2% rocznie. Odnawialne źródła wciąż stanowią niewielką część globalnego systemu energetycznego. Zużycie surowców dalej rośnie, i o ile poradziliśmy sobie z niektórymi typami zanieczyszczeń środowiska (jak emisje siarki czy freonów), inne jednak pozostają nierozwiązanym i wciąż rosnącym problemem. Przykładem może być plastik, którego produkujemy obecnie 400 milionów ton – 10 razy więcej niż w momencie publikacji „Granic wzrostu”, a większość z tego co wyprodukowaliśmy skończyło jako odpady [3].
„Granice Wzrostu” powstały już ponad 40 lat temu, można więc zweryfikować prognozy autorów z tym, co się zdarzyło. Wydana w 2004 roku książka „Granice Wzrostu: po 30 latach”, aktualizuje model z uwzględnieniem tego, co wydarzyło po wydaniu oryginalnego opracowania. Żadna z uwzględnionych zmian nie jest na tyle znacząca, aby zmienić jakościowe konkluzje z pierwszego opracowania [4].
W 2009 roku Charles A.S. Hall i John W. Day zweryfikowali przewidywania w artykule „Ponowne Spojrzenie na Granice Wzrostu po Oil Peak”. Ich analiza pokazuje, że przewidywania sprzed blisko 40 lat są zaskakująco dokładne, biorąc pod uwagę, jak dawno temu zostały sformułowane. „Nie jest nam znany żaden przygotowany przez ekonomistów model, który byłby równie dokładny w tak długiej skali czasowej”, podsumowali autorzy [5].
W 2011 roku Ugo Bardi przedstawił obszerną analizę „Granic Wzrostu”, stwierdzając, że „ostrzeżenia z 1972 roku (…) stają się coraz bardziej niepokojące, w miarę jak rzeczywistość wydaje się podążać trajektorią bliską (…) wygenerowanych przez scenariusz krzywych” [6].
Kiedy zderzymy się z granicami?
Oczywiście, istotnym pytaniem jest: kiedy przejemy zakumulowany przez naturę kapitał środowiska i zderzymy się z granicami wzrostu? Czy mówimy o bliskiej przyszłości, czy o czymś, z czym przyjdzie zmierzyć się za setki czy tysiące lat?
W 2014 roku Graham Turner, w analizie „Is Global Collapse Imminent?”, stwierdził, że „trendy danych w świetle dynamiki granic wzrostu wskazują, że wczesne stadia załamania mogą wystąpić w przeciągu dekady, a nawet już mogą mieć miejsce. Sugeruje to, z racjonalnej perspektywy zarządzania ryzykiem, że zmarnowaliśmy minione dziesięciolecia, a przygotowywanie się na załamanie globalnego systemu może być nawet ważniejsze od prób zapobieżenia mu” [7].
Dr Kowalczak powtarza w TOK FM, że z tez zawartych w „Granicach wzrostu” wycofał się jeden z autorów raportu:
Na przykład pan Randers, który był współautorem tego dzieła pod tytułem „Pierwszy Raport Rzymski”, on w tej chwili z tego problemu się wycofuje, w 2012 roku opublikował pracę, w której te wszystkie rozkłady wykładnicze zostały zastąpione takimi normalnymi rozkładami, które pokazują, że jednak te surowce mają swoje życie, i który napawa optymizmem, bo powiedzmy sobie, to jeden z bardziej ortodoksyjnie doglądających końca świata badaczy.
Chodzi tutaj o opublikowaną w 2012 roku pracę „2052: A Global Forecast for the Next Forty Years” Jørgena Randersa [8]. W odróżnieniu od „Granic wzrostu”, gdzie starano się przeanalizować różne warianty możliwego rozwoju ludzkiej cywilizacji, Randers przedstawił tylko jeden scenariusz, będący najbardziej prawdopodobną według autora wizją przyszłości, w której ludzkość zeszła ze ścieżki wzrostu wykładniczego. Przykładowo, w książce Randersa założono, że spadek dzietności powoduje wczesną stabilizację liczby ludności na poziomie 8 miliardów [9], spowolnienie konsumpcji, szybkie wdrożenie odnawialnych źródeł energii i stabilizację zużycia energii końcowej.
Można jednak polemizować, czy faktycznie jest to wizja tak optymistyczna, jak twierdzi Piotr Kowalczak. Powodem jest globalne ocieplenie – w scenariuszu Randersa redukcja emisji gazów cieplarnianych ma miejsce zbyt późno i następuje za wolno, by powstrzymać zmianę klimatu planety, a ocieplenie planety przekracza poziom 2 stopni Celsjusza ponad poziom przedindustrialny już w roku 2050.
Piotr Kowalczak vs. „raport Pentagonu”
Kolejnym podanym w programie Tok FM przykładem chybionych prognoz naukowców miał być raport „An abrupt climate change scenario and its implications for United States national security” Schwartza i Randalla z 2003 roku [10].
[…] Służę tabelą, to był tak zwany raport wykonany na rzecz Pentagonu, na podstawie raportów IPCC, i w Pentagonie pracowicie opracowali taką tabelę, z której wynikały różne rzeczy, które miały się dziać w różnych latach praktycznie po 2008 roku. Jak na szczęście nic się z tego nie sprawdziło. […] To jest jeden z przykładów kiedy dokumenty IPCC nie posłużyły tak naprawdę do niczego, a wprost wprowadziły trochę bałaganu.
Publikacja Schwartza i Randalla nie została opracowana na podstawie raportów IPCC, a tabela ze s. 17 raportu, na którą powołują się dr Kowalczak i Cezary Łasiczka, nie była w żadnym razie prognozą tego, co zdarzy się w latach 2010-2030. Szczegółowość opisanych w niej wydarzeń geopolitycznych („Rosja przystępuje do Unii Europejskiej”, „Chiny interweniują w Kazachstanie”) nie powinna pozostawiać wątpliwości, że był to rodzaj tak lubianego przez wojskowych ćwiczenia, w którym przedstawiono udramatyzowaną chronologię wydarzeń, demonstrującą potencjalne skutki, jakie miałoby dla Stanów Zjednoczonych gwałtowna zmiana klimatu. Zgodnie z założeniami przyjętego w raporcie scenariusza, przyczyną tej zmiany miałoby być załamanie cyrkulacji termohalinowej, analogiczne w skutkach do ochłodzenia klimatu 8,2 tysiąca lat temu.
Można mieć zastrzeżenia co do jakości tego raportu – była tylko krótka broszurka, jej autorami nie byli klimatolodzy, w jej treści nie ma też żadnych odnośników do badań naukowych. Z działalnością IPCC nie miała ona nic wspólnego.
Piotr Kowalczak vs. IPCC
Krytyka IPCC była kontynuowana w dalszej części wywiadu. Według Piotra Kowalczaka:
Kolejny taki generalny błąd, który pojawił się ostatnimi latami w tejże samej organizacji, to był problem ogłoszenia, że w ciągu 30 lat wskutek wytopienia się lodowców himalajskich ustaną przepływy, albo generalnie ulegną zmniejszeniu przepływy tych siedmiu podstawowych rzek azjatyckich, które spływają z Himalajów w kierunku mórz. […] Okazało się w tej chwili, że wcale tak nie topnieje, na rzekach nie widać śladu, żeby się cokolwiek działo, w górach ci, którzy jeszcze niedawno twierdzili, że są bardzo duże zmiany, mówię o Himalajach […] twierdzą że nie mieli danych podstawowych i w związku z czym dokonywali błędu w ocenie. I IPCC wycofało się trzy lata temu twierdząc, że to rzeczywiście była jakaś pomyłka, i określili termin topnienia na 300 lat. Jak można w klimatologii powiedzieć co za 300 lat będzie się działo na Ziemi, to jest godne nagrody Nobla.
Błąd, o którym mowa, był konsekwencją zacytowania nierecenzowanego źródła, a ponieważ informacja znajdowała się w mało poczesnym miejscu, nie została skorygowana w procesie weryfikacji raportu. Po wychwyceniu błędu został on skorygowany. Więcej piszemy o tym w artykule Mit: IPCC twierdziło, że lodowce Himalajów stopnieją do 2035 roku.
Nie jest też prawdą, że „nie widać śladu, żeby się cokolwiek działo”. Choć określanie bilansu masy lodowców z tak trudno dostępnych miejsc jak Himalaje jest trudne, to istniejące pomiary satelitarne (grawimetryczne i altymetryczne) wskazują na ubytek lodowców w ciągu ostatnich kilkunastu lat [11] i nic nie wskazuje, by trend ten miał się odwrócić w przyszłości [12].
Kończąc temat IPCC, odniosę się jeszcze do następującej wypowiedzi red. Łasiczki:
Wiele osób myśli o IPCC jako o ciele naukowym. Natomiast IPCC nie prowadzi badań per se, tylko to jest organizacja, która według – użyję tego terminu – własnego widzimisię, wybiera różne badania, różnych osób, które pasują im do takiej lub innej tezy.
Faktycznie, IPCC nie prowadzi badań naukowych. IPCC koordynuje natomiast pracę naukowców, której celem jest opisanie – w grubych raportach przygotowywanych przez kilka lat – aktualnego stanu badań nad klimatem, jego zmianami, skutkami tych zmian oraz możliwych strategii adaptacyjnych i mitygacyjnych. Raporty te są łatwo dostępne dla każdego w internecie, łatwo dostępna jest też metodyka ich opracowywania [13], która powinna być znana każdemu naukowcowi wypowiadającemu się na temat klimatu.
W odróżnieniu od programu red. Łasiczki, gdzie może on wybierać zaproszonych gości i tematy rozmów według własnego widzimisię, procedury którymi kierują się autorzy IPCC wymuszają, by przegląd literatury przedmiotu był jak najbardziej obiektywny. Żaden rozdział nie jest pisany przez jedną osobę, tylko grupę kilkunastu wybitnych specjalistów z dziedziny, której ten rozdział jest poświęcony; autorzy są nominowani przez rządy, organizacje pozarządowe i instytucje naukowe; każdy rozdział przechodzi przez dwie tury recenzji, w których uczestniczyć może każdy [14] – a wszystkie komentarze recenzenckie, wraz z odpowiedziami autorów IPCC, są upubliczniane. Niemożliwa jest więc sytuacja, w której naukowcy ukrywają niewygodne wyniki badań, albo selektywnie dopasowują je do jakiejś tezy.
Jeśli raporty IPCC od lat tak jednoznacznie wypowiadają się w kwestii odpowiedzialności człowieka za globalne ocieplenie, to jest to po prostu konsekwencją tego, że tak wygląda literatura naukowa [15]. Warto to podkreślać, bo Piotr Kowalczak sugeruje, że jest inaczej.
Opinie vs. fakty
Taka opinia dr Kowalczaka przebija na przykład w słowach:
Problemem rzeczywiście jest nie to że temperatura rośnie, bo to widać gołym okiem że coś się zmienia wokół nas, tylko to że jedna grupa twierdzi – ja nie powiem uczonych, bo to zaraz może być problem – że jest to spowodowane naturalną zmiennością klimatu, i ja jestem za tym, uważam że klimat, według innych materiałów od trzysta, trzysta kilkadziesiąt lat trwa jeden cykl klimatyczny, i tak w tej chwili powinniśmy być na samej górce tego aktualnego cyklu [Łasiczka – czyli zaraz będzie chłodniej], powinno, a przedtem była Mała Epoka Lodowcowa w której było chłodno, i jak się Mała Epoka Lodowcowa skończyła to wiadomo że by powstało coś cieplejszego, musi się temperatura wznosić, i właśnie to skutecznie robi. Natomiast problem polega na tym, że jest druga grupa, która twierdzi że wynika to z działalności człowieka.
Problemem nie jest to, że są dwie grupy osób, które mówią coś innego. Problemem jest to, że opinie tej pierwszej grupy nie znajdują odzwierciedlenia w wynikach badań naukowych i pozostają w sferze swobodnych spekulacji medialnych (w wielu punktach niezgodnych z wiedzą naukową i obserwacjami), a Piotr Kowalczak i Cezary Łasiczka próbują wmówić słuchaczowi, że istnienie takich opinii jest dowodem na to, że wciąż trwa spór naukowy co do przyczyn globalnego ocieplenia.
Warto zauważyć, że raporty IPCC są publikowane już od blisko 30 lat i można łatwo sprawdzić porównując przewidywania wcześniejszych raportów z tym, co już nastąpiło. Okazuje się, że raporty IPCC są bardzo ostrożne i nie doceniają tempa zachodzących zmian.
Obaj panowie utrzymują, że istnienie sporu jest koniecznością, a jego brak świadczyłby o tym, że temat zmian klimatu stał się „religią”. Nie podejrzewam jednak, by red. Łasiczka i dr Kowalczak wierzyli, że musimy się też spierać o istnienie atomów, kształt Ziemi czy podstawy termodynamiki. Nauka jest możliwa i jest pożyteczna, bo pewne jej ustalenia możemy uznawać za potwierdzone ponad wszelką wątpliwość, i kwestia odpowiedzialności antropogenicznych emisji gazów cieplarnianych za obserwowane globalne ocieplenie do takich ustaleń należą.
Można byłoby też oczekiwać, że jeśli dr hab. inż. Piotr Kowalczak, prof. IMGW naprawdę chce w dyskusji naukowej o przyczynach globalnego ocieplenia propagować swoją, zaprezentowaną w audycji radia TOK FM hipotezę, że jest ono spowodowane „naturalną zmiennością klimatu” bo „się Mała Epoka Lodowcowa skończyła” to powinien on ją spisać i opublikować na łamach poważnego czasopisma naukowego, tak by mogli się odnieść do niej inni badacze. To, a także udział w przygotowywaniu kolejnego Raportu IPCC powinno być ważnym zadaniem osoby zajmującej stanowisko Zastępcy Dyrektora d.s. badawczych IMGW – Państwowego Instytutu Badawczego. Dopóki tego nie zrobi, wzniosłe hasła o tym, że nauka wymaga sporów i wymiany przeciwstawnych opinii pozostaną pustosłowiem [16].
Doskonale Szare, konsultacja merytoryczna: prof. Szymon P. Malinowski
- Donella H. Meadows, Dennis L. Meadows, Jorgen Randers, William W. Behrens III: „Granice Wzrostu”. Warszawa, Państwowe Wydawnictwo Ekonomiczne, 1973. Wersja angielskojęzyczna dostępna jest tu: https://www.donellameadows.org/wp-content/userfiles/Limits-to-Growth-digital-scan-version.pdf
- Więcej o tych prognozach, i w jakim zakresie się sprawdziły można przeczytać po polsku w książce „Świat na rozdrożu” Marcina Popkiewicza, a także „The Limits to Growth Revisited” Ugo Bardi i pracy „Is Global Collapse Imminent? An Updated Comparison of The Limits to Growth with Historical Data” Grahama Turnera.
- Ronald Geyer, i in. „Production, use, and fate of all plastics ever made” https://advances.sciencemag.org/content/3/7/e1700782.full
- Donella H. Meadows, Jorgen Randers, Dennis L. Meadows, Limits to Growth: The 30-Year Update, 2004. https://www.donellameadows.org/archives/a-synopsis-limits-to-growth-the-30-year-update/
- Charles A.S. Hall, John W. Day, Jr., Revisiting the Limits to Growth after Peak Oil. https://www.esf.edu/efb/hall/2009-05Hall0327.pdf
- Ugo Bardi, The Limits to Growth Revisited, 2011. https://link.springer.com/book/10.1007%2F978-1-4419-9416-5#section=899088&page=1&locus=4
- Graham Turner, Is Global Collapse Imminent?, 2014. https://sustainable.unimelb.edu.au/sites/default/files/docs/MSSI-ResearchPaper-4_Turner_2014.pdf
- Wiele materiałów związanych z tą książką można znaleźć pod adresem https://www.2052.info/
- Liczba ludności świata jest obecnie szacowana na 7,6 miliarda, rosnąc o ok. 80 mln rocznie, więc najprawdopodobniej poziom 8 miliardów zostanie przestrzelony w ciągu kilku lat.
- Autorzy piszą wprost, aby „pamiętać że czas trwania tego zdarzenia [klimatycznego] może wynosić dekady, stulecia albo tysiąclecia, i że może rozpocząć się w tym roku, albo w odległej przyszłości za wiele lat”.
- Fanny Brun, i in. „A spatially resolved estimate of High Mountain Asia glacier mass balances from 2000 to 2016” https://www.nature.com/articles/ngeo2999
- Np. Rajiv K. Chaturvedi, i in. „Glacial mass balance changes in the Karakoram and Himalaya based on CMIP5 multi-model climate projections” https://link.springer.com/article/10.1007/s10584-013-1052-5
- Więcej na stronach internetowych ostatniego raportu AR5: https://www.ipcc.ch/report/ar5/ oraz raportu AR6 https://www.ipcc.ch/report/ar6/wg1/
- Kilku członków Rady Naukowej naszego portalu brało udział w recenzowaniu raportu AR5, uwagi zostały uwzględnione w treści.
- Czego niezależnym potwierdzeniem mogą być liczne badania nad konsensusem naukowym o przyczynach globalnego ocieplenia.
- Co ciekawe, na pytanie red. Łasiczki o przekopywanie Mierzei Wiślanej Piotr Kowalczak odmawia odpowiedzi, zasłaniając się – jak najbardziej słusznie – tym, że temat ten pozostaje poza granicami jego kompetencji. W wygłaszaniu „bez wahania” tezy, że za globalne ocieplenie ludzkość odpowiedzialna być nie może, ten brak kompetencji (a zastrzega przecież, że nie jest klimatologiem) mu nie przeszkadza.
Fajnie, że tu jesteś. Mamy nadzieję, że nasz artykuł pomógł Ci poszerzyć lub ugruntować wiedzę.
Nie wiem, czy wiesz, ale naukaoklimacie.pl to projekt non-profit. Tworzymy go my, czyli ludzie, którzy chcą dzielić się wiedzą i pomagać w zrozumieniu zmian klimatu. Taki projekt to dla nas duża radość i satysfakcja. Ale też regularne koszty. Jeśli chcesz pomóc w utrzymaniu i rozwoju strony, przekaż nam darowiznę w dowolnej wysokości