– Obecne tempo zmian jest wręcz niewyobrażalne. Efektem będzie drastyczne zubożenie bioróżnorodności, zaburzenie funkcjonowania licznych ekosystemów, a w wielu wypadkach ich załamanie. Większość roślin i zwierząt po prostu nie jest w stanie dostosować się do tempa zmian. Stoi na z góry przegranej pozycji – mówi prof. Piotr Skubała z Wydziału Nauk Przyrodniczych na Uniwersytecie Śląskim.

 Zdjęcie: prof. Piotr Skubała pośród powalonych brzóz i niskiej roślinności w lesie
Rysunek 1: Współdziałanie z przyrodą to nasz klucz do przetrwania. Zdjęcie: Dawid Chalimoniuk

Szymon Bujalski: Klimat, środowisko i ekosystemy wyrwały nam się spod kontroli?

Prof. Piotr Skubała: Moja prywatna opinia jest taka, że raczej tak. Przestałem wierzyć, że jeszcze będziemy w stanie naprawić klimat. Mówiąc nienaukowo – po prostu zasłużyliśmy na to, by odczuć siłę przyrody, bo gnębimy ją strasznie i od początku naszego istnienia niszczymy. Dokonana przez nas destrukcja jest już tak dalekosiężna, że to się musiało skończyć źle.

Ale moja opinia to jedna sprawa, można przecież odwołać się do badań naukowych, które przewidują, kiedy system może rzeczywiście przestać sprzyjać dalszej egzystencji ludzkości.

I co z tych badań wynika?

Chyba najbardziej porusza mnie to dotyczące wylesiania. Blisko 50% lasów na Ziemi już nie mamy, a każdego roku ubywa kolejne 190 tys. km2. To blisko 2/3 powierzchni Polski. W 2019 r. dwaj naukowcy opublikowali badanie, w którym przyjrzeli się właśnie temu problemowi. Przy pomocy modeli komputerowych oceniali, kiedy nasza cywilizacja może ulec załamaniu i będziemy głównie walczyć o przetrwanie, a nie spokojnie żyć, pracować, bawić się. Modele pokazały, że przy obecnym tempie wylesiania załamanie może nastąpić w ciągu od dwóch do czterech dekad. Prawdopodobieństwo, że do tego dojdzie, określili na 90%. Można więc powiedzieć, że jeśli nie powstrzymamy wylesiania mamy tylko 10% szans, że w ciągu 20-40 lat nasza cywilizacja nie ulegnie załamaniu. A przecież wzięto pod uwagę tylko jeden z czynników, jakim jest deforestacja. Wiemy, że ludzkich działań niszczących planetę, naruszających system klimatyczny, biosferę, funkcjonowanie ekosystemów, jest bardzo wiele.

W innym badaniu, które przygląda się potencjalnemu okresowi załamania naszego systemu, autorzy przebadali ponad 30 000 gatunków bezkręgowców i kręgowców oraz określili dla nich optimum termiczne i wilgotnościowe w okresie lat 1850-2100 (patrz artykuł Nagłe załamywanie się ekosystemów – kiedy nastąpi?). Na tej podstawie wyliczyli, kiedy te gatunki znajdą się poza strefą komfortu i po prostu nie będą w stanie żyć, wypadną z ekosystemu. Z modeli wyszło, że przy obecnych politykach przed 2030 r. ekosystemy w strefie tropikalnej zaczną się rozsypywać jak domek z kart, a później proces ten przeniesie się na wyższe szerokości geograficzne. W naszej strefie umiarkowanej ma to nastąpić około 2050 r. Autorzy zwracają też uwagę na ciekawą i niepokojącą rzecz, że te procesy mogą stać się nagle.

Zdjęcie: deforestacja – leżąca w lesie sterta bali drewna.
Rysunek 2: Deforestacja to jeden z głównych czynników przyczyniających się do wielkiego wymierania gatunków. Zdjęcie: Piotr Skubała.

Trzecim poruszającym moje serce badaniem jest to, które pokazuje, że za 50 lat 3,5 miliarda ludzi może znaleźć się poza strefą komfortu klimatycznego (patrz Upały „nie do zniesienia” mogą już za 50 lat dotknąć jedną trzecią ludzkości).

Co to znaczy?

Dzisiaj 0,8% powierzchni lądów to miejsca, w których temperatury są zbyt wysokie, by ludzie mogli tam egzystować. W 2070 r. to będzie 19% powierzchni lądów, które bez zmiany klimatu potencjalnie mogłyby być zamieszkiwane przez jedną trzecią ludzkości. Możliwe więc, że za 50 lat będziemy mieli 3,5 miliarda ludzi, którzy w dużej części staną się uchodźcami klimatycznymi. To przerażające dane. Autorzy podają też, że 1°C wzrostu temperatury ponad obecny poziom oznacza 1 miliard ludzi w warunkach poza tzw. „niszą klimatyczną”, a w rezultacie wielu uchodźców klimatycznych. Walka o każde 0,1 czy 0,2°C mniejszy wzrost temperatury jest więc walką o życie setek milionów ludzi.

A jak wzrost temperatury będzie oddziaływać na rośliny i zwierzęta?

Najbardziej znane badanie (patrz Co czeka świat roślin w obliczu zmiany klimatu?) wskazuje, że w pesymistycznym scenariuszu, w którym gospodarka światowa rośnie w oparciu o spalanie paliw kopalnych, temperatura do końca wieku wzrośnie o 4,5°C, co oznaczałoby zagładę 50% gatunków zwierząt i roślin. W niektórych regionach na świecie ta skala byłaby znacznie większa, np. w Afryce Południowej i lasach Miombo to 90% płazów, 86% ptaków i 80% ssaków. W Amazonii taki wzrost temperatury oznaczałby, że 69% gatunków roślin znikłoby, w Australii 89% gatunków płazów, a na Madagaskarze – 60%. Jeżeli jednak zadziałamy, a temperatura zgodnie z Porozumieniem Paryskim wzrośnie o nie więcej 2°C, oznaczać to będzie utratę 25% światowej bioróżnorodności. Wciąż dużo, ale jednak liczby te są już mniej katastrofalne.

 Zdjęcie: mały zbiornik wodny otoczony trawą, krzakami i drzewam
Rysunek 3: Dla wielu gatunków roślin i zwierząt wyścig ze zmianami klimatu jest niemożliwy do wygrania. Zdjęcie:
Piotr Skubała

Inne szeroko zakrojone badania z 2018 r. dotyczyły przyszłości samych roślin przy umiarkowanym scenariuszu globalnego ocieplenia RCP2.6 (badania dotyczą poprzedniego raportu IPCC – przyp. red.), a więc na poziomie 490 ppm (cząsteczek dwutlenku węgla na milion cząstek powietrza) do końca wieku. Przy takim scenariuszu 50% roślin znikłoby z biosfery, a kolejne 36% doświadczyłoby zmian strukturalnych. Przy najgorszym scenariuszu RCP8.5, do końca wieku nastąpi 60% zmiany w składzie gatunkowym i strukturze roślinności. Oznacza to całkowite przemodelowanie i wypadnięcie wielu gatunków roślin.

W Polsce które gatunki ucierpią w pierwszej kolejności?

Najpierw wypadną sosna, świerk, modrzew europejski, brzoza brodawkowata. To zresztą już zaczyna się dziać, te gatunki już są zagrożone. Dla świerków już jest za ciepło i za sucho. A pamiętajmy, że każde 0,5°C to także coraz większe zagrożenie pożarami na wielką skalę, które co prawda jeszcze nas omijają, ale jak niektórzy klimatolodzy mówią – to raczej szczęście.

Jak jedne gatunki roślin wymrą, to pojawią się inne, dostosowane do nowych warunków.

Problemem jest to, że wymieranie gatunków, do jakiego dzisiaj doprowadził człowiek, w normalnych warunkach byłoby procesem rozłożonym na dziesiątki, jak nie setki tysięcy lat. W poprzednim raporcie IPCC pojawia się przewidywanie wzrostu średniej temperatury o 0,2-0,6°C na dekadę. Tymczasem podczas najszybszego ocieplania się klimatu w trakcie wychodzenia z ostatniej epoki lodowcowej (15 do 7 tys. lat temu) temperatura też rosła, ale tylko 0,005°C stopnia na dekadę. Obecne tempo zmian jest wręcz niewyobrażalne. Efektem będzie drastyczne zubożenie bioróżnorodności, zaburzenie funkcjonowania wielu ekosystemów, a w wielu wypadkach ich załamanie. Większość roślin i zwierząt po prostu nie jest w stanie dostosować się do tempa zmian. Stoi na z góry przegranej pozycji. Prof. Mark Williams, paleobiolog z Uniwersytetu w Leicester, powiedział kiedyś, że „zagłada dinozaurów to drobiazg w porównaniu ze zmianami, które dzisiaj fundujemy biosferze Ziemi.” To daje do myślenia. Oczywiście przyroda kiedyś się odbuduje, tylko że bardzo, bardzo powoli.

Co wymieranie kolejnych gatunków zwierząt i roślin będzie oznaczać dla ludzi, dla naszego przetrwania?

Załamanie się wielu ekosystemów oznacza problemy z produkcją żywności i ogromne straty wielu gospodarek. Bo przecież gospodarka światowa opiera się w dużej mierze na zasobach naturalnych, na przyrodzie.

Zdjęcie: powódź w Malawi, woda stojąc na polach.]
Rysunek 4: Powódź w Malawi 2015, woda stojąca na polach. Zdjęcie: George Ntonya/UNDP (licencja CC BY-NC-ND 2.0).

Ludziom też grozi wyginięcie? A jeśli tak, to jest to perspektywa naszych prawnuków, ich wnuków, jeszcze bardziej odległa?

Prawdopodobnie nasz gatunek jakoś przetrwa, bo aż tak głupi nie jest. Ale to będzie inny świat. Świat, w którym nasza egzystencja będzie w wielu przypadkach walką o przetrwanie. W bliższej perspektywie będzie to dotyczyło głównie ludzi z innych kontynentów, którzy żyją w ubogich krajach. W pierwszym rzędzie konsekwencje zmiany klimatu dotkną właśnie ich. Ale jak widzimy nie zawsze – wystarczy przywołać niedawne powodzie, które dotknęły m.in. bogate Niemcy, mające przecież ogromne środki, by chronić swoich obywateli. A nie dali rady. Wiele osób zginęło, a o wiele więcej ucierpiało.

Czy zmianę klimatu powinniśmy więc postrzegać w kategoriach sprawiedliwości społecznej? Zakładam, że jak ludzie przetrwają, to w pierwszej kolejności ci, którzy mają więcej pieniędzy, a jednocześnie ci, którzy do obecnej sytuacji doprowadzają w największym stopniu. A cierpieć będą właśnie ci, którzy cierpią już teraz, mają najniższy ślad węglowy i mieszkają zazwyczaj na biednym, Globalnym Południu.

Oczywiście, że to kwestia sprawiedliwości społecznej. Zachodni świat jest odpowiedzialny za to, co się dzieje, a co gorsza nadal często działa tak samo. Przecież kraje cywilizacji zachodniej często przenoszą produkcję i emisje gazów cieplarnianych do ubogich krajów. Nie działamy tak, jak powinniśmy. Żeby wyjść z kryzysu, w który się wpakowaliśmy, musimy przełamać się i zacząć współpracować. Nikt tego problemu w pojedynkę nie rozwiąże.

Jak ocenia Pan brak wystarczającej reakcji na to, co się dzieje?

Wydaje mi się, że ktoś powinien nami potrząsnąć. Wie Pan, ilu naukowców z różnych dyscyplin z Polski podpisało się pod World Scientists’ Warning to Humanity w 2017 r.?

Nie wiem.

105. Tylko 105. A mówimy o spektakularnym, wyjątkowym apelu do całej ludzkości, który podpisało ponad 15 000 naukowców z całego świata. U nas 105… Tyle, co nic. A ta informacja dotarła do naprawdę bardzo wielu naukowców, bo sam wielu z nich powiadamiałem. Dwa lata później był apel World Scientists’ Warning of a Climate Emergency, w którym domagano się wprowadzenia stanu zagrożenia klimatycznego. Tym razem podpisało się ok. 150 naukowców. Jak widać świat naukowy też stoi więc trochę z boku. Takich aktywnych osób na różnych polach, jak prof. Szymon Malinowski, jest zaledwie kilka.

Tymczasem naukowców, którzy głośno mówią, reagują, alarmują, powinny być setki, tysiące. Od biologów i klimatologów po humanistów i filozofów. Być może tak wiele osób nie dowierza w powagę sytuacji właśnie dlatego, że naukowcy tak rzadko o tym mówią. Nawet na swoim wydziale nie widzę wśród kolegów i koleżanek powszechnego zainteresowania tematem, chęci rozmowy, chęci szukania inspiracji do działań. Na co dzień o tym się nie rozmawia, co najwyżej od święta.

Grafika z okładki pisma Bioscience, kula ziemska widoczna z kosmosu, wykres kojarzący się z elektrokardiogramem, napis „World Scientists’ Warning to Humanity: A Second Notice”
Rysunek 5: Ostrzeżenie, w którym naukowcy z całego świata, zwracają uwagę, że mamy wszystko, co niezbędne, by zmienić katastrofalny kurs, na którym jesteśmy. Ilustracja za Bioscience.

Nie zachowujemy się więc tak, jakbyśmy stali u progu największego kryzysu w historii ludzkości.

Tak zachowuje się garstka, którą szanuję i podziwiam. W porównaniu z tym, co było 15 czy 20 lat temu, jest co prawda lepiej i nie czuję się już tak osamotniony, ale w skali globalnej to ciągle – no właśnie – garstka. A to powinien być codzienny przekaz dnia, o którym rozmawiamy, który nas boli. Nie do końca rozumiem, dlaczego tak nie jest.

Chyba wciąż nie do końca zdajemy sobie sprawę z konsekwencji, jakie mogą za chwilę nastąpić. Ostatnie wydarzenia, jak powodzie w Europie czy wysokie temperatury w Kanadzie i USA, być może w pewien sposób działają jednak na naszą korzyść, bo mogą sprawić, że spora grupa ludzi zrozumie, że się otrząśniemy, że to poruszy w końcu serca, również naukowców. Konsekwencje zmiany klimatu to nie odległa sprawa ludzi żyjących na innych kontynentach, to także nasza sprawa tu i teraz. Nawałnica, która była w Polsce w 2017 r., została przez nas już trochę zapomniana. Wtedy zginęły jednak dwie osoby, teraz podczas powodzi w samej Europie Zachodniej zginęły setki ludzi. Myślę, że obrazy z takich miejsc muszą działać na wyobraźnię.

Jeżeli już mówi się o zmianie klimatu, to głównie przez pryzmat odejścia od paliw kopalnych. Ale bardzo ważny jest też już istniejący świat przyrody i jego zachowanie. Zadbanie tylko o oba te fundamenty może dawać nadzieję?

Faktycznie, klimatolodzy zazwyczaj mówią o zaprzestaniu emisji gazów cieplarnianych, ale jestem przekonany, że kluczową sprawą jest również zadbanie o przyrodę. To się pojawia w wielu badaniach i raportach, a także w takich strategiach, jak Europejski Zielony Ład. Myślę, że musimy jednocześnie mówić o różnych koniecznych działaniach i nie akcentować wyłącznie emisji gazów cieplarnianych.

Zdjęcie: Piotr Skubała siedzący na powalonym, próchniejącym drzewie w lesie.
Rysunek 6: Ochrona starych drzew i lasów to jedno z najważniejszych zadań w Unijnej strategii na rzecz bioróżnorodności 2030. Zdjęcie: Piotr Skubała).

Na szczęście apele o zachowanie bioróżnorodności też się pojawiają. W czerwcu tego roku tuż przed Światowym Dniem Ochrony Środowiska ukazał się raport Programu Środowiskowego Organizacji Narodów Zjednoczonych (UNEP) – „Pokoleniowa odnowa: odbudowa ekosystemów dla ludzi, przyrody i klimatu„, w którym agenda ONZ wzywa wszystkie kraje świata do wielkiej odbudowy przyrody. Badania pokazują, że kluczowe jest zapewnienie 30% ochrony lądów i oceanów do 2030 r. i 50% ochrony do 2050 r. Tymczasem obecnie pod ochroną znajduje się niecałe 15% lądów i 7,5% powierzchni oceanów, a do tego często jest to ochrona tylko na papierze. Możliwe jednak, że coś się zmieni, bo do działań na rzecz ochrony przyrody po prostu zmusi nas sytuacja.

Niedawno Unia Europejska dała przykład: przegłosowała strategię na rzecz bioróżnorodności, w ramach której do 2030 r. 30% powierzchni Europy ma być przeznaczona pod ochronę, z czego 10% – pod ścisłą. Na ten moment trudno mi jednak uwierzyć, że globalnie na czas podejmiemy radykalne działania, bo do tej pory nawet te unijne kończyły się niepowodzeniem. Można też przypomnieć postanowienia z konferencji ds. różnorodności biologicznej z Nairobi, w ramach których do 2020 r. mieliśmy wziąć pod ochronę 17% lądów i 10% mórz. Jak widać nawet tego zobowiązania nie wypełniliśmy.

Dlaczego ochrona bioróżnorodności jest tak istotna?

Jest wiele przyczyn. Istotną jest to, że roślinność i lasy są magazynem dwutlenku węgla. Do tej pory cały czas go pochłaniają, ale sytuacja może się zmienić. Prognozy mówią, że przy wzroście temperatury o 2,5°C względem okresu przedindustrialnego lasy mogą przestać pochłaniać dwutlenek węgla i zacząć go emitować.

W przypadku Amazonii to już się zmieniło. Niedawne badania wykazały, że w ostatnich latach pochłaniała 0,5 mld ton CO2, a emitowała 1,5 mld.

Czyli najgorsze scenariusze zaczynają się realizować… Są jednak pomysły na ponowne zalesienie planety. Na przykład Program Środowiskowy ONZ nakreślił plan, by zalesić 10 mln km2. To obszar wielkości USA albo Chin. Jak tego nie zrobimy, czeka nas ekologiczne samobójstwo.

Problemem jest jednak to, że nie wystarczy, abyśmy wszyscy zaczęli sadzić drzewa. Bo tylko lasy naturalne, ukształtowane siłami natury, są w stanie pochłonąć wystarczającą ilość węgla. Taki las pochłania 40 razy więcej węgla niż plantacje, monokultury tworzone przez np. polskich leśników i sześć razy więcej niż agroleśnictwo. Oczywiście agroleśnictwo jest więc o wiele lepsze niż monokultury, ale najważniejsze są te stare, naturalnie ukształtowane lasy.

Zdjęcie: zwalone drzewo w lesie, pień pokryty mchem, widoczne wyrwane z ziemi korzenie.
Rysunek 7: Pozostawienie wykrotów w lesie wspiera bioróżnorodność, zwalone drzewa stają się siedliskiem wielu organizmów. Zdjęcie: Piotr Skubała.

Dlaczego są one o tyle skuteczniejsze?

Po pierwsze – starsze drzewo jest w stanie zakumulować więcej dwutlenku węgla niż młode. Po drugie – ilość materii organicznej w starym lesie jest wielokrotnie większa niż w monokulturowym, z którego tę materię wywozimy. A materia organiczna to m.in. znów ten dwutlenek węgla. Gleby akumulują go w gigantycznych ilościach.

A dlaczego im większa bioróżnorodność, tym lepiej?

Zdecydowana większość ekosystemów, które są bioróżnorodne, jest bardziej odporna na wszelkiego rodzaju zaburzenia, jak wzrost temperatury, patogeny czy choroby. Różnorodność biologiczna w większości przypadków gwarantuje stabilność takiego systemu, jest lekarstwem na nasze schorzenia. Także na różnego rodzaju pandemie, których doświadczamy – wysoka bioróżnorodność oznacza o wiele mniejsze prawdopodobieństwo, że dane wirusy przeskoczą na nasz gatunek. Jeśli chcemy więc chronić się przed pandemiami, to powinniśmy zadbać o przyrodę.

Które ekosystemy są najbardziej newralgiczne dla przetrwania życia na Ziemi we w miarę niezmienionej formie? O które powinniśmy walczyć w pierwszej kolejności?

Naukowcy swego czasu opracowali „biodiversity hotspots” – punkty na naszej planecie, w których istnieje największa bioróżnorodność, a które są zagrożone przez działalność ludzi. Podkreślają, że trzeba zrobić wszystko, aby powstrzymać utratę bioróżnorodności w tych miejscach. To m.in. basen Morza Śródziemnego w Europie, lasy sosnowo-dębowe w Ameryce Północnej, tropikalne Andy w Ameryce Południowej, lasy przybrzeżne Afryki Wschodniej, góry Azji Środkowej czy Himalaje Wschodnie (Strassburg i in., 2020).

W których ekosystemach jest najgorzej? Które najbardziej się załamały?

Dużo się mówi o rafie koralowej, która jest odpowiednikiem dżungli tropikalnej w oceanach. Rafa doświadcza bardzo mocno skutku naszych działań, w tym zmiany klimatu, bo wzrost temperatury oznacza brak współpracy żyjących w niej organizmów i jej bielenie. Chyba większość z nas ma też świadomość, że zapaloną na czerwono lampką jest Arktyka, która ogrzewa się co najmniej dwa razy szybciej niż reszta świata i może spotęgować zmiany w innych częściach naszego globu. A tam żyją organizmy, które po prostu nie mają gdzie uciec. One wypadną z biosfery w pierwszym rzędzie.

Jak z powodu zmiany klimatu i w porównaniu do życia na lądzie zmieniają się warunki życia w oceanach?

Raporty naukowe, które analizują życie w oceanach, już od co najmniej 10 lat mówią o tym, że weszło ono w fazę wymierania. Że tam sytuacja jest dużo poważniejsza. W nowszym badaniu z 2019 r. autorzy starali się ocenić, jak zmiana klimatu wpływa na życie w morzach właśnie w porównaniu do lądów. Stwierdzili, że w wyniku rosnącej globalnej temperatury gatunki morskie są eliminowane ze swoich siedlisk dwa razy częściej niż gatunki lądowe.

A życie w morzach i oceanach jest dla nas równie istotne, gdyż…?

Gdyż większość naszej planety pokrywają morza i oceany, a miliardy ludzi żyje z tego, co ofiaruje morze. Kiedyś pisarka Margaret Atwood powiedziała w wywiadzie dla Wysokich Obcasów: „Najważniejszym problemem, który musimy teraz rozwiązać, jest jednak sprawa przyszłości oceanów: to, by przetrwały zderzenie z cywilizacją. Jeśli zabijemy oceany, będzie nam bardzo ciężko oddychać. Zwyczajnie się udusimy. Oceany dają nam więcej potrzebnego do przeżycia tlenu. Zmieniając klimat, wykańczamy siebie i planetę, którą znamy.” Tymczasem jak wspomniałem, gatunki w morzach są eliminowane dwa razy częściej…

Zdjęcie: Filipiny: rybacy po połowie rozkładają sieci na brzegu morza.
Rysunek 8: Rybołówstwo morskie na Filipinach to nie tyle przemysł ile sposób życia. Utrzymują się z niego setki tysięcy osób. Zdjęcie:Bernard Spragg (domena publiczna).

Co z rolnictwem? Zmiana naszej diety jest ważną odpowiedzią na kryzys klimatyczny i środowiskowy?

Rolnictwo jest drugim największym czynnikiem, który przyczynia się do wymierania gatunków. Jest też bardzo dużym źródłem emisji gazów cieplarnianych, bo chodzi i o dwutlenek węgla, i o metan, i o podtlenek azotu. Szacunki są różne, ale wydaje się, że te 25% emisji gazów cieplarnianych, jakie według badań dostarcza do atmosfery rolnictwo, to całkiem prawdopodobna liczba. Pocieszające jest to, że potrzeba zmiany naszej diety i funkcjonowania rolnictwa z wielkoskalowego, przemysłowego na lokalne, małe gospodarstwa i agroleśnictwo to temat, który się bardzo mocno przebija.

Postulat ten pojawia się już w praktycznie każdym opracowaniu dotyczącym zmiany klimatu: czy to w raportach IPCC, czy innych. Unia Europejska też stara się zmieniać rolnictwo, ale niestety proponowana Wspólna Polityka Rolna nie do końca odpowiada na potrzeby. Nie odchodzi się w niej od przemysłowego rolnictwa, nadal chce się je dotować. Jeśli chodzi o nasze indywidualne wybory, to liczba osób, które przeszły na wegetarianizm czy weganizm jest dużo większa niż kilkanaście lat temu, ale mimo to w skali planety ilość spożywanego mięsa wciąż rośnie. A okrutny proceder, który nazywamy bezdusznie „produkcją mięsa” jest czymś, co po prostu niszczy życie na naszej planecie.

Rolnictwo to problem nie tylko pod kątem emisji, ale i zanieczyszczeń środowiska, jakie generuje.

Przypomina mi się koncepcja granic planetarnych: na dziewięć cztery są już przekroczone, a jedna z nich odnosi się do rolnictwa. To kwestia ilości azotu i fosforu, których źródłem jest właśnie schemizowane rolnictwo. Inną z granic planetarnych znajdującą się w strefie wysokiego ryzyka jest wylesianie, za które rolnictwo odpowiada w ok. 80%.

Kiedyś pisałem o tym, że zmiana klimatu jest też dużym zagrożeniem dla kawy. To dziś jeden z kilkunastu najbardziej zagrożonych gatunków, jakie mogą zniknąć z naszego menu. Martwi mnie to także osobiście, bo kawa jest jednym z moich ulubionych napojów. Tymczasem wzrost temperatury już teraz powoduje susze, które zagrażają uprawom, roślina ta jest też częściej atakowane przez patogeny. W efekcie zagrożone wyginięciem jest 60% ze 124 dzikich gatunków kawy.

Jakie jeszcze popularne gatunki roślin są zagrożone?

Banany, ananasy, mango, jabłka, winogrona, pomidory

Jeśli mówimy o wymieraniu gatunków i rolnictwie, to nie można pominąć tematu owadów. Niektórzy naukowcy twierdzą, że czeka je wręcz Armagedon.

I za oceną tą stoją liczby z badań, które przeprowadzili. Ale chyba też każdy z nas doświadczył zjawiska „przedniej szyby”. Gdy kiedyś jeździliśmy samochodami, na szyby wpadało bardzo wiele owadów, teraz nie wpadają prawie w ogóle. To prosty przykład z życia, który pokazuje, jak wiele się zmieniło. Osobiście też zauważam, że owadów w moim otoczeniu – czy na wakacjach, czy w domu – jest zdecydowanie mniej niż 10 czy nawet 5 lat temu.

Wracając jednak do badań, to w 2017 r. naukowcy stwierdzili, że w ciągu ostatnich 27 lat liczebność owadów w rezerwatach i obszarach chronionych w Niemczech spadła średnio o 75%. Drugie poruszające badanie pochodzi z 2019 r. W lesie tropikalnym w Portoryko stwierdzono spadki liczebności owadów naziemnych w ciągu ostatnich 35 lat aż o 98%. To coś szokującego. Być może problem ten nie dotyczy każdego regionu świata, ale wielu na pewno tak. Trudno się jednak temu dziwić, skoro stosujemy tak ogromne ilości środków chemicznych, niszczymy tyle siedlisk i tak usilnie betonujemy planetę.

Zdjęcie: kwitnący krzew
Rysunek 9: Owady zapylają 90% drzew i krzewów i 85% roślin kwiatowych. Zdjęcie: Piotr Skubała.

Dlaczego owady są tak istotne?

To kluczowy element funkcjonowania wielu ekosystemów. Spośród opisanych niecałych dwóch milionów gatunków na Ziemi blisko milion to owady. Są pożywieniem większości gatunków płazów, gadów, ptaków i ssaków. Odgrywają też niezwykle ważną rolę w produkcji żywności. 70% roślin jest zapylanych przez owady, a w skali globu jedną trzecią żywności zawdzięczamy zapylaczom. Bez nich będziemy pozbawieni większości gatunków roślin, które zapylają.

Czy mając to wszystko na uwadze jest coś, co daje Panu nadzieję?

Nadzieja to może za duże słowo, bo tej mam coraz mniej. Siłę do działania dają mi jednak ludzie, z którymi mam okazję się spotykać, rozmawiać, wymieniać informacjami i podejmować różne działania. Jeśli jakaś resztka nadziei we mnie jeszcze jest, to też dzięki tym osobom.

Jakąś nadzieję daje też przebudzenie pewnej części społeczeństwa. Osobiście przejrzałem na oczy w 1992 r. Liczba informacji, aktów prawnych czy osób, które myślały wtedy podobnie, była niezwykle skromna. W tej chwili tego typu osób, książek, raportów, wydarzeń, rozmów jest bez liku. To ogromna różnica. Świat się zmienił, a przynajmniej tak to odbieram. Osobiście nie jestem dzisiaj traktowany jako dziwak, odludek, który mówi o sprawach ekologii, a wiele osób wzięło tego typu hasła na sztandary.

Jak w kontekście naszej rozmowy nazwałby Pan człowieka jako gatunek?

Nie wiem, czy zadowolę swoją odpowiedzią: jesteśmy Homo bacterius. Nasze ciało to w znacznym stopniu bakterie, nasze organella komórkowe to też kiedyś były bakterie. Nazywając nas tak, dajemy prawdziwy obraz tego, czym jesteśmy – jesteśmy przyrodą, naturą. Powstaliśmy z niej i jesteśmy jej integralnym elementem.

Czyli jesteśmy po prostu zlepkiem bakterii?

Czymś więcej. Jesteśmy superorganizmem, holobiontem. Składamy się z wielu istot, które tworzą nasze ciało, naszą istotę, Oprócz bakterii to również takie organizmy, jak grzyby (średnio każdy z nas ma na sobie 67 gatunków grzybów, które odgrywają ważną rolę w utrzymaniu nas w zdrowiu), wirusy (w ogromnej liczbie, bo 1018, czyli miliard miliardów) czy roztocza. Prawdopodobnie składamy się z kilku-kilkunastu tysięcy różnych stworzeń. Jesteśmy więc jedną z nitek cudu, jakim jest życie na naszej planecie.

Niestety, zapomnieliśmy o tym. Nasze działania prowadzą do destrukcji tego świata, a przez to do destrukcji nas samych, naszego gatunku. Mówię o tym, ponieważ zrozumienie, że jesteśmy częścią sieci życia, jest kluczowe dla podjęcia odpowiednich kroków i naprawy świata. A mimo to wciąż żyjemy w iluzji, że jesteśmy gdzieś poza naturą, że jesteśmy od niej oddzieleni, oderwani.

Zdjęcie: Piotr Skubała przemawiający podczas Strajku dla Ziemi w 2019, rynek w Katowicach.
Rysunek 10: Prof. Piotr Skubała mówi o tym jak może wyglądać nasz świat w 2030 roku w trakcie Earth Strike 2019 roku na rynku w Katowicach. Zdjęcie: Marek Galica.

Jak mógłby wyglądać świat, gdybyśmy to zrozumieli i zaczęli działać rozsądniej?

To świat, który w 2050 roku ma zeroemisyjną gospodarkę, a który przynajmniej w 50% będzie oddany przyrodzie. Świat, w którym dieta roślinna jest powszechna, a jedzenie mięsa praktycznie odeszło w niepamięć. Świat, w którym głównym środkiem transportu w mieście jest rower, ewentualnie tramwaj czy autobus. Świat, w którym wszyscy troszczymy się o przyrodę. Świat, w którym ograniczyliśmy poruszanie się samolotami, latając nimi tylko wtedy, kiedy jest to konieczne. Świat, w którym kierujemy się ideą zero waste. Świat, w którym mamy czas na rozmowy ze sobą, na spacery, na naukę języków obcych, grę na fortepianie czy gitarze. Świat, w którym nie gonimy za pieniędzmi i nie spędzamy większości dnia w pracy. Kurczę, czy nie fajnie byłoby mieć taki świat?

Jak w takim razie skutecznie zachęcać ludzi, by włączali się w różnego rodzaju inicjatywy i uznali problem zmiany klimatu za swój?

Czasami w czasie wykładów używam słowa „kryzys”. Przywołuję wtedy chiński zapis tego słowa, który składa się z dwóch symboli. Pierwszy oznacza zagrożenie, a drugi – szansę. Obecny kryzys daje nam drugą szansę pokazania, że naprawdę jesteśmy mądrym, rozumnym gatunkiem. Żyjemy w czasach szczególnych, w których możemy udowodnić, że jednak jesteśmy Homo sapiens i możemy uratować ten świat. Mamy wielką misję do wykonania.

Z perspektywy pana Krzysztofa czy pani Moniki misja ratowania świata może brzmieć jednak poważnie i przytłaczająco. A jak działać w skali mikro? By ludzie zrozumieli, że walczą nie o planetę, co jest szalenie trudnym wyzwaniem, ale o lepsze życie dla siebie i bliskich?

Podjęcie działań, o których mówiłem w czasie naszej rozmowy, daje szansę, że nasze życie będzie w przyszłości szczęśliwe. Niepodejmowanie tych działań daje nam gwarancję cierpienia gatunku ludzkiego.

Jeżeli więc Ty – człowiek, który to czyta – marzysz o konsumpcji, wakacjach na Karaibach, wielkiej willi z basenem, to będziesz głęboko nieszczęśliwy. Ta planeta nie jest już w stanie zaspokoić tego rodzaju pragnień. Jeżeli chcesz być szczęśliwy, to myśl o wakacjach nad polskim jeziorem, miej czas na spacer i doceń to, co masz wokół. W tym naturę.

Rozmawiał Szymon Bujalski


Prof. Piotr Skubała – profesor nauk biologicznych z Wydziału Nauk Przyrodniczych na Uniwersytecie Śląskim. Ekolog, akarolog, etyk środowiskowy, edukator ekologiczny.

Fajnie, że tu jesteś. Mamy nadzieję, że nasz artykuł pomógł Ci poszerzyć lub ugruntować wiedzę.

Nie wiem, czy wiesz, ale naukaoklimacie.pl to projekt non-profit. Tworzymy go my, czyli ludzie, którzy chcą dzielić się wiedzą i pomagać w zrozumieniu zmian klimatu. Taki projekt to dla nas duża radość i satysfakcja. Ale też regularne koszty. Jeśli chcesz pomóc w utrzymaniu i rozwoju strony, przekaż nam darowiznę w dowolnej wysokości