Niedawno opublikowaliśmy artykuł wyjaśniający podstawy działania efektu cieplarnianego, w którym zaprezentowaliśmy m.in. „model szyby”. Jak podkreśliliśmy w naszym tekście, model ten jest bardzo uproszczony. Okazuje się jednak, że nawet na tak podstawowym poziomie można popełnić błędy czy dopuścić się manipulacji. Przykład znaleźliśmy w blogu „Jest inaczej”, którego autor, Pilaster w oparciu o model szyby „wykazuje” nieistotność wzrostu stężenia gazów cieplarnianych.

zdjęcie przedstawia wycinek z blogu Pilastra

Pikanterii pełnemu błędów wywodowi Pilastra dodaje fakt, że osoby uznające, że globalne ocieplenie zachodzi i jest skutkiem wzmocnienia efektu cieplarnianego (czyli zasadniczo wszystkie zajmujące się badaniami klimatu ośrodki naukowe), Pilaster oskarża o ignorancję w dziedzinie nauk ścisłych. Oddajmy mu zresztą głos:

Panuje obecnie moda na humanizm. Jest to humanizm rozumiany współcześnie, czyli nie jako posiadanie głębokiej i wszechstronnej wiedzy, ale jako kompletna ignorancja w dziedzinie nauk ścisłych i duma z tego powodu. Takim humanistom można wmawiać dowolne bajki, mając pewność, że nie dysponują oni żadnymi narzędziami, żeby podawane do wierzenia „prawdy”, choć spróbować zweryfikować. Jedną z takich obecnie modnych humanistycznych bzdur jest globalne ocieplenie i rzekomo powodujący je efekt cieplarniany.

W dalszej części artykułu Pilastra możemy się nawet dowiedzieć, że efekt cieplarniany to „fetysz wyznawców ekohumanizmu”. Ufff. Musimy przyznać, że grono fizyków z redakcji NoK czytając to, aż krztusiło się ze śmiechu.

Ale przejdźmy do porządku dziennego nad poetyką i przyjrzyjmy się argumentacji merytorycznej Pilastra.

Molestując model

Pierwsza część artykułu to wyprowadzenie modelu szyby, zakończone podaniem wzoru

T = (F*(1+e)*(1-a)/(4*s))^0,25

To identyczny wzór jak w naszym artykule

Różne są jedynie nazwy zmiennych: nasze ‘N, S, A, σ’ to u Pilastra odpowiednio ‘e’, ‘F’, ‘a’, ‘s’.

Po wyprowadzeniu czytamy:

I nawet w naszym skrajnie uproszczonym modelu, jest to funkcja nie jednej, jak to przedstawiają wyznawcy globalnego ocieplenia, ale przynajmniej trzech zmiennych. Natężenia promieniowania, albedo i efektu cieplarnianego.

Śpieszymy poinformować, że środowisko naukowe doskonale wie, że na klimat Ziemi wpływają też natężenie promieniowania słonecznego, albedo Ziemi i inne czynniki, a nie tylko efekt cieplarniany. Jak rozumiemy, redakcja NoK wraz z resztą (wyjątkowo zgodnego w tym temacie) środowiska naukowego według Pilastra należy do grona „wyznawców globalnego ocieplenia”. Wielokrotnie podkreślaliśmy, że to nie kwestia wiary, lecz badań naukowych. Równie dobrze można by mówić o „wyznawcach” elektronów, teorii grawitacji czy praw Maxwella.

Po podstawieniu wartości średniej temperatury powierzchni Ziemi, stałej słonecznej, stałej Plancka i albedo Ziemi, Pilaster otrzymał wartość e = 0,815, podsumowując, że „szklarnia jest dziurawa”, czyli, że efekt cieplarniany jest trochę słabszy, niż gdyby Ziemia była przykryta jednolitą szybą, w pełni przepuszczającą światło widzialne i pochłaniającą podczerwień. Otóż pozwolimy sobie stwierdzić, że Pilaster właśnie „odkrył Amerykę”. Fakt, że atmosfera przepuszcza część promieniowania podczerwonego jest powszechnie znany i ma nawet specjalna nazwę „okno atmosferyczne w podczerwieni”.

Co prawda, w swoich obliczeniach Pilaster niedokładnie przyjął albedo Ziemi jako 0,37, podczas gdy powinien być 0,3 (prawdopodobnie omyłkowo użył albeda geometrycznego zamiast albeda Bonda), ale to drobiazg – swoją drogą, podstawienie wartości rzeczywistego albeda prowadzi do wyniku e=0,64 (Pilaster pewnie stwierdziłby, że to „jeszcze bardziej dziurawa szklarnia”). To co prawda drobiazg bez większego znaczenia dla toku rozumowania, pomaga jednak w zrozumieniu różnic w liczbach.

Dalej Pilaster zadaje pytanie: „który z naszych trzech czynników (…) wpływa na ziemski klimat w stopniu największym?”, przedstawiając „zmiany ziemskiej… temperatury pod wpływem zmian poszczególnych parametrów o 10%.”

W kolumnie „Poziom obecny” jest pokazana obecna średnia temperatura powierzchni Ziemi, w kolumnie „Zmniejszone o 10%” jaka byłaby średnia temperatura powierzchni Ziemi gdyby określony czynnik zmalał o 10%, a w kolumnie „Zwiększone o 10%”, jaka byłaby średnia temperatura powierzchni Ziemi gdyby określony czynnik wzrósł o 10%.

Podstawione do wzoru wartości (z dokładnością do wartości albedo) się zgadzają. Z tabeli wynika, że w przypadku zmiany czynników o 10% najmniejszy wpływ będzie miała zmiana e. Pilaster wyciąga więc wniosek, że:

Już tylko taki prosty model stawia całą legendę efektu cieplarnianego pod znakiem zapytania. Efekt szklarni bowiem, wpływa na zmiany temperatury na Ziemi w stosunkowo najmniejszym stopniu. Wpływ albedo, czy wahań w strumieniu energii słonecznej jest dużo większy, przy czym główną rolę odgrywa jednak promieniowanie. Fałsz mitu o złowrogim efekcie cieplarnianym, staje się jeszcze wyraźniejszy, jeżeli potraktujemy poważnie jeremiady jego wyznawców.

Niestety wyciągnięte wnioski nie są poprawne. Pilaster rozpatruje zmienność czynników o 10%. Ponieważ efekt cieplarniany podnosi temperaturę powierzchni Ziemi o 30°C, można się oczywiście spodziewać, że jego wzmocnienie o 10% poskutkuje wzrostem temperatury o 3°C.

Czy możemy wzmocnić efekt cieplarniany na tyle, by temperatura wzrosła w takim stopniu? Owszem. Jeśli spalimy większość zasobów paliw kopalnych możemy oczekiwać nawet sporo większego wzrostu temperatury powierzchni Ziemi – rzędu kilkunastu stopni Celsjusza (Meinshausen 2011, Rogelj 2012). Biorąc pod uwagę imponujący trend wzrostu emisji gazów cieplarnianych, wzrost e jedynie o 10%, a temperatury o 3°C jest wręcz skrajnie optymistycznym scenariuszem.

A w jakim zakresie zmienia się stała słoneczna? Typowa skala zmian, zarówno w 11-letnim cyklu zmian aktywności słonecznej, jak i wahań w horyzoncie stuleci to ±1W/m2.

Rysunek 1: Całkowite promieniowanie słoneczne. Dane z lat 1880 do 1978 na podst. Solanki. Dane z lat 1979-2009 z Physikalisch-Meteorologisches Observatorium Davos (PMOD).

To niecałe 0,1%. Rozpatrywana przez Pilastra zmiana o 10% nie ma żadnego sensu fizycznego. Może służyć jedynie dla zrobienia wrażenia, że zmiany ilości dopływającej od Słońca energii mają duże znaczenie dla zmiany klimatu. Nie mają.

Owszem, zmiana jasności Słońca może mieć znaczenie w dłuższym horyzoncie czasowym, liczonym w setkach milionów lat. Słońce jest średnich rozmiarów gwiazdą ciągu głównego, za pomocą mechanizmów syntezy termojądrowej przemieniającej powoli wodór w hel. Liczy sobie około 4,6 mld lat, a jego temperatura i rozmiary rosną, przez co rośnie też jasność naszej gwiazdy – w ciągu miliarda lat o około 10%. Dziś Słońce świeci o kilkadziesiąt procent mocniej niż u swojego zarania, zaś za miliard lat będzie świecić na tyle mocno, że oceany na Ziemi wyparują, co zakończy życie na Ziemi. Są to jednak procesy, których skala czasowa jest tak duża, że nie może być przyczyną epok lodowcowych a tym bardziej obserwowanego w ostatnim stuleciu ocieplenia klimatu.

A czy realna jest zmiana „wskaźnika pochłaniania” (który Pilaster definiuje jako 1-albedo), o 10%? Oznaczałoby to jego średnią zmianę dla całej planety o 0,03. Biorąc pod uwagę, że zmiana koloru zajmujących blisko ¾ powierzchni naszej planety oceanów i Antarktydy nie wchodzi w grę, musielibyśmy doprowadzić do zmiany „wskaźnika pochłaniania” dla lądów o 0,12. Jednak większa część terenu (pustynie, lasy deszczowe, tundra, tereny górskie) nie jest podatna na zmiany. Szacując wyjątkowo agresywnie zmieniany obszar na 1/3 lądów, musielibyśmy dokonać na tym obszarze trzykrotnie większych zmian „współczynnika pochłaniania” – o 0,36. To obszar odpowiadający całkowitej powierzchni obu Ameryk, a zmiana odpowiada zastąpieniu piasku asfaltem (jeśli chcemy, by Ziemia pochłaniała więcej energii) lub świeżym śniegiem (jeśli chcemy, by się ochłodziła). Biorąc pod uwagę, że część powierzchni i tak zasłaniają chmury (o wysokim albedo), obszar lądów o zmienionym albedo powinien być jeszcze większy.

Owszem, naszą działalnością zmieniamy albedo Ziemi – wycinamy lasy, zakładamy pola uprawne, budujemy miasta, drogi i parkingi, ale przy całej olbrzymiej skali naszej działalności zmiana wymuszania radiacyjnego związana z użytkowaniem terenów wynosi zaledwie -0,15 W/m2, w porównaniu z 3W/m2 powodowanym przez wzrost stężenia gazów cieplarnianych (a przypominamy, że w skrajnym scenariuszu emisji może to być nawet 20W/m2).

Pilaster argumentuje (w dyskusji na stronie Doskonale Szare), że dziesięcioprocentowe zmiany ilości energii otrzymywanej od Słońca występują sezonowo i regionalnie pomiędzy zimą i latem (w związku ze zmianami odległości Ziemi od Słońca i różnicami w nasłonecznieniu), a podobnego rzędu mogą być też zmiany albedo pomiędzy latem i zimą w związku z sezonowym występowaniem śniegu.

Należy jedna zauważyć, że są to wahania zachodzące w cyklu rocznym, nie powodujące trwałej zmiany irradiancji ani albedo, bo bilans, uśredniony po okresie dłuższym niż rok, wychodzi na zero. Równie dobrze można by argumentować, że w cyklu dobowym na równiku zmiana napromieniowania waha się od 0 do 1360 W/m2.

Podsumowując: w dyskutowanym przez Pilastra wzorze czynnikiem ulegającym dużym zmianom jest tylko i wyłącznie natężenie efektu cieplarnianego. Mówienie o wielkich zmianach pozostałych czynników niczemu nie służy (oprócz robieniu wrażenia, że zmiana natężenia efektu cieplarnianego jest mało istotna). W zasadzie kolejnym krokiem mogłoby już tylko być zadanie pytania, jak na wpływ na temperaturę powierzchni Ziemi miałaby zmiana o 10% występującej we wzorze liczby 4.

Dalej Pilaster porównuje efekt cieplarniany na Wenus, Ziemi i Marsie.

Wartości są niezbyt dokładne, a źródeł Pilaster niestety nie podaje, ale przejdźmy nad tym do porządku dziennego, bo ta niedokładność danych też nie ma większego wpływu na tok rozumowania.

Jak pisze Pilaster:

Jak widać w tabeli, efekt cieplarniany nie jest jakimś mitycznym przekleństwem, ale wręcz przeciwnie. Bez niego nasza planeta zamarzłaby na kość i zamieniła się w coś w rodzaju repliki Marsa. Wymrożoną, pozbawioną śladu życia, pustynię. Po drugie, oczywiste jest, że wpływ dwutlenku węgla na efekt cieplarniany jest w istocie niewielki.

Z pierwszym stwierdzeniem nie sposób się nie zgodzić – gdyby nie efekt cieplarniany, Ziemia rzeczywiście byłaby „zamarznięta na kość”. Z twierdzeniem, że „oczywiste jest, że wpływ dwutlenku węgla na efekt cieplarniany jest w istocie niewielki” zgodzić się już jednak nie sposób.

W swoim rozumowaniu Pilaster do trzech punktów pomiarowych (dla Marsa i Wenus oraz zerowego e przy zerowym P) dopasowuje krzywą e = 0,157*P0,666. Dlaczego właśnie taką? Na jakiej podstawie Pilaster uznał, że taka prosta zależność będzie równie dobrze opisywała atmosfery o zupełnie różnej strukturze, do tego zarówno z małymi stężeniami CO2 jak i z dużymi?

Model szyby jest bardzo uproszczony i nie nadaje się do ilościowych obliczeń wkładu poszczególnych składników atmosfery w efekt cieplarniany, ponieważ m.in. traktuje atmosferę jako jednowarstwową i pomijając jej strukturę, zaniedbuje „okno atmosferyczne”, traktuje CO2 jako gaz doskonale szary, ignoruje inne składniki atmosfery, poszerzenie ciśnieniowe linii absorpcyjnych, inne niż promieniowanie sposoby przekazywania energii itp. itd. Krótko mówiąc, użycie tak prostego modelu do czegokolwiek innego niż demonstracja podstaw fizyki efektu cieplarnianego jest bez sensu. Nie da się z niego wyprowadzić analitycznej zależności pomiędzy ilością CO2 w atmosferze a temperaturą powierzchni. Świetnie zostało omówione to tutaj.

Żeby wykonać sensowne obliczenia, trzeba użyć przynajmniej modelu radiacyjno-konwekcyjnego i dobrej bazy linii widmowych (tzn. charakterystyk oddziaływania związków chemicznych z promieniowaniem) dla wysokich temperatur, a jeszcze lepiej: trójwymiarowego modelu atmosfery.

Takich modeli, o różnym stopniu komplikacji i dokładności jest wiele, a ich kody są dostępne. Każdy z czytelników może sobie sam wykonać obliczenie, np. bardzo prostym modelem MODTRAN odległym o jedno klikniecie myszki.

Swoją oderwaną od jakiejkolwiek rzeczywistości fizycznej zależność e = 0,157*P0,666 Pilaster wykorzystuje dla przypadku Ziemi, uzyskując wkład dwutlenku węgla w obserwowany efekt cieplarniany na poziomie 2% (zresztą absolutnie błędny, o czym za chwilę).

Cały ten proces to luźna zabawa liczbami bez odniesienia do praw fizyki. Po angielsku tego typu manipulacje określa się mianem „mathturbation”. W języku polskim nie ma na to dobrego odpowiednika, można chyba tylko mówić o molestowaniu modelu.

Autor jest wyraźnie dumny z przeprowadzonej operacji, stwierdzając:

zważywszy na olbrzymie uproszczenia, jakich po drodze musieliśmy dokonać, wynik ten jest zadziwiająco bliski podawanej przez źródła naukowe wartości 3,6 %.

Ze stwierdzeniem, „olbrzymie uproszczenia”, pozostaje nam się tylko zgodzić, chyląc głowę przed nadmierną skromnością autora, który w molestowaniu modelu posuwa się znacznie dalej niż do „olbrzymich uproszczeń”.

Bardzo nas też ujęło powołanie się na źródła naukowe. Te „źródła naukowe” to link do  obrazka mającego swoje źródło na stronie internetowej niejakiego Monte Hieba. W swoich wyliczeniach Hieb popełnia elementarne błędy. Wartości rzędu 3,6% jest wielokrotnie zaniżona i nie występuje w literaturze naukowej. Osoby zainteresowane tym, skąd wzięło się 3,6% oraz dlaczego jest to wartość błędna, mogą o tym przeczytać w artykule Mit: Para wodna to 95-99% efektu cieplarnianego.

Poszukiwanie winnych

To prawda, że określenie wkładu różnych gazów w efekt cieplarniany nie jest banalne. Różne gazy cieplarniane pochłaniają podczerwień na różnych długościach fal i z różną intensywnością. Częstotliwości, na których gazy cieplarniane pochłaniają promieniowanie (tzw. pasma absorpcyjne), zachodzą na siebie, jeśli więc prowadzimy pomiary dla kolumny powietrza, możemy określić tylko sumaryczny wpływ zawartych w niej gazów. Na szczęście dysponujemy dodatkowymi informacjami na temat koncentracji poszczególnych składników atmosfery, ich współczynników absorpcji oraz dużą liczbą pomiarów polowych w różnych warunkach. Dzięki temu możemy określić, że w przybliżeniu wpływ pary wodnej to (wraz z chmurami) 75%, wpływ dwutlenku węgla to 20%, a pozostałych gazów cieplarnianych łącznie to około 5% (Schmidt 2010). Gdybyśmy mieli do czynienia z suchą atmosferą, w której jedynym gazem cieplarnianym byłby CO2, zapewnił by on 25% obecnego efektu cieplarnianego. Więcej na ten temat piszemy w artykule Mit: Para wodna jest najważniejszym gazem cieplarnianym.

Jakby tego było mało, Pilaster pisze:

Zwrócić należy uwagę, że jest to wpływ całego CO2 zawartego w atmosferze, z czego emisja ze źródeł antropogenicznych, to zaledwie 3% emisji ze źródeł naturalnych. Zatem całkowity wpływ człowieka na efekt cieplarniany to zaledwie nieco ponad promil. W przeliczeniu na temperaturę oznacza to wzrost o …0,04 stopnia.

To jeden z tych kilku powtarzanych na okrągło mitów, które pokazują kompletne niezrozumienie działania mechanizmów szybkiego cyklu węglowego. Nasze emisje stanowią stałą nadwyżkę, rok po roku kumulującą się w szybkim cyklu węglowym (atmosfera – oceany – biosfera – gleby). W rezultacie w atmosferze jest coraz więcej dwutlenku węgla – już około 400 cząsteczek CO2 na milion cząsteczek powietrza (ppm). Tak dużej jak obecnie ilości dwutlenku węgla nie było w atmosferze od  kilku, a może nawet kilkunastu milionów lat. To nie jest przypadek – mamy olbrzymi i coraz większy wpływ na skład atmosfery naszej planety. Więcej na ten temat przeczytasz w Mit: Człowiek odpowiada jedynie za 0,6% efektu cieplarnianego oraz Mit: Dwutlenek węgla emitowany przez człowieka nie ma znaczenia.

Dalej Pilaster stwierdza, że

Wzrost temperatury na Ziemi zdaje się rzeczywiście zachodzić. Tyle tylko, że nie ma on wiele wspólnego z efektem cieplarnianym, a tym bardziej z emisją CO2 przez ziemski przemysł. Wiadomo to stąd, że podobne do ziemskiego ocieplenia zjawiska zachodzą obecnie również na …Marsie. (…) Najbardziej więc prawdopodobną hipotezą, jest to, że za wzrost temperatury odpowiadają zmiany w ilości promieniowania słonecznego. Zgadzałoby się to z pomiarami wskazującymi na wzrost intensywności promieniowania słonecznego przez prawie cały XX wiek

Jednym słowem – Pilaster autorytatywnie stwierdza, że ociepla się ze względów „naturalnych” – czytaj „fizyka nie ma z tym nic wspólnego”, a podobnie jest też na Marsie. Przecież powodem ocieplania się nie może być wzrost aktywności słonecznej – aktywność Słońca nie zmieniała się znacząco, a ostatnich dekadach spada (patrz Mit: Globalne ocieplenie jest powodowane wzrostem aktywności słonecznej). Więcej piszemy o tym w Mit: Ociepla się też na innych planetach, więc to wina Słońca.

Analizy pokazują, że gdyby na klimat Ziemi działały tylko czynniki naturalne, powinien się on ochładzać – podczas gdy obserwujemy jego ocieplanie się. Więcej na ten temat piszemy w Mit: Wzrost średnich temperatur na świecie wynika z przyczyn naturalnych.

Dalsze rozważania Pilastra na temat działania sprzężeń zwrotnych i tego, jak wiele różnych czynników działa w systemie klimatycznym, to zasadniczo zastanawianie się nad czułością klimatu. Pisaliśmy o tym wielokrotnie: Mit: Czułość klimatu na zmiany stężenia dwutlenku węgla jest bardzo mała, Mit: Klimat zmieniał się już wcześniej – dziś jest tak samo, Równowagowa czułość klimatu – chyba jednak 3 stopnie, Czy czułość klimatu jest niższa, niż twierdzi IPCC?, Czy ocieplenie powyżej progu 2 stopni Celsjusza jest nieuchronne?

Podsumowując: czułość klimatu (czyli to, jaka będzie zmiana globalnej średniej temperatury powierzchni Ziemi w odpowiedzi na podwojenie koncentracji dwutlenku węgla) wynosi około 3°C. Jednak uwzględnienie powolnych sprzężeń zwrotnych (takich jak roztapianie się lądolodów Antarktydy i Grenlandii lub przesuwanie się strefy lasów borealnych na północ) prowadzi do większych wartości czułości klimatu w dłuższym horyzoncie czasowym. Więcej na ten temat w Mit: Przeciwdziałanie zmianie klimatu to nic pilnego.

Czym tu się przejmować?

Po „wykazaniu”, że nie mamy wpływu na zmianę klimatu, Pilaster podsumowuje uspokajająco:

Do optymizmu skłania nas ziemska historia geologiczna, zawierająca co prawda zapisy katastrof klimatycznych, ale też niesłychanie długich okresów stabilności owe krótkotrwałe katastrofy przedzielających. Oznacza to, ze ziemska maszyneria klimatyczna jest w bardzo wysokim stopniu odporna na zakłócenia a mechanizmy kompensujące są niezwykle silne. Zawodzą one dopiero przy tak drastycznych naruszeniach równowagi, jak uderzenia planetoid, czy erupcje wulkaniczne na skalę, która dzisiaj wydaje się nie niewiarygodna (trapy dekańskie i syberyjskie). Ludzkiej cywilizacji daleko jeszcze do osiągnięcia takich zdolności niszczenia.

Można skwitować to pytaniem: kiedy ostatnio miała miejsce znana nauce globalna zmiana klimatu, podczas której doszło do wzrostu średniej temperatury naszej planety o kilka-kilkanaście stopni w ciągu 200-300 lat? (patrz Koniec Holocenu, Zmiany klimatu kiedyś i dziś – w 80 lat do klimatu z czasów dinozaurów?).

Nigdy nie miało to miejsca. To, co robimy, to planetarny eksperyment bez precedensu w geologicznej historii Ziemi.

W dalszej części tekstu Pilaster pisze ponadto:

ograniczanie emisji gazów cieplarnianych, nie dość, że jest niesłychanie kosztowne, to jeszcze, jak wykazaliśmy, właściwie nieskuteczne. (…) Pozostaje wreszcie pytanie, czy w ogóle wzrostowi globalnej temperatury należy się przeciwstawiać, nie ulega bowiem wątpliwości, że prościej i taniej będzie się po prostu do zmian dostosować.

Po pierwsze, nasze emisje dwutlenku węgla mają jednak istotne znaczenie dla klimatu (Mit: Dwutlenek węgla emitowany przez człowieka nie ma znaczenia), a po drugie, problemem nie jest taka czy inna temperatura, lecz jej gwałtowne zmiany. Zmiany powodujące przesuwanie się stref klimatycznych, pustyń i linii brzegowej. Możliwe rozmarzanie wiecznej zmarzliny, następnie destabilizacja oceanicznych hydratów metanu, odtlenienie oceanów, a być może powtórzenie scenariusza z przełomu Permu i Triasu, kiedy to podobna sekwencja wydarzeń doprowadziła do wymarcia ponad 90% zamieszkujących naszą planetę gatunków. Czy jest to pewne? Nie, nie jesteśmy pewni, że spalenie wszystkich paliw kopalnych do tego doprowadzi. Czy jest to możliwe? Cóż, zdarzyło się już w przeszłości, więc jest możliwe.

Twierdzenie, że „nie ulega wątpliwości, że prościej i taniej będzie się po prostu do zmian dostosować” ulega wątpliwości. Bardzo. To, jak poważne problemy będziemy mieć, zależy od sumy naszych emisji.

Rysunek 2: Globalny wzrost temperatury powierzchni Ziemi jako funkcja skumulowanych całkowitych światowych emisji CO2. Rezultaty symulacji wykorzystujących wiele modeli cyklu węglowego dla każdego RCP do 2100 roku są pokazane za pomocą kolorowych linii i średnich dekadowych (kropki). Niektóre średnie dekadowe dla czytelności zostały wyróżnione (np. 2050 wskazuje dekadę 2041-2050). Wyniki symulacji dla okresu historycznego (1860-2010) są pokazane kolorem czarnym. Średnia i zakres symulacji wielu modeli CMIP5, wymuszanych przez wzrost koncentracji CO2 równy 1% rocznie jest pokazana czarną linią i szarym cieniowaniem. Wszystkie wartości są podane względem okresu bazowego 1861-1881. Średnie dekadowe są połączone liniami prostymi. Źródło: IPCC

O ile ze wzrostem średniej temperatury powierzchni Ziemi o 1-2°C sobie raczej poradzimy bez bardzo poważnych problemów (co oznacza, że możemy spalić jeszcze mniej więcej 60% ilości paliw kopalnych, którą spaliliśmy dotychczas), to większy wzrost temperatury będzie oznaczać gwałtowny wzrost zagrożeń. Więcej na ten temat przeczytasz w Mit: Globalne ocieplenie, nawet jeśli będzie, wcale nie będzie takie złe.

Panu Pilastrowi, jeśli zależy mu, żeby jego artykuły były poprawne merytorycznie, rekomendujemy uprzednie pogłębienie wiedzy w tematach, w których zabiera głos. W kwestii klimatu możemy zarekomendować lekturę podręcznika Principles of Planetary Climate, dobre kursy internetowe Global Warming: The Science and Modeling of Climate Change, Climate Change in Four Dimensions, Turn Down the Heat: Why a 4°C Warmer World Must be Avoided, albo wydaną po polsku książkę Globalne ocieplenie – zrozumieć prognozę, którą, jeśli tylko zechce i się z nami skontaktuje, specjalnie dla niego ufunduje redakcja Nauki o klimacie.

Marcin Popkiewicz i prof. Szymon Malinowski

Fajnie, że tu jesteś. Mamy nadzieję, że nasz artykuł pomógł Ci poszerzyć lub ugruntować wiedzę.

Nie wiem, czy wiesz, ale naukaoklimacie.pl to projekt non-profit. Tworzymy go my, czyli ludzie, którzy chcą dzielić się wiedzą i pomagać w zrozumieniu zmian klimatu. Taki projekt to dla nas duża radość i satysfakcja. Ale też regularne koszty. Jeśli chcesz pomóc w utrzymaniu i rozwoju strony, przekaż nam darowiznę w dowolnej wysokości